— Nie, oczywiście, że nie. Marlena zawsze zwraca uwagę na dowody. Nigdy nie twierdzi niczego bez odpowiednich dowodów.
— A jednak zdarzyło jej się to przynajmniej raz. Jest przekonana. że Plaga jej nie tknie. Twierdzi, że absolutnie w to wierzy. Już na Rotorze była pewna, że nic złego nie może spotkać jej na Erytro, a odkąd znalazła się w Kopule, pewność ta jeszcze się nasiliła. Jest zdecydowana — absolutnie zdecydowana — aby pozostać tutaj.
Oczy Insygny rozszerzyły się. Dłoń powędrowała w kierunku ust. Z gardła wydobył się nieartykułowany jęk.
— W takim razie… — chciała coś powiedzieć, lecz jej się nie udało.
— Tak? — zapytał poruszony Genarr.
— Nie rozumiesz? Ona zachorowała! Jej osobowość ulega zmianom. Jej umysł jest chory! — Genarra poraziła ta myśl, lecz po chwili powiedział:
— Nie, to niemożliwe. W żadnym z dotychczasowych przypadków Plagi nie pojawiły się takie symptomy. To nie jest Plaga.
— Ale jej umysł różni się od innych. Jej symptomy także mogą być inne.
— Nie — odpowiedział z przekonaniem Genarr. — Nie mogę w to uwierzyć. Nigdy w to nie uwierzę. Jestem przekonany, że jeśli Marlena mówi, że jest odporna na Plagę, to znaczy, że jest tak naprawdę. Jej odporność być może pozwoli nam rozwikłać zagadkę Plagi.
Insygna pobladła.
— Czy to właśnie dlatego chcesz zatrzymać ją na Erytro, Sieverze? Chcesz, aby stała się narzędziem w walce z Plagą?
— Nie! Nie mam zamiaru jej wykorzystywać! Jednakże ona pragnie tu zostać i może stać się narzędziem bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie.
— A ty jej na to pozwolisz tylko dlatego, że ma taki kaprys? Tylko dlatego, że w jej głowie narodził się ten niewiarygodny pomysł, w którym nie dostrzegamy obydwoje za grosz logiki? Naprawdę uważasz, że powinniśmy pozwolić jej zostać tylko dlatego, że tego pragnie? Czy odważysz się powiedzieć mi to prosto w twarz?
— Prawdę mówiąc mam taką ochotę — powiedział z wysiłkiem Genarr.
— Wyobrażam sobie, z jaką łatwością przychodzi ci mieć taką ochotę. Ona nie jest twoim dzieckiem. Jest moja. Jest moim jedynym…
— Wiem — powiedział Genarr. — Jest jedyną rzeczą, jaka pozostała ci po… Krile. Nie patrz tak na mnie. Wiem, że nigdy nie pogodziłaś się z tą stratą. Rozumiem to, co czujesz.
Ostatnie zdanie wypowiedział bardzo miękko, delikatnie, tak jak gdyby pragnął pogłaskać ją po głowie.
— Mimo wszystko, Eugenio, jeśli Marlena naprawdę pragnie zbadać Erytro, nic nie jest w stanie jej powstrzymać. A jeśli jest absolutnie pewna, że Plaga nie zaatakuje jej umysłu, być może właśnie to okaże się najlepszą szczepionką przeciw Pladze. Jej psychiczna trzeźwość i pewność mogą okazać się doskonałym mechanizmem immunologicznym.
Insygna podniosła głowę. Jej oczy płonęły.
— Mówisz bzdury i nie masz prawa zezwalać na romantyczne zachcianki piętnastoletniego dziecka. Marlena jest dla ciebie kimś obcym. Nie kochasz jej.
— Nie jest dla mnie nikim obcym i kocham ją. Co więcej, podziwiam ją. Miłość nie pozwoliłaby mi na podejmowanie takiego ryzyka, lecz podziw tak. Pomyśl o tym.
Siedzieli w ciszy przyglądając się sobie.
Rozdział 20
DOWÓD
Kattimoro Tanayama, ze zwykłą nieustępliwością, przeżył wyznaczony mu rok i zaczął następny, kiedy jego walka dobiegała końca. Gdy nadszedł czas, opuścił pole bitwy bez słowa czy ostrzeżenia. Jego śmierć zanotowały instrumenty. Ludzie zorientowali się znacznie później.
Odejście Tanayamy wywołało niewielkie poruszenie na Ziemi. Osiedla zupełnie nie zwróciły na nią uwagi. Stary zawsze wykonywał swoją pracę poza zasięgiem opinii publicznej, co zresztą umacniało jego siłę. Wiedzieli o niej jedynie zainteresowani. Ci, którzy w największym stopniu byli zależni od niego, z największą ulgą przyjęli wiadomość o zgonie.
Tessa Wendel dowiedziała się o śmierci Tanayamy dosyć wcześnie, dzięki specjalnemu kanałowi komunikacyjnemu, który został zainstalowany pomiędzy jej kwaterą główną a Hiper City. Mimo że spodziewała się tej wiadomości, przeżyła ogromny szok.
Co będzie dalej? Kto zastąpi Tanaymę i jakie zmiany pociągnie to za sobą? Od dawna już zadawała sobie takie pytania, jednak dopiero teraz zaczynały one nabierać sensu. Pomimo wszystko Tessa Wendel (i reszta zainteresowanych) nie spodziewała się śmierci Starego.
Zwróciła się po pocieszenie do Krile Fishera. Tessa myślała wystarczająco racjonalnie, by zdawać sobie sprawę, że Fisher nie był z nią wyłącznie ze względu na jej starzejące się teraz ciało (które za dwa miesiące miało skończyć pięćdziesiąt lat). Krile, co prawda, również nie młodniał — miał już czterdzieści pięć lat — jednak w przypadku mężczyzny wiek nie jest aż tak istotny. W każdym razie był z nią — czasami wydawało jej się nawet, że ze względu na nią samą — a najczęściej zdarzało się to wtedy, gdy trzymał ją w ramionach.
— I co teraz? — zapytała Fishera.
— Nie jest to niespodzianka, Tesso — odpowiedział. — Wiedzieliśmy o tym od dawna.
— Zgadzam się. Ale gdy już stało się to, co miało się stać, może odpowiesz mi, co będzie z projektem, który do tej pory istniał dzięki jego ślepej determinacji?
— Gdy żył, chciałaś, żeby umarł. Teraz zaś martwisz się o przyszłość… Ale mogę cię uspokoić — projekt będzie kontynuowany. Coś tak wielkiego nie może zostać zatrzymane w połowie — twój projekt żyje już własnym życiem.
— Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, Krile, ile to wszystko musi kosztować? Będziemy mieli nowego dyrektora Ziemskiej Rady Śledczej, a Kongres Globalny już z pewnością zadba o to, by był to ktoś, kogo będą mogli kontrolować. Nie będzie nowego Tanayamy, przed którym wszyscy klękali, z pewnością nie… A potem zajmą się budżetem i bez Tanayamy, który trzymał w sekrecie wydatki na projekt, okaże się, że mamy milionowy deficyt, który trzeba będzie zlikwidować.
— Nie mogą tego zrobić. Wydali już zbyt dużo pieniędzy. Muszą mieć coś, co usprawiedliwiłoby te wydatki. Muszą mieć coś do pokazania, w innym wypadku zarzucono by im marnotrawstwo.
— Zawsze mogą zwalić winę na Tanayamę. Powiedzą, że był szaleńcem, egocentrykiem, który kierował się obsesjami. Co zresztą jest w pewnym sensie prawdą, jak obydwoje wiemy. Teraz zaś oni — ci, którzy nie maczali w tym rąk — przywrócą Ziemi zdrowy rozsądek i zrezygnują z projektu, na który planeta nie może sobie pozwolić.
Fisher uśmiechnął się.
— Tesso, kochanie, twój wgląd w politykę dorównuje twojemu geniuszowi w badaniach hiperprzestrzennych. Dyrektor Biura jest teoretycznie — jak sądzi opinia publiczna — urzędnikiem o niewielkiej władzy, pracującym pod ścisłym nadzorem Prezydenta Generalnego i Kongresu Globalnego. Te dwa urzędy, wybierane drogą głosowania, nie mogą pozwolić sobie na publiczne stwierdzenie. że rządził nimi Tanayama, i że wszyscy klęczeli przed nim i bali się głośniej odezwać bez jego zgody. Byłoby to równoznaczne z samooskarżeniem się o tchórzostwo i słabość, ryzykowaliby wyniki następnych wyborów. Muszą kontynuować projekt. Jeśli zdarzą się jakieś cięcia, będą one miały charakter kosmetyczny.
— Skąd możesz wiedzieć? — wybąkała Tessa.
— Mam doświadczenie w obserwowaniu władz wybieralnych, Tesso. Poza tym, gdybyśmy przerwali teraz, byłby to znak dla Osiedli, które tylko czyhają na naszą słabość. Wszystkie odleciałyby w kosmos, jak zrobił to Rotor.
— W jaki sposób?
— Zakładając, że posiadają hiperwspomaganie, muszą rozwinąć je w kierunku lotów superluminalnych.
Tessa uśmiechnęła się sardonicznie. — Krile, kochanie, twój wgląd w hiperprzestrzenność dorównuje twojemu mistrzostwu w zdobywaniu sekretów. Tak źle oceniasz moją pracę? Wszyscy muszą rozwinąć się w kierunku lotów superluminalnych? Czy nie rozumiesz, że hiperwspomaganie jest konsekwencją myślenia relatywistycznego? A relatywizm wyklucza możliwość podróżowania z szybkością większą od prędkości światła. Skok do szybkości superluminalnych wymaga całkowitej rewizji myślenia i przekładania myśli w czyny. To nie jest naturalna kontynuacja — próbowałam już wyjaśniać to parokrotnie różnym ludziom w rządzie. Narzekali na wolne tempo prac i wydatki, musiałam więc wyjaśnić im trudności całego przedsięwzięcia. Przypomną to sobie teraz i nie zawahają się wstrzymać projektu w tym punkcie. Nie zmuszę ich do wyrażenia zgody na dalsze prace, mówiąc im jedynie, że ktoś może nas prześcignąć.