Większa od innych chata wodza stała w samym środku obozu. Kisumo i czarownik weszli pierwsi zapraszając gości. Po prawej stronie Kisuma usiadł napuszony czarownik nadal potrząsając grzechotkami, po lewej wódz wskazał miejscałowcom. Naprzeciwko wodza rozsiadła się starszyzna plemienia z napuszonym czarownikiem i Mescherje na czele.
Zaledwie mężczyźni znaleźli się w chacie, kilka kobiet wniosło naczynia napełnione zsiadłym mlekiem i piwem.
– W złej chwili przybyłeś do nas, biały kirangozi – rozpoczął rozmowę Kisumo. – Zawiść i złośliwość zazdrosnych Nandi pozbawiły nas licznych stad. Jesteśmy biedni i głodni, a serca nasze łakną srogiej zemsty.
– Wspomniał mi już Mescherje, szlachetny wodzu, że tajemnicza choroba nawiedziła wasze bydło – zagaił Hunter. – Ty jednak mówisz, że sprawcami tego nieszczęścia są Nandi.
– Posłuchajcie, jak to było, a sami zrozumiecie, że powiedziałem prawdę. O takich sprawach mówi się tylko na radzie starszych, dlatego też Mescherje nie mógł się rozwodzić przy wszystkich. Otóż zjawiło się u nas kilku Nandi z największym ich czarownikiem. Namawiali nas do wspólnego napadu na pociąg jeżdżący po żelaznej drodze. Nasza starszyzna nie chciała się przyłączyć do Nandi. Teraz nie prowadzimy wojny z Anglikami posiadającymi karabiny i rury wyrzucające duże kule. Rozumiesz przecież, kirangozi, że po zniszczeniu pociągu musielibyśmy uciekać stąd i porzucić nasze stada. To właśnie powiedzieliśmy Nandi, a wtedy ich czarownik zagroził, że bydło i tak stracimy, gdyż biali zabiorą je, a nas samych wygnają precz albo wymordują. Odrzekliśmy, że teraz mamy pokój z białymi ludźmi. Czarownik śmiał się z nas i zapewniał, że wkrótce przekonamy się o swej głupocie. Kiedy odjeżdżali od nas, musiał rzucić zły czar na nasze bydło, ponieważ wkrótce padły nam niemal wszystkie stada.
– Biali ludzie w Mombasie i Nairobi mówią, że mór na bydło panuje wzdłuż całej południowej granicy Kenii – wtrącił Hunter. – Może więc mylisz się, obwiniając Nandi o czary?
– Nie broń ich, kirangozi. Musieli poczuwać się do winy, bo kiedy urządziliśmy wyprawę w celu pomszczenia krzywdy, nie zastaliśmy ich w obozie.
– Kto wam powiedział, że to Nandi rzucili urok na bydło? – zapytał Smuga.
– Nasz wielki czarownik rozmawiał ze złymi duchami. One zdradziły mu tę tajemnicę. Oświadczył też, iż tylko krwawa zemsta może powstrzymać mór bydła.
Smuga spojrzał ostro na czarownika wyraźnie okazującego niepokój. Przez chwilę mierzył go surowym wzrokiem, po czym powiedział z naciskiem:
– Łatwiej doradzić krwawą zemstę i walkę, w której giną dzielni wojownicy, niż zapobiec rzekomym czarom.
Grzechotki gwałtownie potrząśnięte odezwały się natarczywie. Hunter rzucił Smudze ostrzegawcze spojrzenie i zwrócił się do Masajów:
– Życzymy tobie, Kisumo i twoim ludziom jak najlepiej. Wiemy też, że jesteście bardzo odważni. Dlatego właśnie przybyliśmy prosić o kilku wojowników na wyprawę do Bugandy. Ten biały bana makuba25[25Naczelny dowódca.] będzie tam łowił żywe dzikie zwierzęta, aby je zabrać potem do swego kraju.
Mówiąc to wskazał ręką na Wilmowskiego. Murzyni z zaciekawieniem spojrzeli na dowódcę wyprawy łowieckiej.
– Po co macic iść tak daleko? – zaoponował Kisumo. – W Kenii również jest pełno dzikich zwierząt. W Bugandzie niedobrze. Tam była wojna z Anglikami i innymi białymi.
– W Kenii nie znajdziemy małp soko26[26Goryle] – wyjaśnił Hunter. – Bana makuba chce chwytać żywe goryle.
– Chce chwytać żywe soko? To trudna i niebezpieczna wyprawa.
– Bana makuba łowił już dzikie zwierzęta i ma na to swoje sposoby.
W tej chwili czarownik pochylił się do wodza. Szeptał coś długo, wskazując jednocześnie na Tomka. Kisumo kiwnął głową i zaraz zapytał:
– Czy wasz czarownik bierze udział w tych łowach?
– Czy masz na myśli tego chłopca? To jest syn naszego bana makuby – odpowiedział Hunter. – Brał już udział w wyprawie do innego dalekiego kraju.
Wilmowski poruszył się niecierpliwie, lecz Hunter nie dopuścił go do słowa mówiąc:
– Bana makuba i jego odważny syn znają różne sposoby na chwytanie dzikich zwierząt. Wyprawa ta nie jest więc tak niebezpieczna, jak by się mogło wydawać. Czy dasz nam kilku wojowników, Kisumo? Dobrze zapłacimy i uzbroimy odpowiednio ludzi, którzy z nami pójdą.
– Wojownicy są potrzebni tutaj. Nandi mogą na nas napaść – zaskrzeczał czarownik.
– Chcielibyśmy zabrać tylko pięciu wojowników, a ci chyba nie ocalą was przed Nandi – wtrącił Smuga,
– Nie boimy się Nandi, gdyż daliśmy im dobrą nauczkę – szybko odparł Kisumo – musimy wszakże zapytać naszego czarownika, co mówią o tej wyprawie dobre i złe duchy.
– Więc poradź się wodzu swego czarownika, lecz pamiętaj, że przywieźliśmy dla twoich żon piękne same-same – oświadczył Hunter.
Kisumo spojrzał pytająco na czarownika, ten zaś potrząsając grzechotkami zawołał:
– Czuję krew, dużo krwi! To zła wyprawa!
– Mylisz się, nikomu nie stanie się krzywda, ponieważ bana makuba i jego syn nie obawiają się waszych złych duchów – zaprzeczył Smuga.
Kisumo nie wiedział, co ma uczynić. Z jednej strony obawiał się sprzeciwiać wielkiemu czarownikowi, z drugiej nęciły go upominki przyobiecane za wyrażenie zgody na udział wojowników w wyprawie. Spojrzał więc niepewnie na czarownika, a potem skierował swój wzrok na Tomka. Po twarzy Kisuma przewinął się przebiegły uśmiech.
– Biali mają różne sposoby na złe duchy – powiedział. – Co mówi wasz czarownik o tej wyprawie? Chyba nie poszlibyście na nią, gdyby wróżył wam śmierć?
Hunter zmieszał się, na szczęście jednak czujny i opanowany Smuga wybawił go z kłopotu.
– Nie wierzymy w czary, lecz jeżeli koniecznie chcecie wiedzieć, co syn bana makuby sądzi o wyniku wyprawy, to zaraz się o tym przekonamy.
– O co chodzi wodzowi. Janie? – zapytał po polsku Wilmowski.
– Moim zdaniem Kisumo ma ochotę dać nam wojowników na wyprawę, lecz czarownik, ten stary oszust, straszy Masajów śmiercią. Murzyni uważają przyozdobionego Tomka za istotę obdarzoną nadprzyrodzoną mocą, toteż wódz chciałby wiedzieć, jaki wynik łowów przewiduje Tomek.
– Najlepiej powiedz im, dlaczego Tomek i Dingo noszą futrzane przybrania. Nie ma sensu nabierać Murzynów na głupie kawały – nachmurzył się Wilmowski.
– Niech pan nie udziela złych rad – ostrzegł Hunter. – Pan Smuga zupełnie niepotrzebnie podrażnił ambicję czarownika podając w wątpliwość jego wróżby. Wódz lubi otrzymywać podarki, ale nie, może zezwolić wojownikom na udział w wyprawie wbrew ostrzeżeniom czarownika. Nie chcąc brać odpowiedzialności na siebie, szuka sposobu na osłabienie złego wrażenia, spowodowanego niepomyślną wróżbą. Powinniśmy mu pomóc w dobrze rozumianym własnym interesie. Niech Tomek powie po prostu, że będzie czuwał nad bezpieczeństwem powierzonych nam wojowników.
– Ależ to nieprawdopodobne, aby ci odważni ludzie wierzyli w takie bzdury! – zawołał Tomek.
– Murzyni od wielu wieków podporządkowują swe życie najrozmaitszym przesądom i zabobonom. Oni wierzą w moc czarowników i ich wróżb. Jeżeli chcemy zjednać sobie Masajów, niech Tomek odegra małą komedię. Nikomu to przecież nie zaszkodzi – doradził Hunter.
– Dobra rada złota warta – wtrącił bosman Nowicki. – Potrząśnij łepetyną i kiwnij tego czarownika sztuczką z monetą.
Tomek spojrzał na ojca, a ponieważ nie dostrzegł już wyraźnego sprzeciwu, uśmiechnął się na myśl o możliwości spłatania figla złośliwemu czarownikowi.
Zaraz też przybrał poważną minę, pochylił się ku Masajom i wolno powiedział po angielsku:
– Wielki wodzu, będę czuwał nad wszystkimi uczestnikami wyprawy i dlatego nikomu nic złego się nie stanie. Aby cię przekonać, że mówię prawdę, pokażę ci, co potrafię.
Wyjął z kieszeni szklaną kulę, w której wnętrzu tkwił mały trójmasztowy żaglowiec. Położył ją na ziemi przed sobą, rozkoszując się podziwem Murzynów. Następnie obnażył szyję, wydobył z portmonetki miedzianą monetę, pokazał ją wszystkim na lewej dłoni, po czym ulokował pieniążek na obnażonym karku. Z kolei nakrył monetę lewą dłonią i zaczął udawać, że wciera ją w skórę. Wkrótce lewą dłoń zastąpiła prawa, potem znów zmieniał ręce, a Murzyni widząc podczas tych zmian pieniążek spoczywający na zaczerwienionym od tarcia karku, aż brali się za boki ze śmiechu. Ruchy dłoni chłopca stawały się coraz szybsze. Pot wystąpił mu na czoło. W końcu tarł już kark tylko lewą dłonią. Spod oka spojrzał na Masajów. Przerwał naraz wcieranie i pokazał widzom pustą lewą dłoń. Kilku Murzynów zbliżyło się do chłopca i uważnie obejrzało zaczerwieniony kark oraz pustą rękę. Moneta zniknęła w zadziwiający dla nich sposób. Nie było jej ani na szyi, ani na dłoni.