Wyler zaczął mówić bardzo powoli:

— Zebraliśmy wszystko, co mamy do kupy i wydaje mi się, że to wystarczy. Będziemy mieli podróże z hiperwspomaganiem. Myślę, że polecimy na Sąsiednią Gwiazdę. Nie chciałbyś wziąć udziału w tej wyprawie?

— Po co miałbym brać w niej udział, Garand? Jeśli w ogóle dojdzie do tej podróży, w co wątpię.

— Jestem pewien, że dojdzie. Nie mogę zdradzić ci źródła, ale możesz wierzyć mi na słowo, naprawdę.

Oczywiście, że chciałbyś tam polecieć. Mógłbyś zobaczyć się z żoną, a jeśli nie z nią, to z dzieckiem.

Fisher poruszył się niespokojnie. Wydawało mu się, że połowę swojego życia spędził na próbach zapomnienia o tych oczach. Martena ma teraz sześć lat, mówi cichym, stanowczym głosem — jak Rosanna. Widzi poprzez ludzi — jak Rosanna.

— Mówisz bzdury, Garand — powiedział. — Nawet gdyby doszło do takiego lotu, dlaczego mieliby mnie zabrać? Wzięliby specjalistów z tej czy innej dziedziny. Poza tym Stary dopilnuje, żebym nie znalazł się w pobliżu. Pozwolił mi wrócić do Biura i przydzielił mi nawet zadania, ale nie zapomina o niepowodzeniach, a ja zawiodłem go na Rotorze.

— Tak, ale właśnie o to chodzi. Dlatego jesteś specjalistą. Jeśli ma zamiar rozprawić się z Rotorem, jak mógłby nie uwzględnić jedynego Ziemianina, który mieszkał tam przez cztery lata? Kto lepiej od ciebie rozumie Rotora i kto lepiej od ciebie wie, jak się z nim dogadać? Poproś o spotkanie. Wykaż mu to czarno na białym, ale pamiętaj, że nie wiesz nic o hiperwspomaganiu. Mów tylko o możliwościach, używaj trybu przypuszczającego. I nie wciągaj mnie w to w żaden sposób. Ja również nic nie wiem.

Fisher zmarszczył czoło w zamyśleniu. Czy to możliwe? Bał się nawet mieć nadzieję.

Następnego dnia, gdy Fisher ciągle zastanawiał się nad ryzykiem związanym z prośbą o spotkanie» z Tanayamą, decyzja została podjęta bez jego udziału. Wezwano go.

Zwykły agent rzadko bywa wzywany przez dyrektora. Jest wielu zastępców zajmujących się agentami. A jeśli już do zwykłego agenta zostanie skierowane wezwanie do Starego, zawsze oznacza to złe wieści. Krile Fisher z ponurą rezygnacją przygotował się na otrzymanie skierowania na stanowisko inspektora w fabryce nawozów.

Tanayamą spojrzał na niego zza biurka. Przez ostatnie trzy lata, które upłynęły od odkrycia Sąsiedniej Gwiazdy, Fisher widywał dyrektora bardzo rzadko i niezwykle krótko, jednak nie zauważył żadnych zmian w wyglądzie Japończyka. Tanayamą był jak zwykle mały i pokręcony, i trudno było wyobrazić sobie, co jeszcze może ulec zmianie w jego postawie. Nie zmieniła się także ostrość jego spojrzenia ani ponury grymas na ustach. Niewykluczone, że miał na sobie to samo ubranie, które nosił przed trzema laty. Nie wypadało pytać.

Powitał go ten sam ostry, zgrzytliwy głos, jednak zaskoczył go ton: wydawało się to nieprawdopodobne, ale w świetle ostatnich wydarzeń astronomicznych, Tanayamą miał zamiar udzielić mu pochwały.

— Fisher, dobrze się spisałeś. Chcę, żebyś usłyszał to ode mnie — powiedział Tanayamą swoim dziwnym, mimo to miłym dla ucha planetarnym angielskim.

Fisher stojąc przed dyrektorem (nie poproszono go, by usiadł) usiłował powstrzymać uśmiech zadowolenia.

— Nie mogę zorganizować ci święta państwowego z tej okazji — powiedział Tanayamą — ani parady laserowej czy holograficznej procesji. Nie pozwala na to natura naszej pracy. Mogę ci tylko pogratulować.

— To mi wystarczy, dyrektorze — odpowiedział Fisher. — Dziękuję panu.

Tanayamą spoglądał na niego swoimi wąskimi oczami. W końcu powiedział:

— Czy to wszystko, co chcesz mi zakomunikować? Żadnych pytań?

— Przypuszczam, dyrektorze, że powie mi pan to, co powinienem wiedzieć.

— Jesteś agentem, zdolnym agentem. Czy znalazłeś coś dla siebie?

— Nic, dyrektorze. Nie szukam niczego oprócz tego, co przewidują instrukcje.

Tanayama kiwnął głową.

— Prawidłowa odpowiedź, lecz mnie interesują nieprawidłowe odpowiedzi. Na co wpadłeś?

— Jest pan zadowolony ze mnie, dyrektorze. Tłumaczę to sobie w ten sposób, że być może udało mi się dostarczyć jakieś pożyteczne dla pana informacje.

— Pożyteczne pod jakim względem?

— Sądzę, że nie ma nic bardziej pożytecznego dla pana, niż technologia hiperwspomagania.

Tanayama otworzył usta i powiedział cicho „Ah-h-h.”

— I co dalej? Zakładając, że jest tak jak mówisz, co mamy robić dalej?

— Polecieć do Sąsiedniej Gwiazdy. Odnaleźć Rotora.

— I nic poza tym? To wszystko, co mamy zrobić? Nie patrzysz dalej w przyszłość?

W tym momencie Fisher postanowił zagrać va banque. Kolejna okazja może się nie zdarzyć.

— Jest jeszcze coś. Kiedy pierwszy ziemski statek opuści Układ Słoneczny, za pomocą hiperwspomagania, ja będę na jego pokładzie.

Zanim jeszcze dokończył to zdanie, wiedział, że przegrał — a przynajmniej nie dane było mu wygrać. Twarz Tanayamy pociemniała.

— Siadaj! — wypowiedziane to było ostrym, rozkazującym tonem.

Fisher usłyszał dźwięk zbliżającego się krzesła, którego prymitywny skomputeryzowany silnik zareagował na słowa Tanayamy.

Usiadł, nie sprawdziwszy nawet, czy krzesło rzeczywiście stoi za nim. Nie chciał obrazić Tanayamy niepotrzebnym gestem, a przynajmniej nie w tej chwili.

— Dlaczego chcesz być na pokładzie statku? — zapytał dyrektor. Fisher z trudem panował nad swoim głosem.

— Mam żonę na Rotorze.

— Żonę, którą opuściłeś przed pięcioma laty. Sądzisz, że powita cię z otwartymi ramionami?

— Mam także dziecko, dyrektorze.

— Dziewczynkę, która miała rok, gdy odjechałeś. Czy myślisz, że ona pamięta o ojcu? Że ty w ogóle ją obchodzisz?

Fisher milczał. Sam wielokrotnie zadawał sobie te pytania. Tanayama odczekał jeszcze chwilę, a później dodał:

— Nie będzie lotu na Sąsiednią Gwiazdę. Nie będzie statku, który mógłby cię zabrać. Fisher ponownie powstrzymał grymas zaskoczenia.

— Proszę o wybaczenie, dyrektorze. Nie powiedział pan, że mamy hiperwspomaganie. Powiedział pan „Zakładając, że jest tak jak mówisz…” Powinienem był zwrócić uwagę na dobór słów.

— Tak, powinieneś był. Zawsze należy to robić. Niemniej jednak, mamy hiperwspomaganie. Możemy poruszać się w przestrzeni tak jak zrobił to Rotor. A przynajmniej będziemy mogli, gdy zbudujemy statek o odpowiedniej konstrukcji i w pełni sprawny, co zajmie nam jakieś rok lub dwa. A co potem? Czy poważnie sugerujesz lot ku Sąsiedniej Gwieździe?

— Jest to jakaś opcja, dyrektorze — powiedział ostrożnie Fisher.

— Całkowicie nieprzydatna. Myśl, człowieku! Sąsiednia Gwiazda znajduje się w odległości ponad dwóch lat świetlnych. Bez względu na to, jak zręcznie uda się posłużyć hiperwspomaganiem. lot zajmie nam więcej niż dwa lata. Nasi teoretycy przewidują, też pomimo tego, iż hiperwspomaganie pozwala statkowi na osiąganie szybkości większej od szybkości światła przez krótkie okresy czasu — im większa szybkość, tym krótszy okres — to rezultat końcowy jest taki, że statek nie osiągnie żadnego punktu w przestrzeni szybciej, niż zrobiłby to promień świetlny, gdyby statek i promień wyruszyły z tego samego punktu początkowego.

— Jeśli tak jest…

— Jeśli tak jest, to oznacza to, że musiałbyś przebywać na małej powierzchni z tymi samymi ludźmi przez ponad dwa lata. Czy sądzisz, że wytrzymałbyś? Wiesz doskonale, że małe statki nigdy nie podróżowały daleko. My zaś potrzebujemy Osiedla — struktury wystarczająco dużej, by zapewnić rozsądne środowisko da pasażerów, jak Rotor. Ile czasu zajmie nam budowa Osiedla?

— Trudno mi powiedzieć, dyrektorze.

— Dziesięć lat? Zakładając, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i nie zdarzą się żadne opóźnienia czy nieszczęścia. Pamiętaj, że nie budowaliśmy Osiedli od ponad stu lat. Wszystkie nowe Osiedla zostały skonstruowane przez inne Osiedla. Jeśli nagle rozpoczniemy prace konstrukcyjne, zwrócimy na siebie uwagę wszystkich istniejących już Osiedli, a tego chcemy uniknąć. I wreszcie, gdy zbudujemy już nasze Osiedle, wyposażymy je w hiperwspomaganie i wyślemy w ponad dwuletnią podróż ku Sąsiedniej Gwieździe, co stanie się po przylocie na miejsce? Nasze Osiedle będzie łatwym celem do zniszczenia, jeśli Rotor ma statki wojenne, a z pewnością będzie miał. Rotor będzie miał więcej statków wojennych niż nasze podróżujące Osiedle. Oni są już na miejscu od trzech lat i będą tam jeszcze dwanaście zanim my się dostaniemy. Gdy tylko nas zobaczą, rozwalą Osiedle w drobny pył.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: