“Sea Lamprey”, jak każdy okręt podwodny, nabierał wody do zbiorników balastowych, żeby się zanurzyć, a potem wypompowywał ją, by wypłynąć. Komputer próbował wyrównać przechył, zwiększając obroty wirników pionowych. Batyskaf znurkował dziobem w dół, a z wentylatorów wydobył się zapach przegrzanego metalu. Joe z powrotem zalał pozostałe zbiorniki balastowe i mniej więcej wypoziomował “Lampreya”.

Austin wpatrywał się w panel przyrządów. Na schematycznym diagramie awarii błyskała lampka ostrzegawcza. Zrobił diagnostykę na komputerze, który był mózgiem pojazdu. System kontrolny wskazywał, że alarm wywołała usterka mechaniczna. Taki problem miał prawo pojawić się w nowej konstrukcji i zapewne łatwo dałoby się naprawić uszkodzenie. Ale to nie był rejs testowy, lecz zanurzenie na głębokość pięćdziesięciu sążni. Zaczęła pulsować następna czerwona kontrolka.

– Wysiadły obie przednie pompy – oznajmił Austin. – Włącz zapasowe.

– To właśnie one się zepsuły – odparł Zavala.

– A więc dodatkowe systemy mamy z głowy. Co teraz?

– Powiem ci za minutę. Jeśli uda mi się unieść tę łajbę.

– Nie widzę w pobliżu żadnego warsztatu i na wszelki wypadek uprzedzam, że zapomniałem karty kredytowej.

– Jak mawiał mój ojciec, wystarczy laska dynamitu i uparty osioł ruszy.

Austin cieszył się w NUMA zasłużoną opinią nieustępliwego wobec przeciwności losu. Większość ludzi ucieka w obliczu pewnej klęski. Austin zachowywał całkowity spokój. To, że jeszcze żył, zawdzięczał wyjątkowej zaradności i szczęściu. Tych, którzy bywali z nim w trudnych sytuacjach, przerażały jego pomysły. Austin zawsze wzruszał ramionami na ich narzekania. A teraz Joe dawał mu jego własną receptę na kłopoty. Austin uśmiechnął się lekko, założył ręce za głowę i rozparł się wygodnie.

– Nie byłbyś taki pewny siebie, gdybyś nie miał jakiegoś planu – powiedział.

Zavala puścił do niego oko i zdjął z szyi kluczyk na łańcuszku. Otworzył małą metalową pokrywę na środku konsoli i wsunął kluczyk do otworu.

– Kiedy przekręcę ten kluczyk i przesunę włącznik, zadziała trzeci system zapasowy. Ładunki wybuchowe uwolnią nas od zbiorników balastowych i pójdziemy do góry. Sprytne, co?

– To się okaże. Jeśli na naszej drodze znajdzie się “Thor”, zatopimy jego i siebie.

– Jeśli ma to cię uspokoić, wciśnij tamten przycisk. Wysyła boję ostrzegawczą na powierzchnię. Flary, gwizdki. Pełny pakiet.

Austin nacisnął przycisk. Rozległ się szum boi wystrzelonej z batyskafu. Polecił pasażerom, żeby mocno się trzymali. Zavala z figlarnym uśmiechem uniósł kciuk.

– Do góry!

Przesunął włącznik, ale jedynym dźwiękiem były hiszpańskie przekleństwa, mamrotane pod nosem przez Zavalę.

– Nie zadziałał – powiedział speszony.

– Spróbujmy to podsumować. Znajdujemy się prawie sto metrów pod wodą, mamy przeciążenie, kabina jest pełna półżywych marynarzy i przycisk ostatniej szansy nie działa.

– Potrafisz się zwięźle wyrażać, Kurt.

– Dzięki. Pójdę dalej. Dwa dziobowe zbiorniki balastowe są pełne wody, dwa rufowe są puste, a to powoduje neutralną wyporność. Jest jakiś sposób na odciążenie “Lampreya”?

– Mogę się pozbyć rury konektorowej. Wynurzymy się, ale to nie będzie przyjemne.

– Nie wygląda na to, żebyśmy mieli wielki wybór. Powiem naszym pasażerom, żeby się mocno trzymali.

Austin ostrzegł marynarzy, przypiął się do fotela i dał sygnał Zavali, który odstrzelił tunel ewakuacyjny. Był odłączany na wypadek, gdyby batyskaf musiał się szybko wycofać z akcji ratowniczej. Rozległa się przytłumiona eksplozja i pojazd przechylił się. Po usunięciu wody z tylnych zbiorników uniósł się pół metra, potem metr, kilka metrów. Początkowo sunął potwornie wolno, ale wraz z wysokością nabierał szybkości. Wkrótce pędził ku powierzchni.

“Sea Lamprey” wystrzelił z wody rufą do góry i opadł w fontannie piany. Zakołysał się gwałtownie, potrząsając ludźmi wewnątrz jak kośćmi w kubku. Małe łodzie, zaalarmowane światłem i dźwiękiem boi ostrzegawczej, ruszyły do akcji i ich załogi przymocowały do batyskafu pontony stabilizujące. Pojazd ustawił się mniej więcej poziomo.

“Thor” rzucił hol i przyciągnął “Sea Lampreya” bliżej, skąd dźwig mógł go przenieść na pokład. Natychmiast po otwarciu włazu wokół batyskafu zaroiło się od personelu medycznego. Wyjmowano uratowanych marynarzy, kładziono na noszach i transportowano do czekających helikopterów, które zabierały ich do szpitala na lądzie. Zanim Austin i Zavala zdążyli wydobyć się z pojazdu, pokład niemal opustoszał. Pozostała tylko garstka załogantów, którzy podeszli, pogratulowali im i szybko zniknęli.

Zavala rozejrzał się po wyludnionym pokładzie.

– A gdzie orkiestra dęta?

– Bohaterstwo samo w sobie jest nagrodą – odrzekł uroczyście Austin. – Ale gdyby ktoś zaproponował mi łyk tequili, nie odmówiłbym.

– Co za zbieg okoliczności. Przypadkiem mam w worku marynarskim butelkę niebieskiej agawy. Pierwszy gatunek.

– Chyba będziemy musieli odłożyć świętowanie. Idzie do nas pan Becker.

Duński urzędnik szedł przez pokład z twarzą rozpromienioną szczęściem. Potrząsnął rękami ludzi z NUMA, poklepał ich po plecach i zasypał pochwałami.

– Dziękuję wam, panowie – powiedział wzruszony. – Dania wam dziękuje. Świat wam dziękuje!

– Cała przyjemność po naszej stronie – odparł Austin. – Mieliśmy okazję przetestowania “Sea Lampreya” w akcji. Rosyjski helikopter i samoloty transportowe są w bazie NATO. Wezwiemy je i za kilka godzin znikamy.

Twarz Beckera spoważniała.

– Pan Zavala jest wolny, ale obawiam się, że pan będzie musiał opóźnić swój odlot. W Thorshavn zbiera się jutro specjalna komisja śledcza, powołana do zbadania przyczyn zatonięcia krążownika. Będzie przesłuchiwała świadków i chciałaby mieć pańskie zeznania.

– Nie wiem, jak mógłbym pomóc. Nie widziałem katastrofy.

– Tak, ale dwukrotnie nurkował pan do “Erikssona”. Może pan szczegółowo opisać uszkodzenia. To nam ułatwi sprawę. – Widząc powątpiewanie na twarzy Austina, Becker dodał: – Niestety, będziemy musieli nalegać, żeby był pan naszym gościem do zakończenia przesłuchań. Proszę się nie obawiać. Ambasada Stanów Zjednoczonych została poinformowana o naszej prośbie i przekaże ją NUMA. Załatwiłem już panu lokum. Zamieszkamy w tym samym hotelu. Wyspy są piękne i spóźni się pan tylko dzień lub dwa na swój statek.

– Dla mnie to nie problem, Kurt – powiedział Zavala. – Mogę zabrać “Lampreya” z powrotem na “Beebe” i dokończyć testy.

W oczach Austina błysnął gniew. Nie podobało mu się, że mały urzędniczyna mówi mu, co ma robić. Nie starał się ukryć niechęci w głosie.

– Wygląda na to, że będę waszym gościem, panie Becker. – Odwrócił się do Zavali. – Trzeba zaczekać ze świętowaniem. Zadzwonię do bazy NATO i załatwię sprawę.

Niedługo potem powietrze wypełnił huk silników ogromnego rosyjskiego helikoptera. Pod brzuch “Sea Lampreya” założono uprząż i śmigłowiec uniósł batyskaf z pokładu statku. Następnie helikopterem NUMA odleciał Zavala. Udał się do bazy, gdzie łódź podwodna miała być załadowana do samolotu transportowego, by wyruszyć w powrotną podróż.

– Jeszcze jedno – odezwał się do Austina Becker. – Chciałbym, żeby zostawił pan na pokładzie swój niezwykły skafander na wypadek, gdyby komisja potrzebowała dalszych dowodów. Potem chętnie dostarczymy go, gdziekolwiek pan zechce.

– Znowu mam nurkować?!

– Możliwe. Oczywiście uzgodnię to z pańskimi przełożonymi.

– Oczywiście – odrzekł Austin. Był zbyt zmęczony, żeby się kłócić.

Podszedł kapitan i oznajmił, że czeka łódź, która zabierze ich na ląd. Austin nie palił się do tego, żeby spędzać z duńskim biurokratą więcej czasu, niż jest to konieczne.

– Jeśli można, zejdę na brzeg jutro. Kapitan Larsen chce mi pokazać wyniki swoich badań nad wielorybami.

Larsen, doskonale rozumiejąc Austina, przyszedł mu w sukurs.

– A, tak. Jak już mówiłem, na pewno uzna pan naszą pracę za fascynującą. Rano odstawię pana Austina na ląd.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: