— A co będzie, jeśli Rotor przemieszcza się w przestrzeni? Jak ich wtedy znajdziemy?

— Nie znajdziemy. Ale przynajmniej zwiększymy nasze szansę na znalezienie go, wykorzystując detektor do tuzina gwiazd przez sześć miesięcy, niż gdybyśmy spędzili tyle samo czasu badając jedną gwiazdę bez niego. A jeśli nam się nie uda — a musimy być na to przygotowani — to powrócimy z materiałem badawczym z kilkunastu gwiazd: z białego karła, z niebiesko-białej gwiazdy gorącej, z gwiazdy słońcopodobnej, podwójnej i tak dalej. Będzie to chyba pierwsza i ostatnia podróż w naszym życiu, postarajmy się więc, aby okazała się nas godna — przejdziemy do historii, co Krile?

— Chyba masz rację, Tesso — powiedział zamyślony Fisher. -Jeśli nic nie znajdziemy po poszukiwaniu tuzina gwiazd, będziemy przynajmniej mieli czyste sumienie. Natomiast gdybyśmy wrócili z niczym po zbadaniu jednej gwiazdy, zawsze gryzłaby nas myśl, że Rotor mógł polecieć dalej, a nam brakło czasu i energii, żeby przekonać się o tym.

— Dokładnie tak.

— Postaram się to zapamiętać — powiedział Krile smutnym głosem.

— Jest jeszcze jedna sprawa — dodała Tessa. — Detektor neuroniczny może wykryć inteligencję pochodzenia pozaziemskiego. To również się liczy.

Fisher wyglądał na zaskoczonego.

— Ale to chyba mało prawdopodobne, czyż nie?

— Bardzo mało prawdopodobne i tym bardziej ważne, jeśli się zdarzy. Szczególnie w odległości czternastu lat świetlnych lub mniej. Nic co istnieje we Wszechświecie nie jest tak interesujące, jak obce formy życia — i przy okazji tak niebezpieczne. Powinniśmy o nich wiedzieć.

— Jakie są szansę na wykrycie ich, jeśli są pozaziemskiego pochodzenia? — zapytał Fisher. — Detektory neuroniczne są na wykrywanie ludzkiej inteligencji. Wydaje mi się, że nie będą w stanie rozpoznać obcych form życia — nie wspominając już o inteligencji.

— Być może nie rozpoznamy obcych form życia — powiedziała Tessa — ale z pewnością rozpoznamy inteligencję. Według mnie szukamy inteligencji, a nie życia. Każda inteligencja — bez względu na formę — musi przejawiać kompleksową działalność psychiczną, której fizycznym odpowiednikiem jest coś takiego jak ludzki mózg. Co więcej, aktywność psychiczna zawsze związana jest z elektromagnetyzmem. Wykluczam istnienie inteligencji grawitacyjnej — jako zbyt słabej, a także silnej i słabej inteligencji nuklearnej jako zbyt krótkotrwałej. Co zaś się tyczy hiperpola, nad którym pracujemy, i związanych z nim form inteligencji, możemy przyjąć, że nie istnieje ono w przyrodzie, a tylko wtedy, gdy stworzy je jakaś inteligencja.

Detektor neuroniczny potrafi wykryć każde kompleksowe pole elektromagnetyczne oznaczające inteligencję, bez względu na formę czy reakcje chemiczne z nią związane. Musimy być przygotowani na spotkanie z ucieczką. Życie w nieinteligentnej postaci nie może stanowić zagrożenia dla cywilizacji technicznej, takiej jak nasza, chociaż każda forma, nawet wirusowa, byłaby dla nas interesująca.

— Ale dlaczego trzymacie to w ścisłej tajemnicy?

— Podejrzewam, a raczej wiem na pewno, że Kongres Globalny chce, żebyśmy wrócili bardzo szybko. Chcą mieć pewność, że projekt zakończył się sukcesem, chcą budować nowe statki superluminalne opierając się na naszych doświadczeniach z prototypem. Ja natomiast — jeśli wszystko pójdzie dobrze — chciałabym zobaczyć Wszechświat, a oni niech sobie czekają. Nie twierdzę, że tak właśnie zrobimy, mimo to nie rezygnuję z tej opcji. Gdyby dowiedzieli się o moich planach — co ja mówię, gdyby tylko domyślali się, że taki pomysł przyszedł mi do głowy — zmieniliby całą załogę statku na ludzi posłusznych ich rozkazom.

Fisher uśmiechnął się słabo.

— Co się stało, Krile? — zapytała Tessa. — Przypuśćmy, że nie znajdziemy Rotora? Chciałbyś wrócić na Ziemię całkowicie rozczarowany? Wszechświat jest nasz, a ty chciałbyś się poddać?

— Nie. Zastanawiam się tylko, jak długo potrwa montowanie detektorów i wszystkich innych rzeczy, które przyjdą ci do głowy. Za kilkanaście miesięcy skończę pięćdziesiąt lat. Agenci pracujący dla Biura rutynowo przechodzą do innych zajęć w tym wieku. Dostają pracę administracyjną na Ziemi i nie wolno im już latać w kosmos.

— I co?

— Za mniej niż dwa lata nie będę się kwalifikował do lotu. Powiedzą mi, że jestem za stary i Wszechświat nie będzie już mój.

— Bzdura! Ja lecę, a mam już ponad pięćdziesiąt lat.

— Ty to co innego. Statek jest twój.

— Ty również, ponieważ ja tego chcę. Poza tym wcale nie będzie tak łatwo znaleźć odpowiednich ludzi do załogi Superluminala. Możemy liczyć wyłącznie na ochotników. Nie możemy pozwolić sobie na oddanie statku w ręce niechętnych i przestraszonych ludzi z nakazu.

— Jest mało chętnych?

— Krile, mój drogi chłopcze, mówimy o Ziemianach, a dla każdego niemal Ziemianina kosmos to koszmar. Hiperprzestrzeń to koszmar do potęgi — dlatego nie ma chętnych. Jesteśmy tylko ja i ty, a musimy mieć jeszcze trzech ochotników i powiadam ci, że wcale nie będzie łatwo ich znaleźć. Rozmawiałam z wieloma ludźmi i znalazłam dwóch, którzy wstępnie wyrazili zgodę: Chao-Li Wu i Henry Jarlow. Brakuje nam jeszcze jednego. A nawet gdyby zgłosiła się nagle — co jest absolutnie wykluczone — setka nowych ochotników, nie wyrzucą cię z załogi, ponieważ ja chcę mieć na pokładzie ambasadora do rozmów z Rotorem, jeśli do nich dojdzie. Poza tym obiecuję ci, że wyruszymy, zanim skończysz pięćdziesiąt lat.

Fisher uśmiechnął się z ulgą i powiedział:

— Tesso, kocham cię. Nie masz pojęcia, jak bardzo.

— Nie — odpowiedziała — nie mam pojęcia, szczególnie, gdy mówisz to takim głosem, jak gdybyś spodziewał się najgorszego. To dziwne, Krile, ale przez te osiem lat odkąd jesteśmy razem, mieszkamy ze sobą, śpimy ze sobą, nigdy nie powiedziałeś, że mnie kochasz.

— Nigdy?

— Nigdy, możesz mi wierzyć. Słuchałam tego, co mówiłeś. I wiesz, co jeszcze jest dziwne? Ja też nigdy nie mówiłam, że cię kocham, a kocham cię. To wszystko źle się zaczęło. A jednak coś stało się między nami.

— Być może zakochiwaliśmy się w sobie stopniowo — powiedział Fisher zniżając głos — i nawet tego nie zauważyliśmy. To się zdarza, prawda?

Uśmiechnęli się do siebie nieśmiało, jak gdyby zastanawiając się co robić dalej.

Rozdział 25

POWIERZCHNIA

Eugenia Insygna była pełna obaw. A nawet więcej.

— Coś ci powiem, Siever, nie przespałam spokojnie ani jednej nocy od waszej wyprawy samolotem — jej głos zamienił się w coś, co u kobiety o mniejszych walorach charakteru nazwano by piskiem. — Czy lot — lot nad oceanem i powrót późno w nocy — nie wystarczył jej? Dlaczego jej nie powstrzymasz?

— Dlaczego ja nie chcę jej powstrzymać? — powtórzył Genarr powoli, jak gdyby obracając w myślach to pytanie. — Dlaczego jej nie powstrzymuję? Eugenio, już dawno przekroczyliśmy etap, na którym ktokolwiek mógłby ją powstrzymać.

— Nie bądź śmieszny, Siever. To, co mówisz, brzmi jak tchórzostwo. Chowasz się za nią, udajesz, że jest wszechpotężna.

— A nie jest? Ty jesteś jej matką, każ jej zostać w Kopule. Insygna przygryzła wargi.

— Ona ma już piętnaście lat. Nie chcę jej tyranizować.

— Przeciwnie. Bardzo tego chcesz. Ale gdybyś tylko spróbowała, Martena spojrzałaby na ciebie tymi swoimi niezwykłymi oczami i powiedziała coś takiego: „Mamo, czujesz się winna, dlatego że pozbawiłaś mnie ojca, uważasz, że cały Wszechświat sprzysiągł się, aby ci mnie odebrać jako karę i zadośćuczynienie, a to jest niemądry przesąd”.

Insygna oburzyła się.

— Sieverze, to najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. Nic takiego nie czuję, nie mogę nawet.

— Oczywiście, że nie. Wymyśliłem to. Ale Marlena nie będzie niczego wymyślać. Ona powie ci prawdę, pozna ją po tym. jak zginasz kciuk albo jak drapiesz się po łopatkach, albo coś w tym rodzaju. Powie ci i będzie to najprawdziwsza prawda, i w dodatku tak bolesna, że będziesz zbyt zajęta szukaniem wykrętów na własną obronę, żeby móc przeciwstawić się jej. Wszystko, tylko nie odzieranie własnej psychiki z warstw ochronnych, kawałek po kawałku.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: