Widząc zaskoczone miny ludzi z NUMA, powiedział:
– Wybaczcie, panowie. Odmawiałem modlitwę dziękczynną za to, że zawartość pojemnika nie ucierpiała.
Austin popatrzył na etykietkę i skrzywił się.
– Nurkowaliśmy na głębokość prawie stu metrów i wciskaliśmy się do okrętu podwodnego po butelkę wódki?
– O, nie – odparł Własow i sięgnął do walizeczki. – Po trzy butelki. – Ostrożnie rozpakował następne flaszki, każdą głośno pocałował i włożył z powrotem do pojemnika. – Klejnot Rosji to jedna z naszych najlepszych wódek, a moskiewska nie ma sobie równych na świecie. Jeśli zaś chodzi o czarodzieja, to najlepiej smakuje schłodzony.
Austin zastanawiał się, czy kiedykolwiek zrozumie Rosjan.
– Wszystko jasne – odrzekł wesoło. – Zatopiliście swój okręt podwodny, żeby schłodzić gorzałę.
– To stary okręt podwodny klasy Foxtrot, używany do ćwiczeń – odpowiedział Własow. – Nie był remontowany od ponad trzydziestu lat. – Uśmiechnął się szeroko do Austina. – Musi pan przyznać, że to był pański pomysł, żeby umieścić obiekty w okręcie podwodnym i sprawdzić możliwość ich wydobycia.
– Rzeczywiście.
Własow zamknął wieko walizeczki.
– Zatem wasze nurkowanie zakończyło się sukcesem?
– Tak – odrzekł Zavala. – Mieliśmy kilka problemów technicznych, ale to nic poważnego.
– Więc trzeba to oblać – powiedział Własow.
Austin wyjął mu walizeczkę z ręki.
– Najlepiej od razu.
Wzięli z mesy trzy plastikowe kubki i poszli do kabiny odpraw. Własow otworzył butelkę czarodzieja i nalał każdemu solidną porcję. Wzniósł toast:
– Za dzielnych młodych ludzi, którzy zginęli na “Kursku”.
Przełknął wódkę, jakby pił herbatę. Austin sączył alkohol. Wiedział z doświadczenia, że w mocnej rosyjskiej wodzie ognistej czają się demony.
– I za to, żeby nic takiego nigdy już się nie zdarzyło – odpowiedział.
Zatonięcie “Kurska” w 2000 roku było jedną z największych znanych katastrof okrętów podwodnych. Zginęło ponad stu marynarzy, gdy okręt klasy Oscar II z pociskami manewrującymi poszedł na dno na Morzu Barentsa po eksplozji w torpedowni.
– Dzięki waszemu batyskafowi – powiedział Własow – żaden młody człowiek służący swojej ojczyźnie nie będzie musiał ginąć taką straszną śmiercią. Pomysłowość NUMA pozwoli nam dostać się do zatopionego okrętu bez względu na to, czy właz ewakuacyjny będzie dostępny i sprawny, czy nie. Wprowadzone przez was innowacje to prawdziwa rewolucja.
– Jest pan bardzo uprzejmy, komandorze Własow. Słowa uznania należą się Joemu. To on zmontował do kupy różne graty, używając do tego wypróbowanego amerykańskiego zdrowego rozsądku.
– Dzięki za pochwały, ale ukradłem ten pomysł matce naturze – odparł Zavala z typową dla siebie skromnością. Ukończył inżynierię morską w nowojorskim Maritime College i był genialnym mechanikiem. Zaraz po studiach został zwerbowany przez dyrektora NUMA, Jamesa Sandeckera. Oprócz pracy w zespole specjalnym, kierowanym przez Austina, projektował liczne załogowe i bezzałogowe pojazdy podwodne.
– Nonsens! – zaprotestował Własow. – Między prawdziwym minogiem morskim i pańskim batyskafem o tej nazwie jest wielka różnica.
– Zasada działania jest ta sama – odrzekł Zavala. – Minogi to wspaniale skonstruowane stworzenia. Przywierają do płynącej ryby, zatapiają zęby w jej ciele i wysysają krew. My zamiast zębów używamy przyssawki i laserów. Głównym problemem było elastyczne uszczelnienie, które przylegałoby do każdej powierzchni i umożliwiało wycięcie w niej otworu. Zastosowanie materiałów ery kosmicznej i komputerów pozwoliło nam stworzyć całkiem dobre urządzenia.
