– I kto teraz robi uniki?
Austin tylko się uśmiechnął. Chciał ufać Therri, ale nie wiedział, na ile jest lojalna wobec SOS i swojego szefa.
– Ujawniłem ci tylko tyle, żebyś nie miała kłopotów.
– Powinieneś wiedzieć, że rzucenie mi ochłapu informacji tylko rozbudzi moją ciekawość.
– Pamiętaj, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie chciałbym, żebyś tam trafiła.
Therri uśmiechnęła się czarująco.
– Dzięki za ostrzeżenie.
– Proszę bardzo. Może kiedyś w Waszyngtonie wrócimy do tej rozmowy.
– Znam mnóstwo hoteli, gdzie można się przypadkowo spotkać w holu. Ale umówmy się, że nie będziemy rozmawiali o sprawach służbowych.
– Możemy od razu zmienić temat. – Austin przywołał gestem kelnera i zamówił dwa likiery wiśniowe Peter Heering.
– Więc o czym chciałbyś porozmawiać? – zapytała Therri.
– Opowiedz mi o SOS.
– To sprawy służbowe.
– Dobrze, zadam ci pytanie osobiste. W jaki sposób trafiłaś do Strażników Morza?
– Przeznaczenie – odrzekła z uśmiechem Therri. – Zanim zostałam obrońcą wielorybów, broniłam lasów. Było mi to pisane od urodzenia. Moja rodzina dała mi imię Thoreau od Henry’ego Davida.
– Zastanawiałem się, skąd się wzięło Therri.
– Chyba miałam szczęście, że nie ochrzcili mnie Henry. Mój ojciec był aktywnym obrońcą środowiska, zanim taki ruch w ogóle powstał. Moja matka pochodzi ze starej jankeskiej rodziny, która dorobiła się na niewolnikach i rumie. Kiedy skończyłam prawo na Harvardzie, wszyscy spodziewali się, że wejdę do rodzinnego interesu. Teraz twoja kolej. Jak trafiłeś do NUMA?
Austin podał Therri skróconą wersję swojej kariery zawodowej.
– W twoim życiorysie widzę dużą lukę czasową – zauważyła.
– Bystra jesteś. W tamtym okresie pracowałem w CIA. Po zakończeniu zimnej wojny mój wydział zlikwidowano. Więcej nie mogę ci powiedzieć.
– W porządku – zgodziła się. – Tajemniczość dodaje ci atrakcyjności.
Austin chciał odpowiedzieć jej w tym samym tonie, gdy zauważył, że Therri patrzy ponad jego ramieniem. Odwrócił się i zobaczył Marcusa Ryana, idącego w kierunku ich stolika.
– Therri! – wykrzyknął Ryan ze swoim uśmiechem idola. – Co za miła niespodzianka!
– Cześć, Marcus. Pamiętasz Kurta Austina z przesłuchania w Thorshavn?
– Oczywiście! Pan Austin jako jedyny złożył wówczas bezstronne zeznanie w tej farsie.
– Może się do nas przyłączysz? – zaproponowała Therri. – Nie masz nic przeciwko temu, prawda, Kurt?
Austin miał. I to dużo. Na kilometr wyczuwał zaaranżowane spotkanie, ale był ciekaw, po co ta zabawa. Wskazał Ryanowi krzesło i uścisnął mu dłoń. Marcus miał zaskakująco mocny chwyt.
– Tylko na minutkę – powiedział Ryan. – Nie chcę wam przeszkadzać w kolacji, ale cieszę się, że mam okazję podziękować panu Austinowi za pomoc udzieloną SOS.
– Myli się pan. Nie zrobiłem tego, żeby pomóc SOS. To była osobista przysługa wyświadczona pani Weld. To ona namówiła mnie do obejrzenia waszego statku.
– Niewielu ludzi może się oprzeć jej namowom. Therri wzbudza duże zaufanie. Tak czy owak, wspaniale się pan przysłużył morskim stworzeniom.
– Niech pan sobie daruje ten mdły sentymentalizm, panie Ryan. Dostarczyłem Therri dowód sabotażu, bo uważałem to za słuszne, a nie dlatego, że wierzę w waszą sprawę.
– Zatem wie pan, że nie jestem odpowiedzialny za tę kolizję.
– Wiem, że celowo dążył pan do tego, by coś się wydarzyło, i żeby mówiono o tym w telewizji.
– Niektóre sytuacje wymagają desperackich kroków. Z tego, co wiem o NUMA, wynika, że pańska organizacja też nie jest święta, jeśli chodzi o metody osiągania celu.
– To całkiem co innego. Każdy z nas, łącznie z admirałem Sandeckerem, bierze na siebie odpowiedzialność za to, co robi. Nie chowamy się za plakatami z pyszczkami małych fok.
Ryan poczerwieniał.
– Zawsze jestem gotów ponieść konsekwencje swoich czynów.
– Jasne, dopóki wie pan, że można się jakoś wykręcić.
Ryan uśmiechnął się.
– Trudny z pana facet, panie Austin.
– Staram się.
Zjawił się kelner z daniami głównymi.
– No cóż. Nie będę psuł wam wieczoru – powiedział Ryan. – Miło się z panem rozmawiało, panie Austin. Później do ciebie zadzwonię, Therri.
Pomachał im beztrosko i wmieszał się w tłum ludzi na ulicy.
– Twój przyjaciel ma strasznie wysokie mniemanie o sobie – powiedział Austin. – A ja myślałem, że bogiem morza jest Neptun lub Posejdon.
Spodziewał się, że Therri będzie broniła Ryana, ale wybuchnęła śmiechem.
– Gratuluję, Kurt. Dobrze wiedzieć, że nie tylko Marcus potrafi irytować ludzi.
– To mój wrodzony talent. Powinnaś mu powiedzieć, że następnym razem będzie lepiej, jeśli zaaranżujesz przypadkowe spotkanie.
Therri zerknęła na diabelski młyn, żeby uniknąć wzroku Austina. Potem zaczęła się bawić widelcem.
– To było aż tak widoczne? – zapytała w końcu.
– Jasne jak słońce.
Westchnęła ciężko.
– Przepraszam za nieudolną próbę oszukania cię. Nie zasłużyłeś na to. Marcus chciał się z tobą zobaczyć, żeby ci podziękować. Mówił szczerze. Nie spodziewałam się, że dojdzie do takiej wymiany zdań. Wybacz mi.
– Wybaczę tylko pod warunkiem, że po spacerze wypijemy drinka w barze hotelowym.
– Twardo się targujesz.
Austin uśmiechnął się szelmowsko.
– Jak zauważył twój przyjaciel, pan Ryan, trudny ze mnie facet.
18
Atmosfera zabawy sugerowała, że w Kopenhadze trwa jakieś wielkie święto, ale tak wyglądał zwykły wieczór w jednym z najbardziej tętniących życiem miast europejskich. Z licznych kawiarni dochodziła muzyka. W parkach i na placach wzdłuż szerokiego deptaka Stroget roiło się od spacerowiczów i ulicznych artystów. Nastrój był przyjemny, ale utrudniał prowadzenie rozmowy. Austin zaproponował, żeby skręcili w cichą uliczkę z nieczynnymi już butikami i wrócili tamtędy do hotelu.
Pusty zaułek oświetlały tylko słabe lampy gazowe i kilka sklepowych witryn. Austin słuchał opowieści Therri o Beckerze, gdy zauważył z przodu dwie sylwetki, które wyszły z cienia.
Wiedział, że Duńczycy są spokojni i bardzo uprzejmi, a w Kopenhadze jest niska przestępczość. Nie zaniepokoił się, kiedy dwaj mężczyźni stanęli w takich pozach, że zablokowali przejście. Pomyślał, że może wypili za dużo akavitu. Chcąc ich ominąć, wziął Therri pod rękę. Nagle tamci wyjęli zza pleców kije baseballowe.
Austin usłyszał za sobą kroki i zerknął przez ramię. Z tyłu zbliżali się dwaj następni mężczyźni, też z kijami. Therri zdała sobie sprawę z zagrożenia, choć nie rozumiała, o co chodzi. Zamilkła. Czterej mężczyźni zaczęli ich okrążać. Wyglądało to na przećwiczoną strategię.
Austin rozejrzał się za jakąś bronią. Pomyślał, że lepsze jest cokolwiek niż nic i chwycił pokrywę od śmietnika. Zauważył z zadowoleniem, że jest zrobiona z solidnego, grubego aluminium. Wystąpił naprzód, zasłonił sobą Therri i użył pokrywy jak średniowieczny piechur tarczy do odbicia ciosu najbliższego napastnika. Mężczyzna znów uniósł kij, ale Austin przeszedł od obrony do ataku. Wysunął przed siebie ramię i uderzył przeciwnika pokrywą w twarz. Napastnik krzyknął z bólu i ugięły się pod nim kolana. Austin złapał pokrywę obiema rękami i walnął go z góry w głowę. Rozległ się dźwięk przypominający gong. Od siły uderzenia zabolały go dłonie, ale mężczyzna zwalił się bezwładnie na chodnik.
Szybko zbliżył się drugi przeciwnik. Austin chciał go potraktować podobnie, ale tamten to przewidział. Cofnął się i odtrącił kijem pokrywę. Kurt starał się osłonić przed uderzeniem zranione miejsce z lewej strony klatki piersiowej. Napastnik wyczuł to i rąbnął go kijem w głowę. Austin zobaczył wirujące gwiazdy. W tym samym momencie usłyszał krzyk Therri. Jeden z przeciwników trzymał ją, a drugi ciągnął w tył za włosy, by odsłonić jej gardło. Mocny cios w tchawicę mógłby być śmiertelny.
Austin ruszył na pomoc. Jego prześladowca zastąpił mu drogę i zamachnął się oburącz kijem jak mieczem. Austin sparował cios, ale upuścił pokrywę i stracił równowagę. Opadł na jedno kolano i zasłonił ramieniem głowę. Zobaczył szerokie twarze, błyszczące oczy, uniesione kije i przygotował się na serię uderzeń w czaszkę. Zamiast tego usłyszał łomot i krzyki w dwóch językach. Rozróżnił hiszpański, drugiego nie znał. Napastnicy wokół niego rozpłynęli się jak płatki topniejącego śniegu.