Wybuchnęłam śmiechem. Naprawdę nie mogłam się powstrzymać. Morelli zawsze lekko traktował groźby i przepowiednie swej babki.

Obejrzeliśmy Rangersów, wyprowadziliśmy Boba i wpełzliśmy do łóżka.

Trach. Szur, szur. Trach.

Popatrzyliśmy po sobie. To Bob buszował, zrzucając z szafki talerze i szukając resztek jedzenia.

– Jest głodny – zauważył Morelli. – Może trzeba by go zamknąć z nami w sypialni, żeby nie zżarł krzesła.

Morelli wstał z łóżka i po chwili wrócił z Bobem. Zamknął drzwi na klucz i wskoczył z powrotem do łóżka. Bob wskoczył razem z nim, okręcił się wokół własnej osi pięć czy sześć razy, podrapał pazurami kołdrę i poobracał się jeszcze trochę, wyraźnie zbity z tropu.

– Cwaniak z niego – powiedziałam. – W sensie prehistorycznym.

Bob wykonał jeszcze kilka obrotów, a następnie wpakował się klinem między mnie a Morellego. Złożył swój wielki łeb na rogu poduszki Joego, westchnął z zadowoleniem i natychmiast zasnął.

– Musisz załatwić sobie większe łóżko – zauważył Morelli.

Nie musiałabym też martwić się zbytnio o antykoncepcję.

Morelli zlazł z łóżka o bladym świcie.

Otworzyłam oko.

– Co robisz? Ledwie świta.

– Nie mogę spać. Bob się rozpycha. Przyrzekłem poza tym weterynarzowi, że zmuszę go do wysiłku, idziemy więc pobiegać.

– To miłe.

– Wstawaj.

– Nie ma mowy.

– To ty mi załatwiłaś tego psa. I teraz ruszysz tyłek z łóżka i pobiegasz z nami.

– Nie zrobiłabym tego, nawet gdyby zajęło się ogniem.

Morelli złapał mnie za kostkę i ściągnął z łóżka.

– Nie zmuszaj mnie do brutalności – ostrzegł.

Staliśmy oboje, patrząc na Boba. Tylko on został jeszcze w łóżku. Wciąż trzymał łeb na poduszce, ale nie wyglądał na zadowolonego. To nie był ranny ptaszek. Ani typ atlety.

– Wstawaj – nakazał Morelli.

Bob zacisnął powieki, udając głęboki sen. Morelli spróbował wyciągnąć Boba z łóżka i Bob zawarczał głucho. Widać było, że nie żartuje.

– Cholera – zaklął Morelli. – Jak mam sobie z nim poradzić? Jak mam go zmusić, żeby narżnął o tej porze na trawnik Joyce?

– Wiedziałeś o tym?

– Gordon Skyer mieszka naprzeciwko. Grywam z nim w squasha.

– Ja przekupuję Boba żarciem. Morelli poszedł do kuchni i wrócił z torebką marchewki.

– Zobacz, co znalazłem – powiedział. – Masz w lodówce zdrową żywność. Jestem pod wrażeniem.

Nie chciałam psuć mu dobrego nastroju, ale marchewki były dla Reksa. Osobiście lubię marchewki tylko wtedy, kiedy są przysmażone w cieście naleśnikowym albo stanowią składnik ciasta z mnóstwem kremu.

Morelli podsunął marchewkę Bobowi, a Bob spojrzał na niego, jakby chciał powiedzieć: Chyba żartujesz.

Zrobiło mi się żal Joego.

– No dobra, ubierzmy się i zacznijmy przestawiać garnki w kuchni – zaproponowałam. – Bob się nie oprze.

Pięć minut później byliśmy gotowi do wyjścia, a Bob miał na szyi obrożę z przypiętą smyczą.

– Zaczekaj – powiedziałam. – Nie możemy wyjść i zostawić serca na pastwę losu. Ludzie regularnie się do mnie włamują.

– Jacy ludzie?

– Przede wszystkim Benny i Ziggy.

– Ludzie nie mogą ot, tak sobie, wchodzić do twojego mieszkania. To niezgodne z prawem. To włamanie i naruszenie terenu prywatnego.

