Przez chwilę zapadła między nimi cisza, a potem Marlena powiedziała:

— Ciekawa jestem, co robi teraz ojciec na Ziemi?

— Nie wiem, skąd miałabym wiedzieć? Dwadzieścia trylionów kilometrów to bardzo, bardzo daleko, a czternaście lat to bardzo, bardzo długo.

— Czy myślisz, że jeszcze żyje?

— Nie wiem — odpowiedziała Insygna. — Niektórzy ludzie żyją bardzo krótko na Ziemi.

Nagle zdała sobie sprawę, że nie mówi do siebie i dodała:

— Jestem pewna, że żyje, Marleno. Gdy wyjeżdżał, cieszył się doskonałym zdrowiem, a ma przecież niecałe pięćdziesiąt lat. Tęsknisz za nim? — jej głos brzmiał trochę miękko. Marlena potrząsnęła głową.

— Nie można tęsknić za czymś, czego nigdy się nie miało. Lecz ty miałaś go, mamo — pomyślała — i ty na pewno tęsknisz.

Rozdział 8

AGENT

To dziwne, lecz Krile Fisher musiał na nowo przyzwyczajać się do Ziemi. Nie zdawał sobie sprawy, że przez cztery lata pobytu na Rotorze nasiąknął atmosferą Osiedla w tak znacznym stopniu. Był to najdłuższy okres, przez jaki przebywał poza Ziemią, mimo to nie powinien był odzwyczaić się od życia na macierzystej planecie.

Odzwyczaił się przede wszystkim od ziemskiej skali — odległy horyzont kończył się ostro, opierając się o sklepienie niebieskie, podczas gdy na Rotorze zawsze spowijała go mgła. Poza tym tłumy, niezmienne przyciąganie, atmosfera dzikości i samowoli, skoki temperatury i przyroda, nad którą nikt nie panował.

Czuł to wszystko niejako podświadomie. Nie musiał wychodzić z domu, by cieszyć się tym, co było na zewnątrz. Zewsząd ogarniała go wszechobecna dzikość, a może po prostu jego pokój był zbyt mały. zbyt zatłoczony, by odizolować go od napływu dźwięków i wrażeń wtłaczanych przez rozkładający się, pełen ludzi świąt.

Dziwne, że tak bardzo tęsknił za Ziemią przez te wszystkie lata na Rotorze, a teraz — kiedy znowu był u siebie — czuł to samo w stosunku do Rotora. Czyżby miał spędzić resztę życia na rozpaczy, że nie jest tam, gdzie chciałby być?

Zapaliła się lampka sygnalizacyjna i zaraz potem usłyszał brzęczyk. Lampka mrugała — na Ziemi wszystko zdawało się mrugać, podczas gdy na Rotorze wszystko było stale l niemal agresywnie perfekcyjne.

— Wejść — powiedział cicho, lecz na tyle głośno, by uruchomić mechanizm otwierający zamek.

Do pokoju wszedł Garand Wyler (Fisher spodziewał się tego) rozbawieniem spojrzał na gospodarza.

— Chyba nie ruszyłeś się na krok z domu, odkąd byłem tu po ostatni, Krile?

— Byłem tu i tam. Jadłem. Siedziałem trochę w łazience.

— Dobrze, to znaczy, że żyjesz, chociaż nie wyglądasz na ta-go — uśmiechnął się szeroko.

Miał gładką, brązową skórę, ciemne oczy, białe zęby i gęste Błyszczące włosy.

— Rozpamiętujesz pobyt na Rotorze?

— Myślę o nim od czasu do czasu.

— Zawsze chciałem cię o to zapytać, ale nigdy nie było czasu: Spotkałeś Królewnę Śnieżkę, ale bez siedmiu krasnoludków, prawda?

— Tak, same Królewny Śnieżki — odpowiedział. — Nie widziałem jednej osoby o czarnej skórze.

— W takim razie krzyżyk na drogę. Wiesz, że odlecieli? Fisher poczuł, jak napinają się jego mięśnie, zerwał się niemal równe nogi, w końcu jednak opanował się.

— Wspominali o tym — powiedział kiwając głową.

— To znaczy, że mówili poważnie. A teraz odpłynęli. Obserwowaliśmy ich tak długo, jak tylko się dało.

Podsłuchiwaliśmy ich przekazy radiowe. A w końcu nabrali szybkości dzięki temu swojemu hiperwspomaganiu i po jednej sekundzie — a słyszeliśmy to wtedy bardzo dokładnie — zniknęli. Wszystko się skończyło.

— Znaleźliście ich, gdy wrócili do normalnej przestrzeni?

— Tak, parokrotnie. Za każdym razem słabiej. Poruszali się z szybkością światła na pełnej mocy, minęły trzy sekundy i znów szli do hiperprzestrzeni, a potem znów się pojawili, ale byli zbyt daleko, by można ich było złapać.

— Ich wybór — powiedział Fisher z goryczą w głosie. — Wykopali malkontentów takich jak ja.

— Szkoda, że tego nie widziałeś. Powinieneś to sobie pooglądać. Bardzo interesujący spektakl. Wiesz, że niektórzy twardogłowi utrzymywali do samego końca, że hiperwspomaganie to oszustwo, że jakiegoś powodu starają się nas nabrać…

— Rotor miał Sondę Dalekiego Zasięgu. Nie mogliby wysłać jej daleko bez hiperwspomagania.

— Oszustwo! Tak mówili twardogłowi.

— Sonda nie była oszustwem.

— Tak, teraz wszyscy to wiedzą. Wszyscy. Rotor zniknął z instrumentów i nie może być żadnego innego wyjaśnienia. Każde Osiedle to widziało. Żadnej pomyłki. W tej samej sekundzie zniknął ze wszystkich instrumentów. Najgorsze jest to, że nie wiadomo, dokąd poleciał.

— Alfa Centauri, jak przypuszczam. Gdzie jeszcze mogliby polecieć?

— Biuro myśli, że to może być coś innego i że ty możesz to wiedzieć.

Fisher wyglądał na poirytowanego.

— Wyciągnęli ze mnie wszystko podczas lotu na Księżyc i z Księżyca na Ziemię. Powiedziałem im o wszystkim.

— Jasne. Wiemy o tym. Ale tutaj nie chodzi o to, co ty wiesz, że wiesz. Chcą, żebym porozmawiał z tobą jak przyjaciel z przyjacielem i przekonał się, o czym nie wiesz, że wiesz. Może pojawić się coś, o czym nie myślałeś. Byłeś tam przez cztery lata, ożeniłeś się, miałeś dziecko. Nie mogłeś przeoczyć wszystkiego.

— Mogłem. Gdyby powstało najmniejsze podejrzenie, że czegoś szukam, wykopaliby mnie. Już samo to, że pochodziłem z Ziemi, sprawiało, że byłem podejrzany. Gdybym się nie ożenił — nie dał im tego dowodu, że chcę zostać Rotorianinem — wykopaliby mnie tak czy inaczej. Lecz pomimo ślubu nie pozwolili mi zbliżyć się do niczego istotnego czy żywotnego.

Fisher spoglądał gdzieś w bok.

— I udało się. Moja żona była tylko astronomem. Nie miałem wyboru, wiesz przecież. Nie mogłem dać ogłoszenia matrymonialnego w holowizji, że poszukuję młodej damy, która przy okazji jest hiperspecjalistką. Gdybym spotkał taką kobietę, zrobiłbym wszystko, żeby ją poderwać, nawet gdyby wyglądała jak hiena. Ale nie spotkałem ani razu przez te wszystkie lata. Technologia jest dla nich tak żywotną sprawą, że prawdopodobnie trzymają wszystkich ważnych ludzi w izolacji. Myślę, że noszą maski w laboratoriach i używają pseudonimów. Cztery lata i nic, nawet najdrobniejszej wskazówki. A wiedziałem, że oznacza to koniec mojej współpracy z Biurem.

Odwrócił się do Garanda i jego głos nabrał gwałtowności.

— Było tak źle, że zacząłem zachowywać się jak prostak. Czułem-, że przegrywam.

Wyler siedział po drugiej stronie stołu w zagraconym pokoju Krilera. Kiwał się na tylnych nogach krzesła, trzymając się stołu w obawie przed upadkiem.

— Krile — powiedział — Biuro nie może sobie pozwolić na delikatność. Nie jest jednak absolutnie pozbawione uczuć. Nie lubią stosować takich metod, ale muszą. Ja też nie lubię takiej roboty, muszę. Żałujemy, że nie powiodło ci się i że wróciłeś z niczym. Gdyby Rotor nie odleciał, być może zgodzilibyśmy się, że nic się stało. Jednak oni odlecieli. Mieli hiperwspomaganie, a ty nic przywiozłeś.

— Wiem.

— Nie znaczy to, że chcemy cię wyrzucić czy pozbyć się ciebie. Mamy nadzieję, że okażesz się jeszcze przydatny. Muszę się upewnić że twoje niepowodzenie było niezawinione.

— Co to znaczy?

— Muszę im powiedzieć, że twoja klęska nie wynika z twojej osobistej słabości. Miałeś przecież żonę na Rotorze. Czy była ładna? Lubiłeś ją?

— Tak naprawdę pytasz mnie o to, czy z miłości do Rotorianki nie chronię Rotora i nie pomagam im w zatajeniu ich spraw — krzyknął Fisher.

— No cóż — powiedział nieporuszony Wyler — czy to prawda?

— Jak możesz zadawać takie pytanie! Gdybym zdecydował się współpracę z Rotorem, odleciałbym z nimi. Nie zostałby po mnie ślad l nigdy byście mnie nie znaleźli. Ale nie zrobiłem tego. Opuściłem Rotora i wróciłem na Ziemię, chociaż spodziewałem się, że moja wpadka zniszczy mi karierę.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: