– Mojżeszowi udało się nawet przejść przez morze.

– To stara historia. Mnie nie zdarzyło się jeszcze ani razu, żeby symbolanci wtargnęli na tym poziomie.

– Twierdzi pan, że wystarczy transformacja pierwszego stopnia?

– Drugi stopień nie ma tu zastosowania. Oczywiście, wykluczyłby on możliwość przerzucenia mostu, ale na tym poziomie trudności transformacja drugiego stopnia graniczyłaby z akrobacją. Proces ten nie jest jeszcze opracowany do końca.

– Nie mówię o transformacji drugiego stopnia – rzekł starzec i znów zaczął podważać naskórek paznokcia spinaczem. Tym razem był to środkowy palec lewej ręki.

– To znaczy?

– Mówię o tasowaniu. Chcę, żeby pan wykonał pranie i tasowanie. Po to pana tu sprowadziłem. Do samego prania nie jest mi pan potrzebny.

– Ciekawe – powiedziałem, zmieniając kolejność kolan – skąd pan wie o tasowaniu? Tasowanie jest objęte specjalną tajemnicą i nikt z zewnątrz nie ma prawa o nim wiedzieć.

– Ale ja wiem. Mam niezłą wtyczkę na samej górze Systemu.

– To niech się pan tej wtyczki lepiej spyta. Tasowanie jest całkowicie zamrożone. Nie wiem dlaczego. Pewnie były jakieś komplikacje. W każdym razie tasowanie zostało wstrzymane. Gdybym je wykonał, na pewno nie skończyłoby się na zwykłej naganie.

Starzec podał mi teczkę z umową jeszcze raz.

– Proszę dokładnie przeczytać ostatnią stronę. Znajdzie pan pozwolenie na tasowanie.

Tak jak sobie życzył, otworzyłem teczkę i rzuciłem okiem na ostatnią stronę. Rzeczywiście, do dokumentu dołączone było pozwolenie. Odczytałem je kilka razy – brzmiało oficjalnie. Podpisów doliczyłem się chyba pięciu. Do licha, co oni sobie wyobrażają? Najpierw każą zasypać raz wykopany dół, a teraz chcą, żebym odkopał go z powrotem. Kozłem ofiarnym zostaje zawsze taki jak ja, najniższy rangą pracownik w terenie.

– Proszę sporządzić dla mnie kolorową kopię całego dokumentu. Bez niej mogę mieć bardzo poważne kłopoty.

– Oczywiście – odparł. – Oczywiście, wręczę panu kopię. Nie ma pan najmniejszego powodu do obaw. Wszystko załatwione jest oficjalnie, a dokumenty są bez skazy. Dzisiaj zapłacę panu połowę, a po zakończeniu drugą połowę ustalonej sumy. Zgadza się pan?

– Dobrze. Teraz na miejscu wykonam pranie. Uzyskane w wyniku prania liczby wezmę ze sobą do domu i tam przeprowadzę tasowanie. Do tasowania muszę się przygotować. Dane z tasowania przyniosę panu następnym razem.

– Daję panu na to trzy dni. Za trzy dni do południa muszę mieć te dane z powrotem.

– To wystarczy – powiedziałem.

– Tylko niech się pan w żadnym wypadku nie spóźni – zaznaczył. – Jeśli nie zdąży pan do tego czasu, wydarzy się coś strasznego.

– Nastąpi koniec świata? – zażartowałem.

– W pewnym sensie – odrzekł tajemniczo.

– Nie ma obawy. Nie mam zwyczaju się spóźniać – powiedziałem. – Czy mógłby pan przygotować dla mnie termos z gorącą kawą i wodę z lodem? I może jakąś prostą kolację. Zanosi się na dłuższą pracę.

Rzeczywiście praca zajęła mi dużo czasu. Sam układ liczb był raczej prosty, ale z powodu wielu równań wielopoziomowych rachunek okazał się trudniejszy, niż przypuszczałem. Podane mi liczby umieszczałem kolejno w prawej półkuli mózgu, tam zamieniałem je na symbole i przenosiłem do lewej półkuli. Następnie wydobywałem stamtąd znowu liczby, ale zupełnie inne niż na początku, i spisywałem je na maszynie. Na tym polegało pranie. Oczywiście w dużym uproszczeniu. Każdy cyfrant posługuje się własnym kodem. Kod ten ze względu na swój graficzny charakter nie ma nic wspólnego ze zmienną losową. Jednym słowem klucz do kodu ukryty jest w sposobie podziału mózgu na lewą i prawą półkulę (oczywiście możliwe, że podział ten przebiega w zupełnie innym kierunku).

Wygląda to, powiedzmy, tak:

Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland pic_3.jpg

Krótko mówiąc, nie można odzyskać liczb początkowych inaczej, jak tylko przez przyłożenie do siebie obu poszarpanych powierzchni. Symbolanci za pomocą mostu tymczasowego starają się odczytać liczby przed transformacją ze skradzionych z komputera danych. Poddają liczby analizie i odtwarzają poszarpaną powierzchnię na holografie. Czasami im się to udaje, a czasami nie. My doskonalimy się w sztuce szyfrowania danych, a oni w sztuce odszyfrowywania. My pilnujemy danych, oni zaś je kradną. Jak w starej zabawie w policjantów i złodziei.

Bezprawnie zdobyte informacje symbolanci wypuszczają na czarny rynek i czerpią z tego ogromne zyski. Co gorsza – najważniejsze informacje zostawiają dla siebie i wykorzystują je do własnej działalności.

Naszą organizację w skrócie nazywa się Systemem. Organizacja symbolantów to Fabryka. Początkowo System był zwykłą, prywatną firmą wielobranżową, lecz w miarę jak rosło znaczenie szyfrowania danych, stopniowo przybrał charakter instytucji państwowej. Tak jak na przykład Bell Company w Ameryce. My, cyfranci, znajdujemy się na dole organizacji. Podobnie jak adwokaci albo doradcy podatkowi wykonujemy wolny zawód, ale po pierwsze – potrzebna nam do tego państwowa licencja, a po drugie – nie wolno nam wykonywać żadnych innych zadań niż te, które zleci nam System lub Oficjalna Agencja Systemu. To zabezpieczenie przed wykorzystaniem naszej sztuki przez Fabrykę. Złamanie tego przepisu grozi nam karą i odebraniem licencji. Osobiście nie jestem pewien słuszności takiego rozstrzygania sprawy. A to dlatego, że pozbawiony licencji cyfrant prędzej czy później trafia do Fabryki. Nadal pracuje w swoim zawodzie, lecz nielegalnie, jako symbolant.

Nie wiem, jak zorganizowana jest Fabryka. Wiem tylko, że powstała jako mała spółka akcyjna i gwałtownie urosła w siłę. Niektórzy nazywają ją „mafią danych" i biorąc pod uwagę fakt, że korzeniami sięga do różnych organizacji przestępczych, faktycznie przypomina mafię. Różni się jednak od mafii tym, że zajmuje się wyłącznie informacjami. Informacje są czyste i przynoszą niezły zysk. Wystarczy dotrzeć do upatrzonego komputera i przechwycić dane.

Pijąc kawę, kontynuowałem pranie. Kieruję się zawsze zasadą: godzina pracy – pół godziny odpoczynku. Bez tego powierzchnia podziału mózgu zaczyna się zacierać, a liczby tracą wyrazistość.

Podczas tych półgodzinnych przerw starałem się rozmawiać ze starcem. Mówienie, wszystko jedno o czym, jest najlepszym sposobem na regenerację mózgu.

– Czego właściwie dotyczą te dane? – spytałem.

– To wyniki eksperymentów – odparł. – Efekty moich rocznych badań. To połączenie zamienionych na cyfry trójwymiarowych obrazów szczęk i czaszek różnych zwierząt oraz ich głosów, rozłożonych na elementy pierwsze. Jak już panu wspominałem, poświęciłem trzydzieści lat na to, żeby usłyszeć głos kości. Kiedy zakończę te badania, możliwa stanie się rekonstrukcja tego głosu.

– I jego stymulacja?

– Właśnie – odrzekł.

– I co się wtedy stanie?

Starzec milczał przez jakiś czas, oblizując górną wargę.

– Różne rzeczy – powiedział po chwili. – Powiadam panu, różne rzeczy. Nie mogę panu zdradzić, co się konkretnie stanie, ale wydarzą się takie rzeczy, o których się panu nie śniło.

– Redukcja dźwięku to jedna z tych rzeczy? – zapytałem.

Starzec roześmiał się głośno. – Tak, tak, właśnie. Dźwięk można redukować albo potęgować, dopasowując go do indywidualnego impulsu ludzkiej czaszki. Kształt czaszki każdego człowieka jest nieco inny, toteż totalna redukcja dźwięku jest niemożliwa. Można natomiast dźwięk znacznie wyciszyć. Polega to, jednym słowem, na nałożeniu na siebie fal dźwięku i przeciw-dźwięku. To jeden z moich najmniej szkodliwych wynalazków.

Jeden z najmniej szkodliwych wynalazków? Ciekawe na czym polegały pozostałe. Wyobraziłem sobie świat, w którym każdy zmniejsza lub zwiększa sobie dźwięk według własnego widzimisię i poczułem się trochę nieswojo.

– Redukcja dźwięku może przebiegać w dwóch kierunkach – ciągnął starzec. – Jak już pan raczył zauważyć, można się pozbyć szumu wody, to znaczy wyeliminować jakiś dźwięk ze słuchu, można również pozbawić kogoś głosu. W przypadku głosu, jako że jest on cechą indywidualną, możliwa jest redukcja całkowita.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: