— Jesteś bardzo cyniczny, Krile. Nie wiem, co cię w tym wszystkim bawi?

— Nic mnie nie bawi. Próbuję jedynie myśleć realistycznie. Jeśli kiedykolwiek zmęczysz się mną, stracę swoją funkcję. Nieszczęśliwa Tessa to nieproduktywna Tessa, zostanę więc przesunięty do innych zadań, a oni zaczną się rozglądać za moim następcą. Dla nich liczy się wyłącznie twoje dobre samopoczucie, ja jestem nieważny i to jest chyba rozsądne postawienie sprawy. Rozumiesz teraz, na czym polega mój realizm?

Tessa pogłaskała go po policzku.

— Nie martw się. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do ciebie, aby się tobą zmęczyć. Kiedyś, gdy byłam młodsza, mężczyźni szybko nudzili mi się i pozbywałam się ich, ale teraz…

— Wymagałoby to zbyt wiele wysiłku, co?

— Jeśli wolisz tak myśleć, to myśl. A może po prostu zakochałam się, na swój sposób…

— Rozumiem, o co ci chodzi. Wykalkulowana miłość może być wygodna, ale nie jest to chyba najlepszy moment na udowadnianie tej tezy. Powinnaś najpierw poradzić sobie z tą rozmową z Koropatskim — wydalić z siebie złe fluidy sugerowanego „oszustwa”.

— Być może kiedyś poradzę sobie z tym wszystkim. Jest jeszcze jedna sprawa: przed chwilą powiedziałam ci, że Ziemianie nie czują kosmosu…

— Tak, pamiętam.

— Chcesz usłyszeć dlaczego? Oto przykład: Koropatsky nie czuje — w ogóle nie czuje — czym są wymiary przestrzeni. Mówił o locie na Sąsiednią Gwiazdę i o odszukaniu Rotora. Ale jak sobie to wyobraża? Co jakiś czas namierzamy asteroida i gubimy go, zanim ktokolwiek zdoła obliczyć jego orbitę. Czy wiesz, ile czasu potrzeba na ponowne znalezienie tego asteroida, nawet za pomocą naszych wszystkich nowoczesnych urządzeń i instrumentów? Lata. Kosmos jest wielki, nawet w pobliżu konkretnej gwiazdy, a Rotor… no cóż…

— Zgoda, jednak twój asteroid jest jednym z wielu podobnych ciał. Rotor zaś jest jedynym obiektem takiego rodzaju w pobliżu Sąsiedniej Gwiazdy.

— Kto ci to powiedział? Nawet jeśli Sąsiednia Gwiazda nie posiada systemu planetarnego w naszym rozumieniu tego pojęcia, to z pewnością otoczona jest różnego rodzaju kosmicznym śmieciem.

— Martwym śmieciem, takim jak nasze asteroidy. Rotor jest natomiast żywym Osiedlem, wysyła promieniowanie, które z łatwością zdołamy wykryć.

— Zakładając, że Rotor rzeczywiście jest żywym Osiedlem. A co stanie się, jeśli Rotor okaże się martwy? Wtedy będzie to poszukiwanie jednego z wielu asteroidów. Znalezienie go będzie zadaniem niemal niewykonalnym. A przynajmniej w żadnym rozsądnym czasie.

Twarz Fishera spochmumiała. Tessa chrząknęła i przysunęła się bliżej niego, obejmując ręką jego obwisłe nagle ramiona.

— Kochany, znasz sytuację. Musisz stawić jej czoła.

— Znam — odpowiedział zduszonym głosem. — Mogli jednak przeżyć, prawda?

— Mogli — odpowiedziała naturalnie Tessa. — Dla nas byłoby lepiej, gdyby przeżyli. Tak jak mówiłeś, z łatwością namierzylibyśmy ich promieniowanie. A co więcej…

— Tak?

— Koropatsky chce, żebyśmy przywieźli ze sobą coś, co świadczyłoby, że rzeczywiście spotkaliśmy Rotora. Wydaje mu się, że będzie to najlepszy dowód na to, że byliśmy w głębokiej przestrzeni, w odległości kilku lat świetlnych, a cała podróż będzie przecież trwała kilka miesięcy. Tylko… nie wiem, co dokładnie mielibyśmy przywieźć, co absolutnie przekona wszystkich? Przypuśćmy, że znajdziemy jakieś dryfujące kawałki metalu czy betonu, nikt nie będzie w stanie zaświadczyć, że pochodzą one akurat z Rotora. Kawałek metalu, w dodatku nie oznakowany, może pochodzić z dowolnego miejsca w przestrzeni. Nawet jeśli znajdziemy coś charakterystycznego dla Rotora — jakiś specyficzny wytwór tego Osiedla — z pewnością pojawią się tacy, którzy będą twierdzić, że jest to oszustwo. Gdyby natomiast okazało się że Rotor jest żywym pracującym Osiedlem, być może udałoby nam się przekonać jakiegoś Rotorianina, żeby powrócił z nami. Każdy z nich może zostać zidentyfikowany poprzez odciski palców, wzory siatkówki, analizę DNA. może nawet znajdują się ludzie w Osiedlach, czy tutaj na Ziemi, którzy pamiętają i rozpoznają tego człowieka. Koropatsky bardzo nalegał. Powiedział nawet, że Kolumb wracając ze swojej pierwszej podróży przywiózł ze sobą krajowców z Ameryki.

— Oczywiście — westchnęła Tessa mówiąc dalej — nie możemy zabrać ze sobą zbyt wiele, i to zarówno ludzi, jak i obiektów. Któregoś dnia być może uda nam się zbudować statki superluminalne wielkości Osiedla, lecz nasz pierwszy pojazd będzie bardzo mały i prymitywny według najnowszych standardów. Będziemy mogli zabrać jednego Rotorianina. nie więcej, musimy więc dokonać starannego wyboru.

— Moja córka, Marlena — powiedział Fisher.

— Może nie zechcieć lecieć z nami. Musi to być ktoś, kto sam pragnąłby wrócić tutaj. Na pewno znajdzie się ktoś taki pośród j kilku tysięcy. A ona…

— Marlena będzie chciała tu wrócić. Porozmawiam z nią. Jakoś to załatwię.

— Jej matka może się nie zgodzić. — Ją także przekonam — powiedział uparcie Fisher. — Zobaczysz.

Tessa ponownie westchnęła.

— Lepiej zapomnij o tym, Krile, Nie rozumiesz, że nie możemy zabrać twojej córki nawet gdyby chciała…

— Dlaczego? Dlaczego nie?

— Miała rok, gdy odlecieli. Nie ma żadnych wspomnień z Układu Słonecznego. Nikt tutaj nie potrafiłby jej zidentyfikować. Nie ma żadnych dokumentów potwierdzających jej tożsamość, gdziekolwiek. Nie, to musi być osoba przynajmniej w średnim wieku, ktoś, kto odwiedzał inne Osiedla lub jeszcze lepiej — był kiedyś na Ziemi.

Przerwała na chwilę.

— Twoja żona nadawałaby się najlepiej. Mówiłeś, że kiedyś studiowała na Ziemi. Muszą istnieć jakieś dokumenty stwierdzające ten fakt, z łatwością dałoby się ją zidentyfikować. Chociaż, mówiąc szczerze, wolałabym, żeby był to ktoś inny.

Fisher milczał.

— Przepraszam, Krile — powiedziała niemal żałośnie Tessa. -Nie chciałam, żeby to tak wypadło.

— Niech tylko Martena będzie żywa — odezwał się z goryczą w głosie — a wtedy zobaczymy, co da się zrobić.

Rozdział 21

BADANIE MÓZGU

— Bardzo mi przykro — powiedział Siever Genarr, spoglądając wzdłuż swojego długiego nosa na matkę i córkę. Jego spojrzenie wyrażało żałość. — Mówiłem Marlenie, że nie mamy tutaj zbyt wiele pracy i zaraz potem wysiadło nam zasilanie, musiałem więc Odwołać tę naszą konferencję. Kryzys został jednak zażegnany, poza tym awaria nie była zbyt poważna, z tego co wiem. Czy mogę prosić o wybaczenie?

— Oczywiście, Siever — powiedziała Eugenia Insygna. Była wyjątkowo niespokojna. — Nie powiem jednak, że były to łatwe dla nas trzy dni. Wydaje mi się, że każda godzina pobytu tutaj stwarza dodatkowe zagrożenie dla Marteny.

— Wcale nie boję się Erytro, wujku Sieverze — włączyła się szybko Marlena.

— Uważam, że Pitt nie może nic nam zrobić na Rotorze — kontynuowała Insygna. — Zdaje sobie z tego sprawę, dlatego przysłał nas tutaj.

— Chcę być uczciwy wobec was obydwu — powiedział Genarr — dlatego zagramy w otwarte karty. Bez względu na to, co Pitt może lub nie może zrobić otwarcie, pozostaje kwestia tego, co jest w stanie zrobić pośrednio. Byłoby karygodnym błędem, Eugenio, minimalizowanie sprytu i pomysłowości Pitta tylko dlatego, że obawiasz się zostać na Erytro. Jeśli wrócisz na Rotora, to zrobisz to wbrew przepisom o stanie wyjątkowym. Pitt może nakazać aresztowanie ciebie i, powiedzmy, prewencyjne zesłanie na Nowego Rotora lub nawet na Erytro. Jeśli chodzi natomiast o Erytro, nie wolno nam minimalizować potencjalnego niebezpieczeństwa, jakim jest Plaga, chociaż pozornie może wyglądać na to, że Plaga skończyła się w swojej złośliwej formie. Mimo to wolałbym nie ryzykować zdrowia Marleny, podobnie jak ty, Eugenio.

— Nie istnieje żadne ryzyko — wyszeptała Marlena z rozdrażnieniem.

— Siever — powiedziała Insygna — nie sądzę, aby było rozsądni kontynuowanie tej dyskusji w obecności Marleny.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: