– Czy ona tamtej nocy była na przyjęciu?
– Valerie? Oczywiście.
– Czy pan wie, gdzie była w chwili, kiedy zamordowano Alexandra?
– Nie.
– A pamięta pan, jak zareagowała na wiadomość o jego śmierci?
– Była załamana. Jej narzeczony właśnie został zamordowany z zimną krwią. Była rozkojarzona i zła…
– Aprobował pan ich związek?
– Tak, jak najbardziej. Uważałem, że Valerie jest trochę za poważna. Zbyt smutna. Jednak lubiłem ją. Ona i Alexander tworzyli ładną parę.
– Jej nazwisko nie zostało nigdzie wymienione w powiązaniu z morderstwem pana syna. Dlaczego?
Obwisłe policzki znów zadrgały.
– Sam pan wie dlaczego – rzekł senator. – Valerie Simpson wciąż była znakomitością. Uważaliśmy, że i tak jest dość zamieszania i nie ma potrzeby wplątywać jej w tę historię. Nie chodziło o to, czy ją lubimy, czy nie. Po prostu chcieliśmy jak najbardziej wyciszyć tę sprawę. Nie dopuścić do tego, żeby znalazła się na pierwszych stronach gazet.
– Poszczęściło się wam.
– Co ma pan na myśli?
– Yeller został zabity. Swade znikł.
Cross kilkakrotnie zamrugał oczami.
– Nie jestem pewien, czy zrozumiałem.
– Gdyby żyli, byłby proces. A ten znów przyciągnąłby uwagę prasy. Może w takim stopniu, że pańscy ludzie nie zdołaliby już sobie z tym poradzić.
Cross uśmiechnął się.
– Rozumiem. Słyszał pan plotki.
– Plotki?
– O tym, że kazałem zabić Errola Swade’a, a mafia oddała mi tę przysługę, i tym podobne bzdury.
– Musi pan przyznać, senatorze, że ta sprawa zakończyła się w sposób bardzo wygodny dla pana jako osoby publicznej Nie pozostał nikt, kto mógłby podważyć wersję sprzedawaną przez pańskich ludzi.
– Nie opłakuję Curtisa Yellera i nie sądzę, żebym ronił łzy, gdyby Errol Swade został zamordowany. Jednak nie znam żadnych gangsterów. Może to głupio zabrzmi, ale nawet nie wiedziałbym, w jaki sposób zapewnić sobie pomoc mafii. Aczkolwiek wynająłem detektywów, żeby szukali Swade’a.
– Odkryli coś?
– Nie. Uważają, że Swade nie żyje. Policja też jest tego zdania. To był śmieć. Jeszcze przed tym wypadkiem staczał się po równi pochyłej.
Myron zadał mu jeszcze kilka pytań, ale nie dowiedział się niczego więcej. Po kilku kolejnych minutach obaj wstali.
– Miałby pan coś przeciwko temu, gdybym przed wyjściem porozmawiał z Gregorym Caufieldem? – zapytał Myron.
– Wolałbym, żeby pan tego nie robił.
– Jeśli nie ma niczego do ukrycia…
– Nie chcę, by się dowiedział, że panu o tym opowiedziałem. Tajemnica zawodowa, pamięta pan? I tak nie rozmawiałby otwarcie.
– Zrobiłby to, gdyby mu pan kazał.
Cross potrząsnął głową.
– Gregory słucha ojca. Nie zechciałby mówić.
Myron wzruszył ramionami. Senator zapewne miał rację.
Mógłby nacisnąć Gregory’ego tylko dzięki informacjom, jakie uzyskał od senatora. A Cross zręcznie pozbawił go tej możliwości. Myron będzie musiał znaleźć jakiś sposób, żeby obejść ten ślepy zaułek. Caufield był naocznym świadkiem. Warto zadać mu kilka pytań.
Wymienili uścisk dłoni, patrząc sobie w oczy. Czy senator Cross był miłym starym piernikiem, usiłującym chronić pamięć swojego syna? Czy też wykalkulował sobie, że taka taktyka będzie najbardziej skuteczna w przypadku Myrona? Był sprytny, sympatyczny, czy jedno i drugie?
Cross ponownie posłał mu krzepiący, krzywy uśmiech.
– Mam nadzieję, że zaspokoiłem pańską ciekawość – powiedział.
Wcale nie. Wprost przeciwnie. Jednak Myron nie zamierzał mu o tym mówić.
20
Myron opuścił budynek i pomaszerował Madison Avenue. Samochody stały w korku. Nic nadzwyczajnego na Manhattanie. Na Pięćdziesiątej Czwartej Ulicy z pięciu pasów robił się jeden. Cztery pozostałe były zablokowane przez nieustannie trwające w Nowym Jorku roboty drogowe. Ze studzienek kanalizacyjnych unosiły się kłęby pary. Obraz kojarzący się z piekłem Dantego. Skąd brało się tyle pary?
Już miał przejść przez Pięćdziesiątą Trzecią, kiedy poczuł silne szturchnięcie w żebra.
– Daj mi tylko jakiś powód, dupku.
Myron rozpoznał ten głos, zanim jeszcze zauważył oklejony plastrem nos i podbite oczy. Siatkowa Koszulka. Przyciskał pistolet do boku Myrona, zasłaniając broń własnym ciałem przed oczami przechodniów.
– Masz na sobie tę samą koszulkę – rzekł Myron. – Jezu Chryste, nawet się nie przebrałeś.
Siatkowa Koszulka mocniej wbił mu lufę między żebra.
– Pożałujesz, że się urodziłeś, dupku. Wsiadaj do samochodu.
Samochód – szaroniebieski cadillac z mocno zarysowanym bokiem – zatrzymał się obok nich. Za kierownicą siedział Jim, partner Siatkowej Koszulki, ale Myron ledwie na niego spojrzał. Skupił wzrok na znajomej postaci na tylnym siedzeniu. Pasażer uśmiechnął się i pomachał do niego.
– Cześć, Myron – zawołał. – Jak leci?
Aaron.
– Posadź go tutaj, Lee – powiedział Aaron.
Lee Siatkowa Koszulka szturchnął Myrona lufą pistoletu.
– Wsiadaj, dupku.
Myron usiadł na tylnym siedzeniu obok Aarona. Lee Siatkowa Koszulka obok swojego kumpla. Oba przednie fotele, które Win polał syropem klonowym, były nakryte folią.
Aaron był ubrany tak jak zwykle. Śnieżnobiały garnitur, białe buty. Bez skarpetek. Bez koszuli. Aaron nigdy nie nosił koszuli, lubiąc pokazywać swoją opaloną klatkę piersiową. Lśniła jak namaszczona jakimś olejkiem lub maścią. Zawsze wyglądał tak, jakby właśnie wyszedł z salonu piękności, ze skórą gładką jak pupa niemowlaka. Był ogromnym mężczyzną – miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu i ważył prawie sto dwadzieścia kilo. Na ten ciężar składały się głównie mięśnie. Ponadto to wielkie cielsko potrafiło poruszać się bardzo szybko i zwinnie. Czarne włosy nosił zaczesane do tyłu i związane w kucyk.
Posłał Myronowi promienny uśmiech gospodarza teleturnieju.
– Ładny uśmiech, Aaronie – pochwalił Myron. – Mnóstwo zębów.
– Dbam o higienę jamy ustnej. To moja pasja.
– Powinieneś podzielać ją, Lee – zauważył Myron.
Siatkowa Koszulka obrócił głowę.
– Co powiedziałeś, dupku?
– Nie odwracaj się, Lee – rzekł Aaron do Siatkowej Koszulki. Ten jeszcze przez moment przeszywał Myrona gniewnym wzrokiem. Myron ziewnął. Jim prowadził. Aaron siedział spokojnie. Nic nie mówił, tylko się uśmiechał. Cały wydawał się błyszczeć w słońcu. Kiedy przejechali dwie przecznice, Myron wskazał na dekolt Aarona.
– Podczas elektrolizy przegapili kilka włosów na piersi.
Trzeba przyznać Aaronowi, że nawet nie spojrzał na swój tors.
– Musimy pogadać, Myron.
– O czym?
– O Valerie Simpson. Sądzę, że po raz pierwszy jesteśmy po tej samej stronie.
– Ach tak?
– Ty chcesz złapać mordercę Valerie Simpson. My też.
– Wy też?
– Właśnie. Pan Ache zamierza postawić jej zabójcę przed sądem.
– To cały Frank. Jak zwykle dobry samarytanin.
Aaron zachichotał.
– Wciąż straszny z ciebie zgrywus, co, Myron? Cóż, przyznaję, że to brzmi trochę dziwnie, ale chcielibyśmy ci pomóc.
– W jaki sposób?
– Obaj wiemy, że to Roger Quincy zabił Valerie Simpson. Pan Ache zamierza użyć swoich znacznych wpływów, aby pomóc ustalić miejsce jego pobytu.
– Czego za to chce?
Aaron udał zaszokowanego. Przycisnął do piersi dłoń wielkości klapy od sedesu.
– Ranisz mnie, Myron. Naprawdę. Wyciągamy do ciebie przyjazną dłoń, a ty ją odtrącasz.
– Uhm.
– To jedna z tych rzadkich sytuacji, gdy współpraca może wszystkim przynieść korzyści – rzekł Aaron. – Chcemy ci pomóc schwytać zabójcę.
– A co za to dostaniecie?
– Nic. Jeśli morderca zostanie schwytany, policja zajmie się innymi sprawami. My zajmiemy się innymi sprawami. I ty, Myronie, również powinieneś zająć się innymi sprawami.
– Aha.
– No cóż, nie ma powodu robić z tego problemu – dodał Aaron. Kiedy słońce padało na jego pierś pod pewnym kątem, odbijało się od niej, rażąc w oczy. – Tym razem jest inaczej, niż bywało w przeszłości. Obaj chcemy tego samego. Obaj pragniemy jak najszybciej zapomnieć o tym tragicznym wydarzeniu. Dla ciebie oznacza to złapanie zabójcy i postawienie go przed obliczem sprawiedliwości. Dla nas jak najszybsze zakończenie dochodzenia.