Maksymilian Mistyczny mówił tak groźnie, że Bob i Pete głośno przełknęli ślinę. Nawet Jupiter miał niepewną minę.

– Nie mogę sprzedać panu tego kufra – wykrztusił – ponieważ go nie mam. Zeszłej nocy został ukradziony.

– Ukradziony! Czy mówisz prawdę, chłopcze?

– Tak, proszę pana. – I Jupiter już po raz trzeci tego poranka zrelacjonował wydarzenia ubiegłej nocy. Maksymilian słuchał z uwagą. Na koniec westchnął.

– Jaka szkoda! – powiedział. – Powinienem był tu przyjechać natychmiast po przeczytaniu gazety. Czy zauważyliście coś szczególnego u tych złodziei?

– Uciekli, zanim zdążyliśmy się do nich zbliżyć – odparł Jupiter.

– To niedobrze, bardzo niedobrze – mruknął magik. – I pomyśleć tylko, że kufer Guliwera Wielkiego pojawił się tak niespodziewanie, by zaraz na nowo zniknąć. Ciekawe, do czego był im potrzebny.

– A może faktycznie zawiera coś cennego – podsunął Bob.

– Nonsens! – powiedział Maksymilian. – Guliwer Wielki nigdy nie posiadał niczego cennego, biedaczek. Niczego oprócz swojej magii. Być może w kufrze są jakieś jego stare sztuczki, ale one mają wartość tylko dla innego maga, takiego jak ja. Czy wam mówiłem, że Guliwer Wielki był magikiem? Zresztą, na pewno już się sami domyśliliście. Tak naprawdę nie był wcale wielki, choć sam tak się nazwał. Był mały i pulchny. Miał okrągłą twarz i czarne włosy. Czasami ubierał się w długie, orientalne stroje, by wyglądać jak czarnoksiężnik z Dalekiego Wschodu. Znał pewną sztukę i miałem nadzieję, że być może… ale teraz to już bez znaczenia. Kufra nie ma.

Przez chwilę milczał zamyślony. Nagle wzruszył ramionami i pieniądze z jego dłoni zniknęły.

– Cała wyprawa na nic – stwierdził. – Ale istnieje jeszcze możliwość, że odzyskacie kufer. A jeśli tak się stanie, to pamiętajcie, Maksymilian Mistyczny potrzebuje go!

Utkwił w Jupiterze przenikliwe spojrzenie.

– Czy zrozumiałeś, młody człowieku? Potrzebuję tego kufra. Dobrze za niego zapłacę, jeśli się znajdzie. Skontaktujesz się ze mną w “Klubie Czarnoksiężników”. Zgoda?

– Nie wiem, jakim cudem mielibyśmy odzyskać ten kufer – powiedział Pete.

– Niemniej, może tak się stać – nalegał Maksymilian. – A jeśli tak będzie, to ja mam do niego pierwszeństwo. Umowa stoi, chłopcy?

– Jeśli kufer się odnajdzie, to nie sprzedamy go nikomu bez porozumienia z panem, panie Maksymilianie. To wszystko, co mogę obiecać. Ale jak już powiedział Pete, nie wiem, jakim cudem mielibyśmy odzyskać ten kufer. Złodzieje są już pewnie daleko stąd.

– Pewnie tak – zgodził się magik przygnębiony. – No cóż, poczekamy i zobaczymy, co się wydarzy. Tylko nie zgub mojej wizytówki.

Włożył rękę do kieszeni i zdziwiony wyjął z niej jajko.

– Skąd się to, u licha, wzięło w mojej kieszeni? Hej, chłopcze, łap!

Rzucił jajkiem w Pete'a. Ten podniósł rękę, aby je schwytać, ale rozpłynęło się w powietrzu, zanim do niego doleciało.

– Hmm – mruknął magik – to musiało być jajo ptaka dodo. Jak zapewne wiecie, to gatunek wymarły. Tak, tak, pora na mnie. Nie zapomnijcie do mnie zadzwonić.

Ruszył do samochodu. Trzej Detektywi w każdej chwili spodziewali się kolejnej sztuczki, ale ich dziwny gość po prostu wyjechał przez bramę i skręcił w główną ulicę.

– O rany! – odezwał się Pete. – To się nazywa klient!

– Rzeczywiście bardzo mu zależało na tym kufrze – dodał Jupiter. – Ciekawe, czy tylko z tego powodu, że on i Guliwer Wielki byli magami? Czy też może kufer zawiera coś specjalnego, co Maksymilian chciał mieć tylko dla siebie?

Kiedy zastanawiali się nad tym, przez bramę wjechał drugi samochód. W pierwszej chwili myśleli, że wraca Maksymilian. Był to jednak mniejszy, zagraniczny samochód typu sedan. Zatrzymał się i wysiadł z niego młody mężczyzna. Poznali reportera, który zrobił im zdjęcie na aukcji.

– Cześć – powiedział – pamiętacie mnie? Fred Brown…

– Tak, proszę pana – odpowiedział Jupiter. – Co możemy dla pana zrobić?

– Przyjechałem, żeby zobaczyć, czy otworzyliście już kufer – odparł reporter. – Myślę, że byłby to znowu materiał na pierwszą stronę. Zdaje się, że w tym kufrze jest coś wyjątkowego. Sądzę, że jest w nim mówiąca czaszka!

Rozdział 3. Tajemnica za tajemnicą

– Mówiąca czaszka? – krzyknęli chłopcy jednocześnie.

Fred Brown skinął głową.

– Zgadza się. Prawdziwa mówiąca czaszka. Czy znaleźliście ją?

Jupiter zmuszony był wyznać, że niczego nie znaleźli, ponieważ kufer został ukradziony. Ponownie opowiedział całą historię. Reporter zmarszczył brwi.

– No, proszę! – wykrzyknął. – I już mam materiał na pierwszą stronę! Ciekawe, kim są złodzieje? Pewnie dowiedzieli się o kufrze z mojego artykułu.

– Mnie też się tak wydaje, panie Brown – zgodził się Jupiter. – I być może ktoś jeszcze wiedział o tej czaszce i chciał ją zdobyć. Czy ta czaszka naprawdę wydaje z siebie ludzki głos?

– Mówcie do mnie Fred – powiedział reporter. – Nie mogę potwierdzić, czy ta czaszka mówi, czy nie. Podobno ma takie właściwości. Widzicie, zastanowił mnie napis na kufrze – “Guliwer Wielki”. Byłem pewien, że już gdzieś zetknąłem się z tym nazwiskiem. Sprawdziłem więc w kostnicy… wiecie, co to jest kostnica w gazecie?

Kiwnęli potakująco głowami. Ojciec Boba pracował w gazecie, więc wiedzieli, że kostnica prasowa to pomieszczenie, w którym trzyma się stare numery, wycinki, zdjęcia. Wszystko posegregowane tak, by można było korzystać z tych informacji. W rzeczywistości jest to archiwum faktów o ludziach i wydarzeniach.

– A więc – kontynuował Fred Brown – postanowiłem poszukać czegoś o Guliwerze Wielkim. Jak się domyślacie, znalazłem o nim kilka wzmianek. Magikiem, zdaje się, wielkim nie był, lecz zasłynął z pewnej niezwykłej sztuczki. Posiadał gadającą czaszkę. Rok temu Guliwer zniknął. Ulotnił się jak przedmioty z jego magicznych sztuczek. Nikt nie wie, czy umarł, czy nie. Zostawił jednak swój kufer w hotelu, a ty wczoraj kupiłeś go na aukcji. Pomyślałem, że pewnie schował w kufrze magiczne przyrządy, łącznie z czaszką, i że może być z tego całkiem niezły materiał.

– Powiedziałeś, że zniknął? – odezwał się Bob.

– Cała ta sprawa wygląda mi dość tajemniczo – Jupiter zmarszczył lekko brwi. – Znikający magik, znikający kufer i czaszka, która podobno mówi. Doprawdy, bardzo to wszystko tajemnicze.

– Zaraz, zaraz! – zaprotestował Pete. – Nie podoba mi się twoja mina, Jupe. Czuję, że chodzi ci po głowie rozpoczęcie dochodzenia. A ja nie chcę mieć do czynienia z żadnymi gadającymi czaszkami. Przede wszystkim nie wierzę w ich istnienie i wolałbym się nie przekonywać, że jest inaczej.

– Nie możemy prowadzić dochodzenia, ponieważ kufer zniknął – odpowiedział mu Jupiter. – Ale chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o Guliwerze Wielkim, Fred.

– Nie ma sprawy – odparł reporter. Usiadł na jednym z jeszcze nie pomalowanych, żelaznych krzeseł Jupitera. – W ogólnym zarysie wygląda to tak: Guliwer był mało znanym magikiem, ale miał tę czaszkę, która podobno mówiła. Leżała sama na szklanym stole, bez żadnych innych przyrządów, i odpowiadała na pytania.

– Brzuchomówstwo? – zapytał Jupiter. – To sam Guliwer odpowiadał bez poruszania ustami?

– Być może. Ale czaszka mówiła nawet wtedy, gdy Guliwer siedział w odległym kącie pokoju, albo kiedy w ogóle go w nim nie było. Nawet inni magowie nie mogli pojąć, jak to się działo. W końcu miał nawet z tego powodu kłopoty z policją.

– Jak do tego doszło? – zapytał Bob.

– No cóż, Guliwerowi nie wiodło się zbyt dobrze jako magikowi, zajął się więc przepowiadaniem przyszłości, co jest nielegalne. Nie nazywał tego wróżeniem. Nazywał siebie doradcą. Ubierał się jednak w orientalne stroje i przyjmował w pokoju pełnym mistycznych symboli. Za odpowiednią opłatą ludzie przesądni mogli tam przyjść i zadawać czaszce pytania. Nadał jej nawet imię – Sokrates, po mędrcu starożytnej Grecji.

– I czaszka odpowiadała na pytania? – zapytał Bob.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: