Miasto zostało w tyle i zanim dotarł do Wirginii, jasne dotąd popołudnie poszarzało. Słońce przesłoniły zwały chmur, między zielonymi wzgórzami zaczął hulać wiatr. Webb wcisnął pedał gazu. Głośniej zamruczał silnik i samochód skoczył przed siebie jak koń spięty ostrogą.

Jadąc krętą autostradą, David nagle zdał sobie sprawę, że od przeszło miesiąca nie widział Mo Panova. Mo, polecony przez Conklina psycholog z CIA, próbował posklejać jego rozbitą psychikę, na dobre stłumić osobowość Bourne'a i pomóc mu odzyskać własne wspomnienia. Dzięki jego technikom kilka dużych, pozornie straconych już fragmentów pamięci wypłynęło na powierzchnię jego świadomego umysłu. Lecz była to praca znojna i wyczerpująca, dlatego pod koniec semestru, gdy uniwersytet ogarniało sesyjne szaleństwo, często przerywał terapię.

Skręcił w biegnącą na północny wschód dwupasmową asfaltówkę. Dlaczego akurat teraz pomyślał o Panovie? Zawsze ufał swoim zmysłom i przeczuciom. To, że nagle o nim pomyślał, musiało być jakąś wskazówką. Panov – co to mogło znaczyć? Pamięć, tak, na pewno, ale co jeszcze? Przebiegł myślą wstecz. Na ostatnim spotkaniu rozmawiali o ciszy. Według Mo, cisza była użytecznym narzędziem w walce o odzyskanie pamięci. Umysł musiał być stale zajęty, nie lubił ciszy. Jeśli świadomemu umysłowi uda się narzucić ciszę, możliwe, że wypełni ją stracona pamięć. Dobra, pomyślał, tylko dlaczego przyszło mi to do głowy akurat teraz?

Wpadł na to dopiero na długim, wygiętym we wdzięczny łuk podjeździe Aleksa. Żeby nie dać się namierzyć, snajper użył tłumika. Ale tłumik ma swoje wady. Zastosowany w karabinie, a snajper używał karabinu, znacząco wpływa na celność broni. Ten, kto do niego strzelał, powinien celować w korpus – korpus jest duży i masywny, dlatego prawdopodobieństwo trafienia jest o wiele większe – tymczasem mierzył w głowę. To nielogiczne, zakładając, że próbował zabić. Ale gdyby chciał go tylko nastraszyć czy ostrzec – to już inna sprawa. Nieznajomy facet miał ego, ale się z tym nie obnosił; był naprawdę dobry, nie zostawił po sobie najmniejszych śladów. Miał też konkretny plan – to było całkiem jasne.

Bourne minął starą, wielką, powykrzywianą na wszystkie strony stodołę, kilka mniejszych budynków gospodarczych i szop na narzędzia. W oddali ukazał się budynek mieszkalny. Stał w kępie wysokich sosen, brzóz i cedrów, starych drzew, które posadzono tu przed blisko sześćdziesięciu laty, na długo zanim wybudowano sam dom. Kiedyś należał do nieżyjącego już generała, który maczał palce w tajnych i dość kompromitujących operacjach wojskowych. Dlatego w domu – i na terenie całej posiadłości – roiło się od różnych tuneli, zamaskowanych wejść i wyjść. Alex na pewno cieszył się, że mieszka w naszpikowanej tajemnicami rezydencji.

Na podjeździe Bourne zobaczył nie tylko bmw- 7 Conklina, ale też stojącego obok jaguara Mo Panova. Idąc wysypaną błękitnoszarym żwirem ścieżką, poczuł, że lżej mu na sercu. Zastał tu dwóch najlepszych przyjaciół, a każdy z nich był na swój sposób strażnikiem jego pamięci. Razem rozwiążą tę tajemnicę, podobnie jak rozwiązali wiele innych. Wszedł na taras i wcisnął guzik dzwonka. Cisza. Przytknął ucho do wypolerowanych drzwi z tekowego drewna i usłyszał czyjś głos. Przekręcił gałkę. Drzwi były otwarte.

W głowie rozdzwoniły mu się dzwonki alarmowe i przez chwilę stał nieruchomo w na wpół otwartych drzwiach, wsłuchując się w odgłosy domu. Nieważne, że był na wsi, gdzie o przestępstwach praktycznie nie słyszano: stare zwyczaje nigdy nie umierają. Conklin miał bzika na punkcie bezpieczeństwa, dlatego zawsze zamykał drzwi, bez względu na to, czy był w domu, czy nie. Bourne otworzył sprężynowiec i przekroczył próg, zdając sobie aż nadto wyraźnie sprawę, że w środku może czyhać napastnik – nasłany na niego członek zespołu egzekucyjnego.

Ozdobiony żyrandolem hol kończył się szerokimi drewnianymi schodami, prowadzącymi na biegnącą w poprzek holu antresolę. Po prawej stronie znajdował się elegancko urządzony salon, po lewej pokój telewizyjny ze sprzętem grającym, barkiem i głębokimi skórzanymi sofami, a bezpośrednio za nim mniejsze, bardziej intymne pomieszczenie, gdzie Alex urządził gabinet.

Idąc za dźwiękiem głosu, Bourne wszedł do pokoju telewizyjnego. Wielki ekran, na ekranie hotel Oskjuhlid, przed hotelem telegeniczny komentator CNN. Nałożony napis i grafika: nadawali z Reykjaviku w Islandii.

– …z delikatnego charakteru zbliżającego się szczytu antyterrorystycznego zdają sobie sprawę wszyscy.

W pokoju nie było nikogo, ale na stoliku koktajlowym stały dwie staro- dawne szklanki. Bourne podniósł jedną z nich i powąchał. Speyside, jednosłodowa whisky dojrzewająca w beczkach po sherry. Bogaty aromat ulubionego trunku Conklina zdezorientował go i obudził wspomnienia. Paryż. Jesień. Czerwone liście kasztanowców wirujące na Champs- Elysees. Patrzył przez okno jakiegoś gabinetu. Zmagał się z tą wizją, tak sugestywną, że wyrwała go z samego siebie i przeniosła do Francji, chociaż, co podpowiadała mu posępnie druga świadomość, wciąż był w Manassas w Wirginii, w domu Aleksa Conklina. Próbował zachować czujność, lecz sprowokowane zapachem whisky wspomnienie coraz bardziej przytłaczało go i wciągało, tak że w końcu zapragnął poznać prawdę, wypełnić lukę w pamięci. A więc Paryż. Gabinet. Ale czyj? Nie Conklina – Alex nigdy nie miał biura w Paryżu. I ten zapach: w gabinecie ktoś z nim był. Odwrócił głowę i przed oczami mignęła mu czyjaś na wpół zapomniana twarz.

Wyrwał się stamtąd, uciekł. Chociaż to, że dawne życie ożywało w nim jedynie krótkimi, gwałtownymi seriami wspomnień, doprowadzało go do

szału, same wydarzenia w kampusie i nawet dziwna sytuacja, jaką zastał w domu Aleksa, nie mogły go sprowokować do myślenia o przeszłości. Właśnie. Co mówił o tym Mo? Że impulsem wyzwalającym wspomnienia może być widok, dźwięk, zapach, a nawet dotyk, że gdy pamięć jest dostatecznie sprowokowana, można je obudzić, powtarzając bodźce, dzięki którym kiedyś zapadły w pamięć. Ale nie teraz. Teraz musiał znaleźć Aleksa i Mo.

Spojrzał wokół. Na stoliku leżał mały notes. Otworzył go. Pierwsza kartka była wyrwana. Ale gdy podniósł notes do światła, na drugiej kartce dostrzegł płytkie wgniecenia. Ktoś – najprawdopodobniej Conklin – zapisał na niej dwa słowa: "NX 20". Bourne schował notes do kieszeni.

– Odliczanie już się zaczęło. Za pięć dni dowiemy się, czy wstanie nowy dzień, czy na świecie zapanuje nowy ład, czy praworządne ludy i narody tego świata będą w stanie żyć ze sobą w zgodzie i pokoju. – Komentator mówił i mówił, wreszcie zamilkł; nadawano jakąś reklamę.

Bourne pstryknął pilotem i zapadła cisza. Możliwe, że Mo wyciągnął Conklina na spacer – lubił rozładowywać nadmiar energii spacerując i zawsze namawiał do tego Aleksa. Tak, ale te niezamknięte drzwi…

Bourne zawrócił do holu i przeskakując po dwa stopnie naraz, wbiegł na górę. Oba pokoje gościnne były puste i nic nie wskazywało na to, żeby ktoś tam ostatnio mieszkał; w łazienkach też panował nienaganny porządek. Zajrzał do sypialni Conklina. Jak przystało na starego żołnierza, Alex sypiał w po spartańsku urządzonym pokoju. Wąskie, twarde łóżko przypominało pryczę i było niepościelone, co oznaczało, że tej nocy tu spał. Ale jako mistrz i władca tajemnic nie trzymał na wierzchu niczego, co mogłoby zdradzić jego przeszłość. Niczego z wyjątkiem oprawionego w srebrne ramki zdjęcia kobiety o długich falujących włosach, jasnych oczach i łagodnym, choć nieco kpiącym uśmiechu. Stała na tle kamiennych lwów wokół fontanny w Saint- Sulpice. W Paryżu. Bourne odstawił zdjęcie na miejsce i zajrzał do łazienki, lecz nie znalazł tam niczego interesującego.

Zegar w gabinecie wybił godzinę. Był to stary zegar okrętowy i jego dźwięczne uderzenia brzmiały jak dzwon pokładowy. Ale Bourne wychwycił w nich coś złowieszczego. Przetoczyły się przez dom niczym czarna fala. Serce zabiło mu szybciej.

Zszedł na dół i przystanął w drzwiach kuchni. Na kuchence stał czajnik, lecz pokryte stalową blachą blaty były idealnie czyste. W lodówce mruczała maszyna do lodu. I wtedy to zobaczył: laska, wypolerowany jesion i srebrna gałka. Alex kulał – przeżył kiedyś wyjątkowo gwałtowną potyczkę – i na pewno nie poszedłby bez niej na spacer.

Gabinet mieścił się po lewej stronie. Był to wygodny, wyłożony boazerią narożny pokój z widokiem na ocieniony drzewami trawnik, kamienny taras z basenikiem pośrodku i na mieszany las, który zajmował większość posesji. Coraz bardziej zaniepokojony Bourne ruszył w stronę otwartych drzwi. W progu zamarł.

Nigdy dotąd tak bardzo nie zdawał sobie sprawy ze swojej podwójnej osobowości – część jego świadomości stała się nagle beznamiętnym, obiektywnym obserwatorem. Ten czysto analityczny fragment mózgu zarejestrował, że Alex Conklin i Mo Panov leżą na kolorowym perskim dywanie. Krew sącząca się z ran na ich głowach wsiąkała weń, miejscami spływając na drewnianą podłogę. Świeża, jeszcze błyszcząca krew. Zamglone oczy Conklina patrzyły w sufit. Jego twarz była zaczerwieniona, jakby nagle dał upust długo tłumionemu gniewowi. Mo miał przekrzywioną głowę – gdy go zaatakowano, próbował pewnie spojrzeć za siebie. Na jego twarzy zastygł wyraz strachu. Nie ulegało wątpliwości, że w ostatniej chwili dostrzegł nadchodzącą śmierć.

Alex! Mo! Chryste! O Chryste! Tama pękła i Bourne upadł na kolana. Z szoku i przerażenia zakręciło mu się w głowie. Widok ten wstrząsnął do głębi całym jego światem. Alex i Mo – mimo makabrycznych dowodów nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł uwierzyć, że już nigdy z nimi nie porozmawia, nie skorzysta z ich bogatego doświadczenia. Przed oczami przesunęła mu się plątanina obrazów i wspomnień, spotkań, wspólnie spędzonych dni, momentów pełnych napięcia, niebezpieczeństw i gwałtownej śmierci, a potem błogich chwil odprężenia w intymności, którą może zrodzić tylko wspólnie przeżyte zagrożenie. Dwa odebrane siłą życia nie pozostawiły po sobie nic oprócz gniewu i strachu. Drzwi do przeszłości zatrzasnęły się nieodwracalnie. Bourne i Webb pogrążyli się w rozpaczy. Bourne z trudem wziął się w garść, odsuwając na bok histeryczne emocje Webba i otarł łzy. Płacz był luksusem, na który nie mógł sobie pozwolić.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: