– Co to za komputer?
Podała mi symbol. Był to najnowszy model komputera biurowego średniej klasy. Przy umiejętnym wykorzystaniu można przeprowadzać na nim dość skomplikowane obliczenia. Tylko raz miałem z nim do czynienia.
Zamknąwszy oczy, myślałem o komputerze, a dziewczyna jeszcze raz napełniła szklanki wódką z tonikiem. Piliśmy, siedząc w łóżku. Automat przestawił igłę i longplay Mathisa zabrzmiał od początku. W związku z tym znów musiałem zanucić the sky, the blackboard…
– Nie wydaje ci się, że do siebie pasujemy? – spytała. Co chwila trącała mnie niechcący zimną szklanką.
– Pasujemy?
– No, ty masz trzydzieści pięć, a ja dwadzieścia dziewięć, nie sądzisz, że to odpowiedni wiek?
– Odpowiedni wiek? – Zdaje się, że zaraziłem się od niej tym echem.
– Wiemy już, czego chcemy w życiu, poza tym jesteśmy wolni, chyba nie byłoby nam z sobą źle. Ja bym tobie nie przeszkadzała, a sama też robiłabym to, co uważam za słuszne… nie lubisz mnie?
– Lubię – powiedziałem. – Ty z rozdętym żołądkiem, ja impotent, rzeczywiście stanowimy dobraną parę.
Roześmiała się i objęła dłonią mój zwiotczały penis. Zrobiła to akurat tą ręką, w której poprzednio trzymała szklankę. Jej dłoń była tak lodowata, że nieomal skoczyłem na równe nogi.
– Zaraz ci go naprawię – wyszeptała mi do ucha. – Ale nie musisz się spieszyć. Moje życie kręci się raczej wokół jedzenia. Do seksu przykładam tyle wagi, co do deseru. Cieszę się, jeśli jest, ale nie rozpaczam, jeśli go nie ma. Oczywiście pod warunkiem, że zadowolę się przedtem czymś innym.
– Deser?
– Tak. Wytłumaczę ci to dokładniej innym razem. Porozmawiajmy teraz o jednorożcu. Chyba po to mnie tu sprowadziłeś?
Skinąłem głową i odstawiłem puste szklanki na podłogę. Dziewczyna puściła mój penis i sięgnęła po książki. Były to Archeologia zwierząt Burtlanda Coopera i Zoologia fantastyczna J.L. Borgesa.
– Przejrzałam te książki, zanim tu przyszłam. Krótko mówiąc, w tej – wskazała na Zoologię fantastyczną - jednorożec zaliczony został do zwierząt, które nie istniały naprawdę, takich jak smok czy syrena, a ta – mówiła, pokazując Archeologię zwierząt - jest bardziej rzeczowa i nie wyklucza istnienia tego zwierzęcia w przeszłości. Ale niestety w obu książkach jest bardzo mało na ten temat. W porównaniu ze smokiem albo diabłem zaskakująco mało. Jednorożec żył pewnie na uboczu i nie rzucał się zbytnio w oczy. Przykro mi, ale to wszystko, co udało mi się znaleźć w bibliotece.
– To wystarczy. Chciałem dowiedzieć się czegoś podstawowego. Czy mogłabyś to teraz przeczytać i opowiedzieć mi w skrócie? Tak łatwiej będzie mi się skoncentrować.
Wzięła do ręki Zoologię fantastyczną i otworzyła ją w miejscu, które wcześniej zaznaczyła zakładką.
– Po pierwsze trzeba wiedzieć, że istnieją dwa rodzaje jednorożców. Jeden to jednorożec europejski, wywodzący się ze starożytnej Grecji, drugi to jednorożec chiński. Różnią się tak wyglądem, jak i charakterem. Na przykład grecki został opisany tak:
„Ciałem podobny (jest) do konia, głową do jelenia, nogami do słonia, ogonem do wieprza; ryczy mocno, ma róg jeden czarny, dwa kubitus długi, sterczący ze środka czoła. Zwierzęcia tego nie można podobno żywcem dostać" [2].
Dla porównania jednorożec chiński:
„… z kadłubem jelenia, ogonem wołu, kopytami konia; róg, który mu wyrasta z czoła, jest przedłużeniem ciała; barwa sierści na grzbiecie stanowi mieszaninę pięciu kolorów, podczas gdy podbrzusze ma bure lub złote".
Prawda, że bardzo się różnią?
– Rzeczywiście – powiedziałem.
– Inny jest także ich charakter i znaczenie. Na zachodzie jest to zwierzę niezwykle dzikie i agresywne. Rzeczywiście, róg ma dwa kubitus, to znaczy prawie metr. Według Leonarda da Vinci istnieje tylko jeden sposób, żeby ujarzmić jednorożca: trzeba wykorzystać jego popęd płciowy. Jeśli posadzić przed nim dziewicę, zapomina o swojej agresji i kładzie głowę na jej kolanach. Tylko wtedy można go schwytać. Domyślasz się, o co chodzi z tym rogiem.
– Chyba tak.
– Natomiast jednorożec chiński to wzór dobrego wychowania. Jest jednym z czterech świętych zwierząt, obok smoka, feniksa i żółwia, znajdujących się najwyżej w hierarchii trzystu sześć dziesięciu zwierząt ziemskich. Jest nadzwyczaj potulny. Kiedy idzie, uważa, żeby nie nadepnąć na jakieś żywe stworzenie, i żywi się wyłącznie suchą trawą. Żyje tysiąc lat. Jego pojawienie się wróży narodziny świętych. Na przykład, jeśli spotka go kobieta w ciąży, to znaczy, że urodzi Konfucjusza:
„W siedemdziesiąt lat później jacyś myśliwi zabili cilina, który miał jeszcze na rogu kawałek wstążeczki, przewiązany ręką matki Konfucjusza. Konfucjusz poszedł obejrzeć go i zapłakał, przeczuł bowiem, co wróży śmierć tego niewinnego i tajemniczego stworzenia, a i dlatego, że ten strzęp wstążki zawierał jego przeszłość".
Prawda, że to ciekawe? Jednorożec pojawia się w historii Chin jeszcze w trzynastym wieku. W czasie gdy Dżyngis-chan planuje podbój Indii, jego patrol wojskowy spotyka na pustyni jednorożca. Zwierzę mówi do żołnierzy ludzkim głosem:
„Już pora, by pan wasz wracał do swego kraju".
„Jeden z chińskich ministrów Dżyngis-chana w odpowiedzi na pytanie władcy wyjaśnił, że jest to zwierzę imieniem ciao-tuan, pewna odmiana cilina. Była to czwarta zima walk Dżyngis-chana na Zachodzie. Niebo, uznawszy, że już dość przelewu krwi, zesłało ostrzeżenie za pośrednictwem jednorożca. Cesarz odstąpił od swych zaborczych planów".
Jak widzisz, jednorożec na Wschodzie i na Zachodzie to dwa odmienne stworzenia. Jedno jest symbolem pokoju, drugie agresji i pożądania. Ale w jednym i drugim przypadku to wytwór ludzkiej wyobraźni i chyba tylko to stanowi ich cechę wspólną.
– Więc jednorogie zwierzę nie istniało w rzeczywistości?
– Jeden gatunek waleni nazywa się Monocerus, czyli jednorożec, ale ich róg to tylko rozrośnięty i wysunięty do przodu ząb górnej szczęki. Ten „róg" ma od dwóch do pięciu metrów długości, jest prosty i wyżłobiony dookoła tak, że przypomina śrubę. Ale to dość rzadkie zwierzę, więc mało prawdopodobne, że ludzie wiedzieli o jego istnieniu. Także wśród ssaków, które pojawiły się i wyginęły w miocenie, występowało kilka zwierząt jednorogich. Na przykład…
Wzięła do ręki Archeologię zwierząt i otworzyła ją gdzieś w drugiej połowie.
– Dwa przeżuwacze o nieparzystej liczbie rogów żyły podobno na kontynencie północnoamerykańskim w epoce mioceńskiej, a więc około dwudziestu milionów lat temu. Ten po prawej to Synthetoceras, a po lewej – Cranioceras. Obydwa mają w sumie po trzy rogi, ale faktycznie jeden róg jest samodzielnym tworem.
Wziąłem od niej książkę i spojrzałem na rysunki. Synthetoceras podobny był do sarny wymieszanej z koniem, na czole miał dwa rogi jak krowa, a z nosa wyrastał jeszcze jeden róg, długi i rozdwojony na końcu. Cranioceras miał w porównaniu z Synthetocerasem bardziej okrągły łeb, dwa rogi podobne do jelenich i trzeci ostry, zagięty do tyłu, który wrastał z tyłu głowy. Obydwa wyglądały nieco groteskowo.
– Ale w końcu wymarły wszystkie zwierzęta o nieparzystej liczbie rogów – powiedziała, odbierając mi książkę. – W ogóle zwierzęta takie należały do rzadkości. Zresztą nie tylko ssaki, również wśród prehistorycznych gadów istniał tylko jeden trójrożny wyjątek. Chodzi o to, że zwierzęta posługują się rogami do skoncentrowanego ataku, dlatego nie potrzebują aż trzech rogów. To tak, jak z widelcem, jeśli ma trzy zęby, wzrasta opór i trudniej jest go wbić. Poza tym jeśli jeden z rogów natrafi na przeszkodę, wzrasta prawdopodobieństwo, że żaden z rogów nie ugodzi przeciwnika. I jeszcze jedno, dotyczy to walki z kilkoma przeciwnikami, jeśli zwierzęciu uda się wbić rogi w jednego przeciwnika, to nie ma czasu, żeby je wyciągnąć i obronić się przed drugim.