– Nic wielkiego – uspokoiłam go. – Na początku człowiek jest trochę zaskoczony, ale potem się przyzwyczaja. A serce zostawimy u pana Morgensterna. To ranny ptaszek.

Wyjęłam serce z lodówki i poszliśmy do pana Morgensterna.

– Moja zamrażarka coś szwankuje – poinformowałam go. – Nie chcę, żeby się rozmroziło. Może pan to przechować do obiadu?

– Pewnie – odparł. – Wygląda jak serce.

– Nowa dieta. Raz na tydzień trzeba zjeść całe serce.

– Coś podobnego. Może też powinienem tak robić. Ostatnio czułem się nieco ociężały.

Morelli czekał już na parkingu. Biegał w miejscu. Bob zaś miał zadowoloną minę i cieszył się, że jest na świeżym powietrzu.

– Ma pusty brzuch? – spytałam.

– Dopilnowałem tego.

Morelli i Bob ruszyli żwawo do przodu, a ja powlokłam się za nimi. Mogę przejść pięć kilometrów w szpilkach i zamęczyć Morellego na śmierć podczas zakupów, ale nie biegam wyczynowo. Może gdyby chodziło o sprint do sklepu, gdzie wyprzedają torebki damskie…

Powoli zostawałam w tyle. Kiedy Morelli i Bob zniknęli za rogiem, udałam się do piekarni Ferraro. Kupiłam sobie ciastko zbożowe z migdałami i ruszyłam leniwym krokiem w stronę domu, jedząc po drodze. Byłam już prawie na parkingu, kiedy zobaczyłam Joego i Boba, jak cwałują wzdłuż St. James. Natychmiast zaczęłam biec i ciężko dyszeć.

– Gdzie się podziewaliście, chłopaki? – spytałam. – Zgubiłam was.

Morelli pokiwał z obrzydzeniem głową.

– Jakie to smutne. Masz cukier puder na koszuli.

– Musiał spaść z nieba.

– Żałosne – oświadczył Morelli.

W holu natknęliśmy się na Ziggy'ego i Benny'ego.

– Widzę, że uprawiacie jogging – zauważył Ziggy. – To bardzo zdrowe. Wszyscy ludzie powinni to robić.

Morelli położył dłoń na piersi Ziggy'ego, by go zatrzymać.

– Co tu robicie?

– Przyszliśmy zobaczyć się z panną Plum, ale nie zastaliśmy jej.

– Stoi teraz przed wami. Chcecie z nią pogadać?

– Pewnie – odparł Ziggy. – Smakował ci dżem?

– Jest doskonały. Dzięki.

– Nie włamaliście się przed chwilą do jej mieszkania, prawda? – upewnił się Morelli.

– Nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili – oświadczył uroczyście Benny. – Mamy dla niej zbyt wiele szacunku. Prawda, Ziggy?

– Tak, zgadza się – potwierdził Ziggy. – Ale moglibyśmy, gdybyśmy tylko chcieli. Dłonie mam nadal sprawne.

– Miałeś okazję rozmawiać z żoną? – spytałam Benny'ego. – Jest w Richmond?

– Rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem. Jest teraz w Norfolk. Powiedziała, że wszystko się dobrze układa. Rozumiesz, że cała ta historia jest bardzo kłopotliwa dla wszystkich zainteresowanych.

– Prawdziwa tragedia. Jeszcze jakieś nowiny z Richmond?

– Niestety, nie.

Benny i Ziggy podreptali do windy, a ja i Morelli ruszyliśmy za Bobem do mojej kuchni.

– Byli tu, co? – domyślił się Morelli.

– Tak. Szukali serca. Żona Benny'ego robi mu z życia piekło.

Morelli odmierzył porcję żarcia dla Boba. Bob ją pochłonął i poprosił wzrokiem o więcej.

– Przykro mi, kolego – rozłożył ręce Morelli. – Tak to jest, kiedy się tyje.

Wciągnęłam brzuch, odczuwając wstyd z powodu ciastka. W porównaniu z Morellim byłam krową. Morelli miał mięśnie brzucha jak deska. Morelli mógł robić pompki. Mnóstwo pompek. W wyobraźni też mogłam robić pompki. W rzeczywistości pompki plasowały się tuż za rozkoszą joggingu.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: