– Ma je pani?

– Przed chwilą oddałam je policjantom.

– Może pamięta pani, co w nich było?

– Od niemal normalnych miłosnych wyznań po obsesyjną namiętność. Czasem po prostu prosił, żeby się z nim umówiła. Innym razem pisał o dozgonnej miłości i o tym, że są sobie przeznaczeni.

– Jak reagowała na to Valerie?

– Czasem się bała. Niekiedy się śmiała. Jednak na ogół nie zwracała na nie uwagi. Tak jak my wszyscy. Nikt nie traktował tego zbyt poważnie.

– A Pavel? Czy on się niepokoił?

– Nie otwarcie.

– Czy wynajął ochroniarza dla Valerie?

– Nie. Gorąco sprzeciwiał się temu pomysłowi. Uważał, że ochroniarz mógłby wpędzić ją w depresję.

Myron zastanowił się. Pavel uważał, że Valerie nie potrzebuje ochroniarza, który by ją bronił przed natrętem, a sam wynajął goryla, który miał chronić go przed namolnymi rodzicami i łowcami autografów. To dawało do myślenia.

– Chciałbym porozmawiać o załamaniu nerwowym Valerie, jeśli można.

Helen Van Slyke lekko zesztywniała.

– Sądzę, że tę sprawę lepiej pozostawić w spokoju, panie Bolitar.

– Dlaczego?

– Ponieważ to było bolesne. Nie ma pan pojęcia jak bardzo. Moja córka przeżyła załamanie nerwowe, panie Bolitar. Miała dopiero osiemnaście lat. Była piękna. Utalentowana. Zawodowo grała w tenisa. Odnosiła znaczące sukcesy. I przeszła załamanie nerwowe. Wszyscy bardzo to przeżyliśmy. Staraliśmy się jej pomóc, nie dopuścić, aby dostało się to do prasy i publicznej wiadomości. Dołożyliśmy wszelkich starań, żeby to zatuszować.

Zamilkła i zamknęła oczy.

– Pani Van Slyke?

– Nic mi nie jest – powiedziała.

– Wspomniała pani, że usiłowaliście to zatuszować – przypomniał Myron.

Otworzyła oczy. Uśmiechnęła się i wygładziła spódnicę.

– Tak, no cóż, nie chciałam, żeby ten epizod zrujnował jej życie. Wie pan, jacy są ludzie. Do końca życia pokazywaliby ją palcami i szeptali. Nie chciałam tego. I owszem, byłam też trochę zawstydzona. Byłam wówczas młodsza, panie Bolitar. Obawiałam się tego, w jaki sposób jej załamanie odbije się na rodzinie Brentmanów.

– Brentmanów?

– To moje panieńskie nazwisko. Ta posiadłość nazywa się Brentman Hall. Mój pierwszy mąż nazywał się Simpson. Był karierowiczem. Kenneth to mój drugi małżonek. Wiem, że ludzie plotkują o dzielącej nas różnicy wieku, ale Van Slyke’owie to stara rodzina. Jego prapradziadek i mój byli wspólnikami.

Niezły powód do zawarcia małżeństwa.

– Od jak dawna jest pani żoną Kennetha?

– W kwietniu minęło sześć lat.

– Rozumiem. Zatem wyszła pani za mąż mniej więcej wtedy, kiedy Valerie została hospitalizowana.

Zmrużyła oczy i powiedziała nieco wolniej:

– Co właściwie pan implikuje, panie Bolitar?

– Nic – odparł Myron. – Niczego nie implikowałem. Naprawdę.

No, może troszeczkę.

– Proszę mi opowiedzieć o Alexandrze Crossie.

Znów zesztywniała i zacisnęła wargi.

– Co takiego? – spytała nieco gniewnym tonem.

– Czy jego i Valerie łączyło coś poważnego?

– Panie Bolitar – powiedziała z wyraźnym zniecierpliwieniem. – Windsor Lockwood to stary przyjaciel naszej rodziny. Ze względu na niego zgodziłam się z panem porozmawiać. Wcześniej przedstawił się pan jako człowiek, któremu zależy na ujęciu mordercy mojej córki.

– Tak istotnie jest.

– Zatem proszę mi wyjaśnić, co ma z tym wspólnego Alexander Cross, załamanie nerwowe mojej córki lub moje małżeństwo?

– Ja po prostu czynię pewne założenia, pani Van Slyke. Zakładam, że to nie było przypadkowe zabójstwo, że pani córki nie zastrzelił nieznajomy. A to oznacza, że muszę dowiedzieć się o niej wszystkiego. Poznać fakty. Nie zadaję tych pytań dla rozrywki. Muszę wiedzieć, kto bał się Valerie, nienawidził jej lub mógł coś zyskać przez jej śmierć. A to oznacza, że muszę poznać również nieprzyjemne fakty z jej życia.

Odrobinę za długo spoglądała mu w oczy, a potem odwróciła wzrok.

– Co chce pan wiedzieć o mojej córce, panie Bolitar?

– Znam podstawowe fakty – rzekł Myron. – Valerie okrzyknięto cudownym dzieckiem, kiedy miała zaledwie szesnaście lat i wzięła udział we French Open. Pokładano w niej wielkie nadzieje, lecz niebawem zaczęła grać nieco słabiej. A potem było jeszcze gorzej. Zaczął ją nękać natrętny wielbiciel, niejaki Roger Quincy. Łączył ją związek z synem wybitnego polityka, z chłopcem, który został zamordowany. Przeszła załamanie nerwowe. Muszę zebrać dodatkowe kawałki tej łamigłówki, jeśli mam ją rozwiązać.

– Bardzo trudno mi mówić o tym wszystkim.

– W pełni to rozumiem – rzekł łagodnie Myron. Tym razem zrezygnował z uśmiechu Phila Donahue i wybrał wersję Alana Aldy. Więcej zębów, wilgotne oczy.

– Nic więcej nie mogę panu powiedzieć, panie Bolitar. Nie mam pojęcia, dlaczego ktoś mógłby pragnąć jej śmierci.

– Może mogłaby pani opowiedzieć mi o ostatnich kilku miesiącach. Jak czuła się Valerie? Czy wydarzyło się coś niezwykłego?

Helen bawiła się sznurem pereł, skręcając go w palcach, aż zostawił czerwony ślad na jej szyi.

– W końcu zaczęła dochodzić do siebie – odparła zduszonym głosem. – Sądzę, że pomógł jej w tym tenis. Przez kilka lat nie dotykała rakiety. Nagle zaczęła grać. Z początku tylko trochę. Tak dla rozrywki.

Nagle maska opadła. Helen Van Slyke nie zdołała dłużej ukrywać uczuć. Łzy popłynęły jej z oczu. Myron ujął jej dłoń. Odpowiedziała jednocześnie mocnym i drżącym uściskiem.

– Przykro mi – rzekł.

Potrząsnęła głową i z trudem wykrztusiła:

– Valerie zaczęła grać codziennie. Dobrze jej to robiło. Fizycznie i psychicznie. W końcu zaczęła dochodzić do siebie. A wtedy… – Znowu urwała i zapatrzyła się w dal. – Ten drań.

Być może miała na myśli nieznanego zabójcę, ale Myron miał wrażenie, że jej gniew jest skierowany przeciwko jakiejś konkretnej osobie.

– Kto? – zapytał.

– Helen?

Wrócił Kenneth. Pośpiesznie przeszedł przez pokój i wziął żonę w ramiona. Myron miał wrażenie, że lekko wzdrygnęła się, kiedy jej dotknął, ale może tylko mu się przywidziało. Kenneth spojrzał przez ramię na Myrona.

– Widzi pan, co pan narobił? – syknął. – Niech się pan wynosi.

– Pani Van Slyke?

Skinęła głową.

– Proszę odejść, panie Bolitar. Tak będzie najlepiej.

– Jest pani pewna?

Kenneth znów wrzasnął:

– Wynocha! Natychmiast! Zanim cię wyrzucę!

Myron spojrzał na niego. To nie był odpowiedni czas ani miejsce.

– Przepraszam, że niepokoiłem, pani Van Slyke. Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje.

Wyszedł.

9

Kiedy Myron wszedł do ciasnego komisariatu i popatrzył na Jake’a, zobaczył, że jego podbródek jest pokryty czerwoną i lepką substancją. Mogło to być nadzienie z pączka. Albo rezultat kontaktu z jakimś zwierzęciem. W przypadku Jake’a obie możliwości były równie prawdopodobne.

Jake Courter został dwa lata wcześniej wybrany na szeryfa Reston w okręgu New Jersey. Ze względu na to, że Jake był czarnoskóry, a miasto miało niemal wyłącznie białych mieszkańców, większość ludzi uważała wynik wyborów za niepokojący. Jednak nie Jake. Reston było akademickim miasteczkiem. A w akademickich miasteczkach roi się od liberalnych intelektualistów, którzy chcą pomóc czarnym braciom. Jake i uważał, że kolor skóry wystarczająco utrudniał mu dotychczasowe życie, więc niech choć raz przyniesie korzyść. Poczucie winy białych ludzi, powiedział Myronowi. Najskuteczniejszy środek zdobywania głosów, nie licząc reklam Williego Hortona.

Jake był po pięćdziesiątce. Przez większość swego życia służył w policji, w kilku dużych miastach – Nowym Jorku, Filadelfii, Bostonie i innych. Zmęczony tropieniem wielkomiejskich mętów, przeniósł się na przedmieścia, aby uganiać się za małomiasteczkowymi mętami. Myron poznał go przed rokiem, kiedy prowadził dochodzenie w sprawie zniknięcia Kathy Culver, siostry Jessiki, studentki Uniwersytetu Reston.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: