Wiszniajew nigdy nie wyjeżdża za granicę, więc i Kriwoj nie będzie miał powodów do wyjazdu. Będę musiał poprowadzić to sam.

Sir Nigel skinął głową.

– Zgoda, powierzam to panu.

Ledwie Munro wyszedł, Sir Nigel otworzył leżącą na biurku teczkę; zawierała osobiste dossier Adama Munro. I nagle ogarnęły go złe przeczucia. Ten Munro był przecież samotnikiem, źle czującym się w pracy zespołowej. Był typem człowieka, który urlop spędza samotnie, włócząc się po górach Szkocji. W Firmie krążyło powiedzenie: są agenci starzy, są agenci jarzy, ale nie ma agentów starych i jarych. Irvine był starym agentem i bardzo cenił ostrożność. A ta sprawa pojawiała się z zewnątrz, nagle i z impetem, bez ostrzeżenia i przygotowania. I rozwijała się piekielnie szybko. Ale, z drugiej strony, taśma była przecież autentyczna; co do tego nie mogło być żadnych wątpliwości.

Równie autentyczne było leżące na biurku wezwanie do siedziby premiera na Downing Street – na dziś wieczór. Oczywiście natychmiast po weryfikacji taśmy Sir Nigel złożył krótki meldunek ministrowi spraw zagranicznych. Dzisiejsze wezwanie było naturalną tego konsekwencją.

Czarne drzwi domu nr 10 przy Downing Street, rezydencji brytyjskiego premiera, są być może najbardziej znanymi drzwiami świata. Znajdują się po prawej stronie tego zaułka – wbrew nazwie nie jest to właściwie ulica, lecz tylko wąski zaułek odchodzący od Whitehall, wciśnięty między okazałe gmachy Gabinet Office i Foreign Office. Przed tymi bowiem drzwiami, z prostym białym numerem “10” i z mosiężną kołatką, strzeżonymi przez jednego, nie uzbrojonego policjanta, gromadzą się wciąż turyści, by fotografować się nawzajem i obserwować wchodzących i wychodzących posłańców, a także znane osobistości.

W gruncie rzeczy jednak frontowymi drzwiami wchodzą głównie ci, którzy dużo mówią. Ci, co dużo mogą, korzystają raczej z tylnego wejścia. “ Dom oznaczony numerem 10 stoi pod kątem prostym do gmachu urzędu premiera, a tylne narożniki obu budynków niemal się stykają. Wąskie przejście między nimi zamyka furtka, przez którą można przejść do tylnych drzwi siedziby premiera. Tędy właśnie wszedł wieczorem 31 lipca dyrektor naczelny SIS w towarzystwie Sir Juliana Flannery'ego, sekretarza gabinetu. Skierowano ich natychmiast na pierwsze piętro. Minęli salę posiedzeń rządu i weszli do prywatnego apartamentu premiera.

Pani premier przeczytała już tekst spisany z taśmy, dostarczony jej przez ministra spraw zagranicznych.

– Czy zawiadomił pan o tym Amerykanów? – zapytała bez żadnych wstępów.

– Jeszcze nie – odparł Sir Nigel. – Sami uzyskaliśmy potwierdzenie autentyczności tej sprawy zaledwie trzy dni temu.

– Więc proszę to zrobić jak najszybciej, najlepiej osobiście. Perspektywa wielkiego deficytu zbożowego w ZSRR ma oczywiście ogromne znaczenie polityczne. Sądzę, że Stany Zjednoczone, jako największy światowy producent pszenicy, powinny znać sprawę od samego początku.

– Oczywiście. Wolałbym tylko, żeby kuzyni nie podłączali się do naszego agenta – wtrącił Sir Nigel. – Współpraca z nim może być wyjątkowo trudna i delikatna. Uważam, że powinniśmy prowadzić go sami.

– Myśli pan, że oni będą próbowali się podłączyć?

– To możliwe, bardzo możliwe. Pienkowskiego na przykład prowadziliśmy wspólnie, choć to myśmy go zwerbowali. Ale wtedy były po temu specjalne powody. Sądzę, że tym razem winniśmy działać sami.

Pani premier potrafiła ocenić polityczne zalety samodzielnego kontrolowania agenta, który ma dostęp do protokołów Politbiura.

– Gdyby naciskali – rzekła – niech pan się zwróci ponownie do mnie, a wtedy porozmawiam o tym osobiście z prezydentem Matthewsem. Na razie chciałabym, aby poleciał pan już jutro do Waszyngtonu i dostarczył im taśmę lub przynajmniej jej pisemną kopię. Ja zresztą zadzwonię do prezydenta Matthewsa już dzisiaj.

Sir Nigel i Sir Julian wstali i ruszyli do wyjścia.

– Jeszcze jedno – zatrzymał ich głos pani premier. – Doskonale rozumiem, że nie powinnam znać tożsamości tego agenta. Ale mam nadzieję, że nie powie pan tego również panu Bensonowi?

– Oczywiście nie, madame.

Ani własnemu premierowi, ani ministrowi spraw zagranicznych dyrektor generalny SIS nie miał zamiaru ujawniać nie tylko tożsamości owego Rosjanina, ale także tożsamości prowadzącego sprawę własnego pracownika. Amerykanie wiedzą oczywiście, kto kieruje brytyjską siatką w Moskwie, ale nie znają jego rosyjskich agentów. Kuzyni mogliby oczywiście śledzić Munro w Moskwie, ale temu Sir Nigel postanowił osobiście zapobiec, i miał już na to sposób.

– W takim razie ten rosyjski informator ma pewnie jakiś pseudonim. Czy mogę go znać? – spytała pani premier.

– Oczywiście. We wszystkich raportach ten informator będzie wymieniany jako “Słowik”.

Czysty przypadek sprawił, że na liście kryptonimów przeznaczonych dla agentów, obywateli radzieckich, pierwsze miejsce na “S” (a taka właśnie wypadała pierwsza litera) zajmował “Słowik”. Pani premier oczywiście tego wszystkiego nie wiedziała.

– Bardzo trafne określenie – uśmiechnęła się do własnych skojarzeń.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: