— Rozumiem.
— Nagle byłam gotowa pojechać do najbliższej prefektury, do najbliższego fortu, do tych Czarnych Nilfgaardczyków, których tak się bałam i których tak nienawidziłam… Byłam gotowa powiedzieć: "To ja jestem Ciri, wy nilfgaardzkie matoły, to mnie powinien wziąć za żonę wasz głupi cesarz, podetkali waszemu cesarzowi jakąś bezczelną oszustkę, a ten idiota nie poznał się na szachrajstwie". Byłam tak zawzięta, że zrobiłabym to, gdyby była okazja. Bez zastanowienia. Rozumiesz, Vysogoto?
— Rozumiem.
— Na szczęście, ochłonęłam.
— Na wielkie twoje szczęście — poważnie kiwnął głową. - Sprawa tego cesarskiego ożenku nosi wszelkie znamiona afery stanu, walk stronnictw albo frakcji. Gdybyś się ujawniła, psując szyki jakimś wpływowym siłom, nie uniknęłabyś sztyletu lub trucizny.
— Też to pojęłam. I zapamiętałam. Dobrze zapamiętałam. Wyznać, kim jestem, oznaczało śmierć. Miałam sposobność przekonać się o tym. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Milczeli jakiś czas, pracując przy skórkach. Przed kilkoma dniami połów udał się nadspodziewanie dobrze, w pułapki i wnyki wpadło wiele piżmaków i nutrii, dwie wydry i jeden bóbr. Mieli więc mnóstwo roboty.
— Dogoniłaś Hotsporna? — spytał wreszcie Vysogota.
— Dogoniłam — Ciri otarła czoło rękawem. - Nawet szybko, bo on nie spieszył się w drodze. I wcale się nie zdziwił, gdy mnie zobaczył!
— Panna Falka! — Hotsporn ściągnął wodze, tanecznie obrócił karą klacz. - Cóż za przyjemna niespodzianka! Chociaż przyznam, że wcale nie tak wielka. Spodziewałem się, nie kryję, że się spodziewałem. Wiedziałem, że panna dokonasz wyboru. Mądrego wyboru. Dostrzegłem błysk inteligencji w panny przepięknych i pełnych uroku oczach.
Ciri podjechała bliżej, tak, że niemal zetknęli się strzemionami. Potem odcharknęła przeciągle, pochyliła się i splunęła na piasek gościńca. Nauczyła się pluć w taki sposób — ohydny, ale skuteczny, gdy trzeba było ostudzić czyjś uwodzicielski zapał.
— Rozumiem — uśmiechnął się lekko Hotsporn — że chcesz skorzystać z amnestii?
- Źle rozumiesz.
— Czemu mam zatem przypisać radość, jaką sprawia mi widok urodziwego liczka panny?
— A mus, żeby było czemu? — prychnęła. - Gadałeś na stacji, żeś chętny kompanii w drodze.
— Niezmiennie — uśmiechnął się szerzej. - Ale jeśli mylę się w sprawie amnestii, to nie jest pewne, czy w kompanii będzie nam po drodze. Znajdujemy się, jak panna widzi, na rozstajach dróg. Rozdroże, cztery strony świata, konieczność wyboru… Symbolika, jak w tej znanej legendzie. Na wschód pojedziesz, nie wrócisz… — Na zachód pojedziesz, nie wrócisz… Na północ… Hmmm… Na północ od tego słupa jest amnestia…
— Wypchać się każ twoją amnestią.
— Co tylko panna rozkaże. Dokąd zatem, jeśli wolno spytać, droga prowadzi? Którą z dróg symbolicznego rozdroża? Mistrz Almavera, artysta igły, popędził swe muły na zachód, ku miasteczku Fano. Wschodni gościniec prowadzi do osady Zazdrość, ale ja bardzo bym ten kierunek odradzał…
— Rzeka Yarra — powiedziała wolno Ciri — o której mówiło się na stacji, to nilfgaardzka nazwa rzeki Jarugi, prawda?
— Taka panna uczona — pochylił się, zajrzał jej w oczy — a nie wie tego?
— Nie możesz po ludzku odpowiedzieć, gdy po ludzku pytają?
- Żartowałem przecie, po co zaraz się gniewać? Tak, to ta sama rzeka. Po elfiemu i po nilfgaardzku Yarra, na północy Jaruga.
— A ujście tejże rzeki — ciągnęła Ciri — to Cintra?
— Tak jest. Cintra.
— Stąd, gdzie teraz jesteśmy, jak daleko do Cintry? Ile mil?
— Niemało. I zależy, w jakich milach liczyć. Każda bez mała nacja ma inne, nietrudno o pomyłkę. Wygodniej, metodą wszystkich wędrownych kupców, liczyć takie dystanse w dniach. Żeby stąd dojechać do Cintry, trzeba jakichś dwudziestu pięciu, trzydziestu dni.
— Którędy? Prosto na północ?
— Bardzo coś panna Falka tej Cintry ciekawa. Czemu?
— Na tron tamtejszy chcę wstąpić.
— Dobrze, dobrze — Hotsporn uniósł dłoń obronnym gestem. - Delikatną aluzję zrozumiałem, nie będę już zadawał pytań. Najprostsza droga do Cintry paradoksalnie nie wiedzie prosto na północ, bo przeszkadzają bezdroża i bagniste pojezierza. Najpierw trzeba by skierować się ku miastu Forgeham, a później jechać na północny zachód, do Metinny, stolicy identycznie nazywającego się kraju. Potem należałoby jechać przez równinę Mag Deira, kupieckim szlakiem aż do miasta Neunreuth. Dopiero stamtąd skierować się trzeba na szlak północny, wiodący doliną rzeki Yeleny. Stamtąd już łatwo trafić: szlakiem bez przerwy ciągną oddziały i transporty wojskowe, przez Nazair i Schody Mamadalu, przełęcz wiodącą na północ do Doliny Mamadal. A Dolina Mamadal to już Cintra.
— Hmmm… — Ciri wpatrzyła się w zamglony horyzont, w rozmazaną linię czarnych wzgórz. - Do Forgeham, a później na północny zachód… To znaczy… Którędy?
— Wie panna co? — Hotsporn uśmiechnął się lekko. - Ja właśnie ku Forgeham się kieruję, a potem do Metinny. O, tą dróżką, co się między sosenkami piaskiem złoci. Niechaj panna jedzie ze mną, a nie pobłądzi. Amnestia amnestią, ale miło mi będzie z tak uroczą panną podróżować.
Ciri zmierzyła go najzimniejszym wzrokiem, na jaki było ją stać. Hotsporn przygryzł wargę w szelmowskim uśmiechu.
— Jakże więc?
— Jedźmy.
— Brawo, panno Falko. Mądra decyzja. Mówiłem, panna tyleż mądra, co piękna.
— Przestań tytułować mnie panną, Hotsporn. W twoich ustach brzmi to jakoś obraźliwie, a ja nie pozwalam się bezkarnie obrażać.
— Co tylko panna rozkaże.
Piękny świt nie spełnił oczekiwań, wprowadził w błąd. Dzień, który po nim nastąpił, był szary i mokry. Wilgotna mgła skutecznie przyćmiewała jaskrawość jesiennego listowia pochylonych nad drogą drzew płonących tysiącem odcieni ochry, czerwieni i żółci.
W wilgotnym powietrzu pachniało korą i grzybami. Jechali stępa po dywanie opadłych liści, ale Hotsporn często popędzał swą karą klacz do lekkiego kłusa lub galopu. Ciri wówczas przyglądała się z zachwytem.
— Czy ona ma jakieś imię?
— Nie — błysnął zębami Hotsporn. - Ja traktuję wierzchowce użytkowo, zmieniam je bardzo często, nie przywiązując się. Nadawanie koniom imion, jeśli nie prowadzi się stadniny, uważam za pretensjonalne. Zgodzisz się ze mną? Koń Wronek, pies Burek, a kot Mruczek. Pretensjonalne!
Ciri nie podobały się jego spojrzenia i wieloznaczne uśmiechy, a zwłaszcza lekko drwiący ton, jakim zagadywał i odpowiadał na pytania. Przyjęła zatem prostą taktykę — milczała, mówiła półsłówkami, nie prowokowała. Jeśli się dało. Nie zawsze się dało. Zwłaszcza gdy gadał o tej swojej amnestii. Gdy zaś po raz kolejny — i dość ostro — wyraziła niechęć, Hotsporn zaskakująco zmienił front: zaczął nagle dowodzić, że w jej przypadku amnestia jest zbędna, wręcz jej nie dotyczy. Amnestia obejmuje przestępców, powiedział, nie zaś ofiary przestępstw. Ciri ryknęła śmiechem.
— Sam jesteś ofiara, Hotsporn!
— Mówiłem najzupełniej poważnie — zapewnił. - Nie po to, by wzbudzić twą ptaszęcą wesołość, lecz by zasugerować ci sposób na ocalenie skóry w przypadku pojmania. Ma się rozumieć, że na barona Casadei coś takiego nie podziała, także od Vamhagenów nie masz co oczekiwać klemencji, ci w najkorzystniejszym dla ciebie razie zlinczują cię na miejscu, szybko i, jak dobrze pójdzie, bezboleśnie. Gdybyś jednak wpadła w ręce prefekta i stanęła przed surowym, lecz sprawiedliwym obliczem cesarskiego prawa… Ha, wówczas sugerowałbym taką właśnie linię obrony: zalejesz się łzami i oświadczysz, że jesteś niewinną ofiarą splotu okoliczności.
— A kto w to uwierzy?
— Każdy — Hotsporn pochylił się w kulbace, zajrzał jej w oczy. - Bo taka jest przecież prawda. Ty przecież jesteś niewinną ofiarą, Falko. Nie masz jeszcze szesnastu lat, według praw cesarstwa jesteś niepełnoletnia. W bandzie Szczurów znalazłaś się przypadkowo. Nie twoją jest winą, że wpadłaś w oko jednej z bandytek, Mistle, której nienaturalne upodobania nie są żadną tajemnicą. Zostałaś przez Mistle zdominowana, wykorzystana seksualnie i zmuszona do…