Własow znów uniósł kubek z wódką.
– Trzymam w ręku dowód pańskiej pomysłowości. Kiedy “Sea Lamprey” osiągnie pełną zdolność operacyjną?
– Niedługo – odpowiedział Zavala. – Mam taką nadzieję.
– Im prędzej, tym lepiej. Moi rodacy zbudowali kilka doskonałych okrętów, ale ich stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. – Własow dopił wódkę i wstał z krzesła. – Muszę wracać do swojej kajuty i przygotować raport dla moich przełożonych. Powinni być bardzo zadowoleni. Jestem wam wdzięczny za wykonanie tak ciężkiej pracy. Osobiście podziękuję admirałowi Sandeckerowi.
Po wyjściu Własowa pojawił się jeden z oficerów statku i zawiadomił Austina, że jest do niego telefon. Austin podniósł słuchawkę, słuchał przez chwilę, zadał kilka pytań, a potem powiedział:
– Niech pan zostanie przy aparacie. Zaraz oddzwonię.
Zwrócił do Zavali:
– Wschodnioatlantyckie biuro NATO do spraw wypadków okrętów podwodnych potrzebuje naszej pomocy przy akcji ratowniczej.
– Co się stało? – zapytał Joe.
– Duński krążownik poszedł na dno u wybrzeży Wysp Owczych i część załogi jest uwięziona wewnątrz. Najwyraźniej jeszcze żyją. Szwedzi i Brytyjczycy są już w drodze, ale okręt nie ma włazu ewakuacyjnego. Duńczycy potrzebują kogoś, kto mógłby wejść do środka bezpośrednio przez kadłub i wydostać tych facetów. Słyszeli, że tu jesteśmy i przeprowadzamy zanurzenia testowe.
– Ile mamy czasu?
– Z rozmowy wynikało, że kilka godzin.
Zavala pokręcił głową.
– Wyspy Owcze są ponad tysiąc mil stąd. “Beebe” to szybki statek, ale musiałby mieć skrzydła, żeby dotrzeć tam na czas.
Austin zastanawiał się przez minutę, a potem oświadczył:
– Jesteś genialny.
– Cieszę się, że wreszcie to sobie uświadomiłeś. Mogę spytać, jak doszedłeś do tego wniosku? To warte kilku dobrych kolejek w barze.
– Najpierw chciałbym wiedzieć, czy “Sea Lamprey” nadaje się już do akcji ratowniczych. Wyczułem w twoim głosie nutkę CST, kiedy Własow zapytał, kiedy batyskaf będzie gotowy.
– My, ludzie w służbie państwowej, automatycznie nastawiamy się na tryb Chroń Swój Tyłek, kiedy podpisujemy umowę o pracę – odparł Zavala.
– Musiałeś zaliczyć ten kurs z wyróżnieniem. No, więc?
Zavala dumał przez chwilę.
– Widziałeś, jak się zachowywał przy wynurzaniu.
– Jak wściekły byk, ale udało się. W Disneylandzie zapłaciłbyś kupę forsy za taką przejażdżkę.
Zavala pokręcił głową.
– Naprawdę masz talent do przedstawiania perspektywy strasznej śmierci w niefrasobliwy sposób.
– Nie pragnę śmierci bardziej niż ty. Mówiłeś, że “Sea Lamprey” jest jak dom z cegły.
– Przesadziłem. Jest wyjątkowo mocny, ale mógłby być lepszy.
– Podsumowując, jakie są szansę na udaną misję?
– Mniej więcej pół na pół. Mogę wprowadzić kilka innowacji i trochę zmienić ten stosunek na naszą korzyść.
– Nie naciskam cię, Joe.
– Nie musisz. Do końca życia nie mógłbym spać, gdybyśmy nie spróbowali pomóc tym facetom. Ale trzeba jakoś dostarczyć batyskaf do duńskiego krążownika. Pewnie już coś wymyśliłeś, stary cwaniaku? – zapytał Zavala na widok szerokiego uśmiechu Austina.
– Być może – odparł Austin. – Muszę obgadać kilka szczegółów z Własowem.
– Skoro mam ryzykować życie w twojej akcji, może mi zdradzisz, co kombinujesz w tej przedwcześnie posiwiałej głowie?
– Nic – odrzekł Austin. – Ale nie należy zrażać się drobiazgami.