Dwadzieścia minut później Austin wszedł do Muzeum Lotnictwa i Astronautyki na Independence Avenue. Wjechał windą na trzecie piętro i skierował się do biblioteki, gdy z bocznej sali wyłonił się mężczyzna w średnim wieku, w pogniecionym brązowym garniturze.

– Niech skonam! Kurt Austin! – wykrzyknął.

– Zastanawiałem się, czy na ciebie wpadnę, Mac.

– Tutaj zawsze jest taka szansa. Prawie nie opuszczam tych murów. Jak się miewa bohater NUMA?

– Świetnie. A jak się miewa smithsoniański odpowiednik St. Juliena Perlmuttera?

Wysoki i szczupły MacDougal zachichotał. Miał jasne włosy, orli nos i pociągłą twarz. Z wyglądu był przeciwieństwem pulchnego Perlmuttera. Jednak brak tuszy rekompensowała jego encyklopedyczna znajomość historii lotnictwa, odpowiadająca morskiej wiedzy Perlmuttera.

– St. Julien dźwiga dużo większy, hm… balast historyczny niż ja – powiedział z wesołym błyskiem w szarych oczach. – Co cię sprowadza do rozrzedzonej atmosfery Wydziału Archiwalnego?

– Prowadzę pewne badania nad starym statkiem powietrznym. Miałem nadzieję znaleźć coś w bibliotece.

– Nie ma potrzeby chodzić do archiwum. Idę na spotkanie, ale możemy pogadać po drodze.

– Natknąłeś się kiedykolwiek na wzmiankę o statku powietrznym “Nietzsche”? – zapytał Austin.

– Oczywiście. Był tylko jeden o takiej nazwie. Zaginął podczas tajnej wyprawy polarnej w roku 1935.

– Więc znasz ten sterowiec?

MacDougal przytaknął.

– Chodziły słuchy, że Niemcy wysłali go w tajnej misji na biegun północny. Gdyby ekspedycja się powiodła, nastraszyliby aliantów i rozsławili niemiecką Kultur w wojnie propagandowej. Niemcy zaprzeczali, ale nie potrafili wyjaśnić zaginięcia dwóch swoich pionierów podróży sterowcami – Heinricha Brauna i Hermana Lutza. Wybuchła wojna i sprawa poszła w zapomnienie.

– To wszystko?

– O, nie. Po wojnie znaleziono dokumenty, które wyraźnie wskazywały, że tamten lot rzeczywiście miał miejsce. Sterowiec był podobny do “Grafa Zeppelina”. Przypuszczalnie nadał wiadomość radiową z okolic bieguna. Załoga odkryła na lodzie coś ciekawego.

– Nie wyjaśnili, co to było?

– Nie. I niektórzy uważają, że to wszystko zostało sfabrykowane. Możliwe, że przez samego Josefa Goebbelsa.

– Ale ty w to nie wierzysz?

– Taka wyprawa była całkiem możliwa. Ówczesna technika na pewno na to pozwalała.

– Co mogło się stać z tym sterowcem?

– Jest mnóstwo możliwości. Awaria silnika. Nagła burza. Lód. Ludzki błąd. “Graf Zeppelin” był bardzo udaną konstrukcją, ale mówimy o ekstremalnych warunkach. Podobny los spotkał inne statki powietrzne. Sterowiec mógł się rozbić o powłokę lodową, a potem dryfować na krze setki mil i wpaść do morza, kiedy lód się roztopił. – MacDougala nagle olśniło. – Czyżbyś znalazł jego szczątki na dnie morza?

– Niestety, nie. Ktoś mi o nim wspomniał i… ciekawość wzięła górę.

– Dobrze znam to uczucie. – MacDougal zatrzymał się przed jakimiś drzwiami. – Tutaj mam spotkanie. Wpadnij jeszcze, to pogadamy dłużej.

– Dobra. Dzięki za pomoc.

Austin był zadowolony, że Mac nie pytał go o szczegóły. Nie lubił kręcić w rozmowach ze starymi przyjaciółmi. MacDougal położył rękę na klamce.

– Zabawne, że wspomniałeś o Arktyce. Tak się składa, że dziś wieczorem jest uroczyste otwarcie wielkiej wystawy kultury i sztuki eskimoskiej. Ludzie mroźnej północy, czy coś takiego. Wyścigi psich zaprzęgów i inne atrakcje.

– Wyścigi psich zaprzęgów w Waszyngtonie?

– Też się zdziwiłem, ale widocznie można to zorganizować. Wybierz tam, to zobaczysz.

– Chyba tak zrobię.

Wychodząc z muzeum, Austin przystanął przy stanowisku informacyjnym i wziął broszurę o wystawie. Nazywała się Mieszkańcy mroźnej północy. Wstęp na uroczyste otwarcie tylko z zaproszeniami. Austin spojrzał niżej i zauważył nazwę sponsora: Oceanus.

Wetknął broszurę do kieszeni i wrócił do swojego biura. Po kilku telefonach załatwił sobie zaproszenie. Popracował trochę nad raportem dla Gunna, potem pojechał do domu, żeby się przebrać. Kiedy mijał półki z książkami w swoim salonie-bibliotece, przesuwał palcami po grzbietach starannie ustawionych tomów. Wydawało mu się, że Arystoteles, Dante i Locke przemawiają do niego.

Wielcy filozofowie zafascynowali go jeszcze w college’u. Miał na to wpływ profesor, zmuszający studentów do myślenia. Później filozofia stała się dla Austina odpoczynkiem od pracy. Pomagała mu też zrozumieć ciemne strony ludzkiej natury. Podczas wykonywania swoich zadań Austin zabijał i ranił przeciwników. Poczucie obowiązku i sprawiedliwości oraz instynkt samozachowawczy chroniły go przed niebezpiecznymi wątpliwościami. Kiedy jednak potem zastanawiał się na słusznością swoich działań, filozofia służyła mu za kompas moralny.

Wziął gruby tom i włączył stereo. Z głośników popłynęły tony saksofonu Johna Coltrane’a. Wyszedł na pomost i usadowił się w fotelu. Przerzucił strony książki i szybko znalazł cytat, o którym myślał od chwili, gdy MacDougal wspomniał o sterowcu “Nietzsche”: Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stal się potworem. A kiedy zaglądasz w otchłań, ona również zagląda w ciebie.

Przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń. Czy widział otchłań? A może, co ważniejsze, ona patrzyła na niego? Zamknął książkę, odłożył na półkę i poszedł przygotować się do uroczystości.

24

Nad wejściem do Narodowego Muzeum Historii Naturalnej od strony Mall wisiał wielki transparent z napisem MIESZKAŃCY MROŹNEJ PÓŁNOCY. Żeby nie było wątpliwości co do tematu wystawy, na transparencie wymalowano również postacie w futrzanych parkach z kapturami, pędzące przez śnieżne równiny na saniach zaprzężonych w psy. W tle widniały góry lodowe.

Austin wszedł do rozległej, oktagonalnej rotundy muzeum. Na środku pomieszczenia o szerokości dwudziestu czterech metrów stał wypchany afrykański słoń, szarżujący przez wyimaginowaną sawannę. Stojąca przy tym kolosie dziewczyna wyglądała jak karzełek.

– Dobry wieczór – powitała z uśmiechem Austina i wręczyła mu program. Miała na sobie kopię tradycyjnego stroju eskimoskiego, uszytego z cienkiego materiału. – Witamy na wystawie “Mieszkańcy mroźnej północy”. Proszę wejść tamtymi drzwiami do sali wystawowej i obejrzeć eksponaty. Co dwadzieścia minut w kinie Imax wyświetlamy film o kulturze eskimoskiej. Za piętnaście minut na Mall rozpoczną się zawody harpunników i psich zaprzęgów. Warto zobaczyć.

Austin podziękował i wszedł za innymi gośćmi do sali. W jasno oświetlonych gablotach znajdowały się eskimoskie wyroby artystyczne, rzeźby z kości słoniowej, przybory myśliwskie i rybackie, skórzane ubrania i buty, chroniące przed zimnem i wilgocią w arktycznych temperaturach, oraz sanie, kanu i łodzie wielorybnicze z pni drzew. Z głośników w różnych punktach sali dochodziły smutne, monotonne śpiewy w rytm bębnów.

Rozgadany tłum stanowił typową mieszaninę waszyngtońskich polityków, urzędników i dziennikarzy. Mimo światowego znaczenia, Waszyngton pozostał małym miastem i Austin zauważył znajome twarze. Rozmawiał z historykiem z Muzeum Marynarki, entuzjastą kajakarstwa, gdy usłyszał swoje nazwisko. Między gośćmi przeciskał się Angus MacDougal z Muzeum Lotnictwa i Astronautyki. Wziął Austina za ramię.

– Chodź, Kurt. Chcę, żebyś kogoś poznał.

Zaprowadził Austina do dostojnego, siwego mężczyzny. Przedstawił ich sobie nawzajem. Był to Charles Gleason, kurator wystawy.

– Mówiłem Chuckowi, że interesują cię Eskimosi – powiedział.

– Wolą, żeby nazywać ich “Innuit”, co tłumaczy się jako “Lud” – wyjaśnił Gleason. – Nazwa “Eskimosi”, którą nadali im Indianie, oznacza “zjadaczy surowego mięsa”. Oni sami nazywają siebie “Nakooruk”, czyli “dobrymi”. – Uśmiechnął się. – Przepraszam za ten wykład. Przez wiele lat uczyłem w college’u i stale odzywa się we mnie pedagog.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: