Był to po prostu nadmiernie rozrośnięty statek kosmiczny. Co prawda, można było od biedy mieszkać na nim — zakładając, że ktoś zajmie się dostawami żywności, powietrza i wody (istniejący na Stacji system uzdatniania powietrza i wody był absolutnie nieefektywny) — lecz niezbyt długo.

Krile Fisher porównywał złośliwie Stację Czwartą do pierwszych stacji kosmicznych. Twierdził wręcz, że jest to właśnie jedna z takich stacji, która w niewyjaśniony sposób dotrwała do dwudziestego trzeciego stulecia.

Stacja Czwarta była wyjątkowa również z innego względu: z jej pokładu roztaczał się panoramiczny widok na system Ziemia-Księżyc. Z Osiedli orbitujących wokół Ziemi rzadko kiedy można było obserwować te dwa ciała w ich całej okazałości. Ziemia i Księżyc oglądane ze Stacji Czwartej znajdowały się zaledwie o piętnaście stopni od siebie. A ponieważ Stacja krążyła wokół środka grawitacji systemu (który z grubsza rzecz biorąc znajdował się na Ziemi), ciągłe zmiany ustawienia i faz obydwu ciał, a także zmieniający się kształt Księżyca (w zależności od tego, czy znajdował się on po tej samej stronie Ziemi co Stacja, czy po odwrotnej), stanowiły dla obserwatora przepiękny, nigdy nie kończący się spektakl.

Dostęp Słońca do Stacji był automatycznie blokowany za pomocą urządzenia o wdzięcznej nazwie „sztuza” (na pytanie Tessy o pochodzenia nazwy odpowiedziano jej, że jest to nic innego jak sztuczne zaciemnienie). Widok z pokładu ulegał pogorszeniu jedynie wtedy, gdy Słońce znalazło się zbyt blisko Ziemi lub Księżyca.

Pochodzenie Tessy dało o sobie znać wtedy, gdy przyglądała się spektaklowi na niebie, głównie dlatego, że jak twierdziła, ma teraz całkowitą pewność, że w końcu opuściła Ziemię. Fisher słysząc to uśmiechnął się krzywo. Zauważył jej szybkie spojrzenia w prawo i w lewo, gdy wypowiadała swoją kwestię.

— Widzę — powiedział — że nie obawiasz się mówić mi tego, chociaż jako Ziemianin mógłbym się obrazić. Ale bądź spokojna, nie powtórzę tego nikomu.

— Mam do ciebie całkowite zaufanie, Krile — uśmiechnęła się do niego zadowolona. Fisher bardzo się zmienił od ich ostatniej rozmowy o Rotorze. Był ponury — to prawda, lecz lepsze to niż rozgorączkowana niecierpliwość i nadzieja bez pokrycia.

— Myślisz, że oni ciągle obawiają się twojego pochodzenia? — zapytał po chwili Fisher.

— Oczywiście, że tak. Nigdy o nim nie zapomną. Są tak samo ograniczeni jak ja, a ja nigdy nie zapominam, że jesteście Ziemianami.

— Mnie to również dotyczy?

— Niezupełnie. Ty jesteś Krile i należysz do kategorii, na którą składa się wyłącznie Krile. Ja jestem Tessa i to wszystko.

— Czy nie martwi cię czasem — zaczął ostrożnie Fisher — że opracowałaś loty superluminalne dla Ziemi, a nie dla twojego rodzinnego Osiedla, Adelii?

— Nie zrobiłam tego dla Ziemi i nie zrobiłam tego dla Adelii. Zrobiłam to dla siebie. Miałam problem, który musiałam rozwiązać, i udało mi się. Przejdę do historii jako wynalazca statku superluminalnego i to niewątpliwie będzie mój sukces. A teraz być może to, co powiem, zabrzmi pretensjonalnie, ale zrobiłam to również dla ludzkości.

Nie ma znaczenia, na jakim świecie dokonuje się wynalazku, wiesz? Ktoś na Rotorze odkrył hiperwspomaganie, które obecnie mają już wszyscy. Podobnie będzie z lotami superluminalnymi. Osiedla prędzej czy później opanują tę technologię. Ważny jest postęp, z którego w efekcie korzysta cała ludzkość.

— Jednak Ziemi jest on bardziej potrzeby niż Osiedlom.

— Chodzi ci o Sąsiednią Gwiazdę, która w znacznie mniejszym stopniu zagraża Osiedlom. To prawda, że Osiedla mogą uciec, a Ziemia nie. Ja jednak zostawiam ten problem waszym przywódcom. Dostarczyłam wam narzędzia, do nich należy reszta.

— Tak. A więc lecimy jutro — powiedział Fisher.

— Tak, w końcu. Odlecimy w świetle reflektorów, będzie holowizja i te rzeczy. Chociaż nie wiem kiedy, i czy w ogóle, pokażą to szerokiej publiczności i Osiedlom.

— Sądzę, że dopiero po naszym powrocie — odpowiedział Fisher. — Nie ma sensu wystawiać nas na widok publiczny nie mając pewności, czy kiedykolwiek wrócimy. Dla nich będzie to śmiertelnie długie oczekiwanie, tym bardziej że nie mamy żadnych środków łączności. A nawet pierwsi ludzie na Księżycu mieli przez cały czas kontakt z Ziemią.

— To prawda — powiedziała Tessa — ale gdy Kolumb wypłynął w swoją podróż przez Atlantyk, monarchowie hiszpańscy usłyszeli o nim dopiero, kiedy wrócił siedem miesięcy później.

— Pomyśl jednak, że Ziemia ryzykuje teraz znacznie więcej niż Hiszpania siedemset pięćdziesiąt lat temu. To rzeczywiście duże niedopatrzenie, że nie zajęto się rozwojem łączności superluminalnej w odpowiednim czasie.

— Ja również tak uważam. Koropatsky zresztą też. Namawiał mnie nawet do zajęcia się telekomunikacją, ale powiedziałam mu, że nie jestem dobrą wróżką, czyniącą cuda na każde życzenie. Przenoszenie obiektów materialnych przez hiperprzestrzeń to zupełnie co innego niż przenoszenie promieniowania: w jednym i w drugim przypadku obowiązują całkowicie różne zasady, nawet w normalnej przestrzeni. Maxwell wymyślił swoje równania elektromagnetyczne dwieście lat po równaniach grawitacyjnych Newtona. W hiperprzestrzeni materia i promieniowanie nie mają ze sobą nic wspólnego, udało nam się zapanować nad materią — promieniowanie ciągle wymyka nam się z rąk. Musimy jeszcze poczekać na łączność superluminalną.

— To niedobrze — powiedział Fisher — ponieważ bez łączności loty superluminalne mogą okazać się nieprzydatne.

— Dlaczego?

— Brak łączności oznacza przecięcie pępowiny. Czy Osiedla są w stanie przetrwać znajdując się daleko od Ziemi… daleko od reszty ludzkości?

Wendel spojrzała na niego z niedowierzaniem.

— Stałeś się nagle wyznawcą jakiejś nowej filozofii?

— Nie, to tylko taka myśl. Ty jesteś Osadniczką, Tesso, znasz zupełnie odmienny od naszego model życia i dlatego być może nie potrafisz zrozumieć w pełni faktu, że życie w Osiedlach nie jest czymś naturalnym dla rodzaju ludzkiego.

— Naprawdę? Moje życie nigdy nie wydawało mi się nienaturalne.

— Dlatego, że nigdy nie mieszkałaś w jednym Osiedlu. Twoje życie związane było z całym systemem Osiedli krążących wokół planety zamieszkanej przez miliardy ludzi. A spójrzmy teraz na Rotorian znajdujących się w pobliżu Sąsiedniej Gwiazdy — czy życie w izolowanym Osiedlu może ich w pełni zadowolić? Chyba nie. Co w takim razie powinni zrobić? Wrócić na Ziemię. Ale nie zrobili tego, a wiesz, co to oznacza? Znaleźli planetę nadającą się do zamieszkania.

— Planetę nadającą się do zamieszkania w pobliżu czerwonego karła? Wielce nieprawdopodobne.

— Przyroda nieraz płatała nam figle i obalała nasze pewniki. Załóżmy, że znajdziemy jakąś planetę, czy nie sądzisz, że powinniśmy ją zbadać?

— Zaczynam rozumieć, do czego zmierzasz — powiedziała Tessa. — Wydaje ci się, że po przybyciu na miejsce znajdziemy w pobliżu Sąsiedniej Gwiazdy jakąś planetę, odnotujemy ten fakt, stwierdzimy, że nie nadaje się do zamieszkania i polecimy dalej. Ty natomiast chciałbyś wylądować, przeprowadzić dokładne badania, a przede wszystkim sprawdzić, czy nie ma tam twojej córki. Ale mamy przecież detektory neuroniczne: jeśli nie wykryją żadnej inteligencji w pobliżu Sąsiedniej Gwiazdy, to w dalszym ciągu mamy badać poszczególne planety? Zakładając, że są tam planety…

Fisher zawahał się.

— Tak. Jeśli dojdziemy do wniosku, że nadawałyby się do zamieszkania. Musimy je zbadać, takie jest moje zadanie. Powinniśmy wiedzieć wszystko o każdej takiej planecie. Wkrótce być może będziemy musieli ewakuować Ziemię, powinniśmy wiedzieć, dokąd posyłamy naszych ludzi. Wam nie robi to żadnej różnicy, Osiedla odlecą sobie w kosmos, nikt nikogo nie będzie ewaku…

— Krile! Nie traktuj mnie jak wroga! Dlaczego nagle przypomniało ci się, że jestem Osadniczką? Jestem Tessą. Jeśli znajdziemy jakąś planetę, zbadamy ją, obiecuję ci. Ale jeśli rzeczywiście ją znajdziemy i okaże się, że zajęli ją Rotorianie… To co wtedy? Mieszkałeś na Rotorze, Krile. Znasz Janusa Pitta.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: