Tomek spojrzał na ojca. Ten wysoki, barczysty, o łagodnym wyrazie twarzy mężczyzna różnił się usposobieniem od swych towarzyszy. Nie łaknął przygód ani sławy, a we wszystkich ludzkich istotach widział przyjaciół. Podczas wypraw łowieckich Smuga i bosman gotowi byli torować sobie drogę stanowczością lub siłą. Wilmowski natomiast wolał nawiązywać z krajowcami przyjazne stosunki, do czego miał wyjątkowe szczęście. Spoglądając na ojca, Tomek mimo woli przysłuchiwał się jego rozmowie z Hunterem.
– Wśród Murzynów zamieszkujących Kenię można wyróżnić dwie zasadnicze grupy o odrębnych zwyczajach i sposobie życia – wyjaśniał teraz Hunter. – Pierwszą stanowią liczne szczepy Bantu. Do nich należą Kikuju i Wakamba, którzy jako rolnicy lub pasterze prowadzą osiadły tryb życia. Na ogół są łagodni i trochę bojaźliwi, toteż dość łatwo poddają się wpływom Europejczyków. Do drugiej grupy należą ludy pochodzenia chamickiego. Głównymi jej reprezentantami są Masajowie, Nandi i Luo o głęboko zakorzenionych tradycjach wojowników. Jako koczownicy wędrują ze swymi stadami z pastwiska na pastwisko. Wojownicze usposobienie, odwaga oraz niechęć do wszystkiego, co obce, uodporniają ich na wpływy europejskie. Stanowią też trudny orzech do zgryzienia dla angielskiej administracji.
– Czy sądzi pan, że uda nam się namówić Masajów do wzięcia udziału w wyprawie do Ugandy? – zapytał Wilmowski.
– W zasadzie nie lubią na długo opuszczać swych żon, a ma ich niemal każdy Masaj kilka lub nawet więcej. Wszakże w ostatnich latach mór wyniszczył im stada, powinni więc teraz nie gardzić dobrym zarobkiem. Przecież żony ich wciąż potrzebują nowych ozdób, którymi obwieszają się z prawdziwym zamiłowaniem – odparł Hunter.
– No to przekupimy je sznurami same-same – ucieszył się Wilmowski.
– To najlepszy sposób – przytaknął Hunter.
Wilmowski przeciągał rozmowę z tropicielem nie zważając na późną porę. Inni natomiast spali od dawna, a i Tomka zaczął już morzyć sen. Przymykając oczy rozważał:
“Tatuś myśli o wszystkim jak prawdziwy wódz przed walną bitwą. Nawet odważny pan Smuga i bosman polegają całkowicie na jego doświadczeniu. Jakie to dziwne – tatuś odłożył broń, lecz czuwa, a my, uzbrojeni, śpimy w najlepsze, bo wiemy, że on jest z nami. Kochany tatuś.”
Jasny dzień zbudził Tomka. Jego towarzysze stali przy szerokim oknie. Tomek pomyślał, że musieli ujrzeć coś niezwykle ciekawego, natychmiast więc zerwał się z ławki, podbiegł do nich i zapytał:
– Co tam widać, tatusiu?
– Rozejrzyj się po okolicy! – zachęcił go ojciec.
Tomek wyjrzał przez okno wagonu. W oddali, na południu, piętrzyła się wysoko ku niebu olbrzymia góra. Dwa z jej trzech szczytów, rozdzielone od siebie siodłem górskim, rozległym na kilka kilometrów, zdawały się wisieć w powietrzu, gdyż przepływające poniżej chmury tworzyły wokół nich kłębiasty wieniec.
– To jest na pewno Kilimandżaro, najwyższa góra Afryki13[13Kilimandżaro (w języku krajowców: Kilima Ndżaro – góra ducha sprowadzającego zimno). Góra posiada 3 szczyty: Kibo- 5895 m, Mawenzi – 5355 m i Szira – 4300 m.] – domyślił się chłopiec.
– Zgadłeś – powiedział ojciec. – Wysokość jej wynosi blisko sześć tysięcy metrów.
– Imponujący widok przedstawia góra pokryta śniegiem w samym sercu Czarnego Lądu, i to niemal na równiku – przyznał Smuga.
– Nie należy się też dziwić, że niektóre plemiona murzyńskie, mieszkające na stokach Kilimandżaro, oddają jej boską cześć – dodał Hunter. – Na przykład Wadżaggowie wierzą, że niedostępne człowiekowi za życia kratery szczytów Kibo i Mawenzi, mają dopiero po jego śmierci służyć mu za wieczne mieszkanie. W myśl legendy, na Kibo gromadzą się duchy mężczyzn, na Mawenzi kobiet. Na lodowcach mają nadto przebywać złe duchy warumu, które każdego śmiałka, próbującego wydrzeć im tajemnicę, karzą śmiercią.
– Chciałbym się z bliska przyjrzeć Kilimandżaro! – powiedział Tomek.
– A może pachnie ci wspinaczka tak jak na Górę Kościuszki, pamiętasz? – zagadnął Smuga.
– Ho, ho! Żeby tylko tatuś zgodził się na to! Mielibyśmy się czym pochwalić!
– Wątpię, czybyśmy się zdołali wspiąć na Kilimandżaro – wtrącił Wilmowski, który jako geograf najwięcej miał wiadomości o osobliwościach świata. – Jest niemal trzy razy wyższa od Góry Kościuszki. Zbocza jej nie są zbyt przystępne. Od chwili gdy Rebmann podał wiadomość o istnieniu na równiku wielkiej góry pokrytej wiecznym śniegiem, wielu podróżników i alpinistów kusiło się o zdobycie jej szczytów. Jeden z nich, Johnston, przez pół roku przebywał na Kilimandżaro, lecz dotarł tylko do wysokości czterech tysięcy dziewięciuset metrów. Z kilku następnych ekspedycji jedynie Anglik Charles New wspiął się do granicy wiecznego śniegu. Trzykrotnie na szczyt tej góry próbował wedrzeć się Niemiec, geograf i alpinista, Hans Meyer. Dopiero w roku tysiąc osiemset osiemdziesiątym dziewiątym, podczas trzeciej wyprawy, udało mu się jako pierwszemu osiągnąć Kibo, jeden ze szczytów Kilimandżaro, i zbadać wygasły krater oraz pokrywające go lodowce. Od tej chwili uwierzono w to, co mówił swego czasu Rebmann. Niewielu szczęśliwym podróżnikom udało się później wejść na szczyt Kibo14[14Do 1935 r. na Kilimandżaro wspięło się zaledwie 39 osób. Jednym z pierwszych był Polak, dr Antoni Jakubski, pracownik Instytutu Zoologicznego Wszechnicy Lwowskiej, który w latach 1909-10 badał Tanganikę. 13 marca 1910 r., pozostawiwszy niżej w obozie zmęczonych i wylękłych tragarzy, samotnie osiągnął szczyt Kibo. W okresie drugiej wojny światowej wyczynu tego dokonało dwóch Polaków, członków Polskiego Klubu Wysokogórskiego: w 1944 r. na szczyt Kibo wspiął się Jerzy Golcz, a w 1945 r. inż. Wiktor Ostrowski wraz z angielskim dziennikarzem A. W. Parsonem.]. Konieczne są do tego siła, wprawa i odpowiedni ekwipunek, a tymczasem my nie jesteśmy na to przygotowani.
– Słuchaj, brachu! Mogę łazić po rejach okrętowych jak kot, ale daj mi spokój z górami i lodowcami – odezwał się do chłopca bosman Nowicki. – Na takim lodowcu pewno nawet rum zamarza w żołądku.
– Och, drogi panie bosmanie, przecież my tylko tak sobie rozmawiamy – pocieszył go Tomek.
Kilimandżaro znikała z pola widzenia, lecz okolica nie wydawała się już tak posępna jak poprzedniego dnia. Co pewien czas pojawiały się wśród stepu, nawet niedaleko od jadącego pociągu, jasnożółte antylopy. Było ich nieraz po kilkadziesiąt sztuk. Jedne pasły się spokojnie, inne patrzyły na pociąg prezentując swe wysokie rogi. Tu i ówdzie wśród stada złocistych antylop bieliły się pręgowate zebry, gdzie indziej znów czerniały gnu pasące się razem z wielkimi afrykańskimi strusiami. Te ostatnie przypomniały Tomkowi i bosmanowi ich niefortunne łowy na emu w Australii. Z humorem opowiedzieli Hunterowi swą niebezpieczną przygodę.
Czas szybko mijał. Rozweselony Hunter opowiadał z kolei ciekawostki ze swych polowań i ani się spostrzegli, jak pociąg wjechał na Kapiti Plains. Był to prawie pusty step porosły nikłą, krzaczastą i kolczastą roślinnością, wśród której roiło się od zwierzyny. Przebiegały całe jej stada liczące po kilkaset sztuk. Czasem, nie opodal pasących się zwierząt, stał samiec antylopy gnu, który, jak zapewniał tropiciel, pilnował bezpieczeństwa stada. Zwykle trzymał się na uboczu, stawał na wyższym cokolwiek miejscu i widać go było jeszcze nawet wtedy, gdy spłoszone stado znikało w ucieczce.
Widoki roztaczające się z okna pociągu pochłonęły Tomka bez reszty. Pierwszy też spostrzegł pięknego, oryginalnego ptaka wielkości żurawia, o stosunkowo długiej szyi i wysokich nogach, który kołował nad mijaną przez pociąg rzeką Athis. Tomka zachwyciła kita piór zwisająca z czuba ptaka – wydał okrzyk podziwu.
– To wężojad sekretarz15[15Serpentarius secretarius.] – wyjaśnił chłopcu Smuga.- Żyje nie tylko tu, ale i w Ameryce. Stanowi przejściowy gatunek między ptakiem brodzącym a jastrzębiem; żywi się gadami i płazami. Skoro wypatrzy zdobycz, najeża kitę na głowie i z natężoną uwagą śledzi ruchy węża, potem jednym skokiem rzuca się na niego, przyciska szponami do ziemi, a przed ukąszeniem broni się skrzydłami. Poluje również na węże jadowite, które pożera razem z gruczołami jadowymi. Jest tak pożyteczny w tępieniu płazów i gadów, że znajduje się pod ochroną.