– Cwaniura z ciebie, Karl. Jaka będzie moja dola?
– 35 patoli jak nic, brachu. Przekabluję ci forsę najpóźniej za tydzień.
– Chłopie, niezły numer wykręciłeś!
– Lepsze to niż rżnąć szkło, stary wuju.
– Nie ma dwóch zdań. Ej, Karl, a to słyszałeś? Jaka jest różnica między kurzą dupą a dupą króliczą?
– Nie mam pojęcia?
– Spytaj małego Wacka.
– Kapuję! Ale w dechę!
Tym akcentem zakończyliśmy rozmowę.
W ciągu godziny stałem się bogatszy o 45 tysięcy dolarów. 30 lat głodu i zapoznania wydało wreszcie owoc.
Wróciłem do maszyny, nalałem hojną ręką, chlapnąłem i nalałem jeszcze raz. Zmacałem 3/4 zwietrzałego cygara, Zapaliłem. Radio dawało Piątą Szostakowicza. Uderzyłem w klawisz.
Barman, niejaki Luke, przechyla się przez ladę, zwracając się do młodego człowieka.
LUKE
Ty. słuchaj, siedzisz tutaj dniem i nocą. Nic nie robisz, tylko żłopiesz na okrągło.
MŁODY CZŁOWIEK
No.
LUKE
Nie chciałbym cię w żaden sposób urazić, rozumiesz, ale mam wrażenie, że w ten sposób daleko nie zajdziesz.
MŁODY CZŁOWIEK
Dobra, Luke, o mnie się nie martw. Zajmij się lepiej gośćmi.
LUKE
Nie ma sprawy, chłopcze. Powiedz jednak, czy nie wydaje ci się, ze zostałeś stworzony do czegoś innego?
MŁODY CZŁOWIEK
Ej, Luke, a ten słyszałeś? Jaka jest różnica między kurzą dupą a dupą króliczą?
LUKE
Nie mam zamiaru wysłuchiwać jakichś wiców. Odpowiedz: czy czujesz, że zostałeś stworzony do czegoś lepszego?
MŁODY CZŁOWIEK
No dobra, kurczę… Musiałem być w jakiejś 6. klasie. Nauczyciel kazał nam opisać przeżycie, które nas najbardziej poruszyło, ale nie chodziło mu o naszą przeprowadzkę do Denver.
LUKE
Taa…
MŁODY CZŁOWIEK
No więc napisałem o tej żabce, którą znalazłem w ogrodzie. Jedną łapką uwięzła w drucianym ogrodzeniu. Nie mogła się wyswobodzić. Wyplątałem jej nóżkę z siatki, ale ona dalej się nie poruszała.
LUKE
(ziewając)
Taa…?
MŁODY CZŁOWIEK
Wziąłem ją na kolana i zacząłem do niej mówić. Powiedziałem jej, ze też jestem w potrzasku. Moje życie też ugrzęzło w martwym punkcie. Mówiłem do niej bardzo długo. W końcu zeskoczyła mi z kolan, skacząc przecięła trawnik i zniknęła w zaroślach, a ja po raz pierwszy w życiu poczułem, że kogoś utraciłem.
LUKE
Taa…?
MŁODY CZŁOWIEK
Nauczyciel przeczytał wypracowanie całej klasie. Wszyscy się pobeczeli.
LUKE
Taa…? I co?
MŁODY CZŁOWIEK
I nic, przyszło mi do głowy, że mógłbym kiedyś zostać pisarzem.
LUKE
(przechylając się przez ladę)
Chłopcze, chyba ci odbiło.
Uznałem, że mam już dość scenariusza jak na ten wieczór. Nie wstając od maszyny, zacząłem słuchać muzyki w radio. Nie pamiętam, żebym się kładł. Ale rano obudziłem się w łóżku.
8
Vin Marbad zjawił się za gorącym poręczeniem Michaela Huntingtona, mojego oficjalnego fotografa. Michael pstrykał mnie na okrągło, ale jak dotąd nie było specjalnego popytu na jego dzieła.
Marbad był konsultantem do spraw podatkowych. Mały, śniady człowieczek, któregoś wieczoru wyrósł w progu z walizeczką w ręku. Już od paru godzin popijałem w spokoju, oglądając z Sarą film na moim starym czarno – białym telewizorze.
Zastukał godnie i stanowczo. Wpuściłem go, przedstawiłem Sarze i nalałem mu wina.
– Dziękuję. – Upił odrobinkę. – Zdaje pan sobie sprawę, że w Ameryce, jeśli nie wyda pan pieniędzy, to je panu zabiorą?
– Naprawdę? Co wobec tego powinienem pana zdaniem zrobić?
– Zadatkować nowy dom.
– Hę?
– Wpłaty na hipotekę są wolne od opodatkowania.
– Rozumiem. Co jeszcze?
– Kupić samochód. Wolny od opodatkowania.
– Całkowicie?
– Nie, częściowo. Niech mi pan pozwoli się tym zająć. Musimy po prostu skonstruować system parawanów, które osłonią pana przed prawem podatkowym. Proszę na to spojrzeć…
Vin Marbad otworzył walizeczkę i wyjął plik papierów. Z papierami w ręku wstał i podszedł do mnie.
– Nieruchomości. O tu, widzi pan, kupiłem kawałek gruntu w Oregonie. Odpisany od podatku. Ciągle jeszcze jest parę akrów tło wzięcia od ręki. Spodziewamy się rocznej zwyżki wartości gruntu o 23%. Inaczej mówiąc, za cztery lata pańskie pieniądze podwoją swoją wartość.
– Nie, nie, błagam, niech pan siada z powrotem.
– Ale dlaczego?
– Nie chcę kupować czegoś, czego nie widziałem na oczy, nie chcę kupować czegoś, czego nie mogę pomacać własnymi palcami.
– Daje pan do zrozumienia, że mi pan nie ufa.
– Widzę pana pierwszy raz w życiu.
– Mam rekomendacje z całego świata!
– Zawsze kieruję się intuicją.
Vin Marbad odwrócił się na pięcie i pomaszerował do kanapy po swój płaszcz; pośpiesznie ubrał się i z walizeczką w ręku ruszył do drzwi, nacisnął klamkę, wyszedł, zamknął drzwi za sobą.
– Obraziłeś go – powiedziała Sara. – On po prostu przyszedł ci pokazać, jak mógłbyś zaoszczędzić trochę pieniędzy.
– Mam dwie zasady. Pierwsza: nigdy nie ufaj mężczyźnie, który pali fajkę. Druga: nigdy nie ufaj mężczyźnie w wyglansowanych półbutach.
– Przecież nie palił fajki…
– Tak, ale wygląda na palacza.
– Obraziłeś go…
– Nie martw się, zaraz wróci…
Drzwi się otwarły i Vin Marbad wpadł do salonu. Podbiegł z powrotem do kanapy, ponownie zrzucił płaszcz i postawił walizeczkę przy nodze. Spojrzał na mnie.
– Michael mówi, że pan gra na wyścigach.
– No, owszem…
– Po przyjeździe z Indii zaczynałem jako dozorca w Hollywood Park. Widział pan miotły, jakich tam używają do zmiatania nieważnych kuponów?
– Owszem.
– No więc to jest mój wynalazek. Dawniej używano mioteł normalnej szerokości, dopiero ja zaprojektowałem nowy model. Zaniosłem go do Zarządu Wyścigów. Mój patent został wdrożony, a ja awansowałem na pracownika Zarządu. Odtąd bez przerwy awansuję.
Nalałem mu kolejny kieliszek. Upił łyczek.
– Niech mi pan powie, czy pije pan przy pracy?
– Tak, całkiem sporo.
– Alkohol jest elementem pańskiej inspiracji. Załatwimy odpisanie go od podatku.
– Potrafi pan coś takiego?
– Oczywiście. Musi pan wiedzieć, że to właśnie ja wprowadziłem precedens odpisywania od podatku benzyny. Pierwszy wpadłem na ten pomysł.
– Oż, kurwa – powiedziałem z uznaniem.
– Bardzo interesujące – stwierdziła Sara.
– Zrobię tak, że nie będzie pan płacił żadnego podatku i wszystko będzie w stu procentach legalne.
– Brzmi zachęcająco.
– Michael Huntington nie płaci żadnych podatków. Może się pan go spytać.
– Wierzę panu. Zróbmy to samo.
– Dobrze, ale musi mnie pan posłuchać. Najpierw wpłaci pan pierwszą ratę za dom, potem za samochód. Zróbmy dobry początek. Niech pan kupi porządny samochód. Niech pan kupi nowe BMW.
– Zgoda.
– Na czym pan pisze? Na maszynie ręcznej?
– Tak.
– Niech pan kupi elektryczną. Odpiszemy ją od podatku.
– Nie wiem, czy będę umiał pisać na elektrycznej.
– Nauczy się pan w ciągu paru dni.
– To znaczy nie jestem pewien, czy będę w stanie tworzyć przy maszynie elektrycznej.
– Chce pan powiedzieć, że boi się pan nowości?
– Boi się zmiany – wyjaśniła za mnie Sara. – Kiedyś, na przykład, pisało się gęsimi piórami. Gdyby żył w dawnych czasach, na pewno trzymałby się gęsiego pióra i dawał odpór wszelkim nowinkom.
– Cholernie boję się zaprzedać duszę.
– Zmienia pan przecież marki alkoholi, prawda? – spytał Vin.
– Nno, tak…
– A widzi pan…
Vin uniósł kieliszek i osuszył go do dna.
Nalałem wszystkim wina.
– Teraz musimy nadać panu status korporacji, żeby przysługiwały panu ulgi podatkowe.
– Brzmi koszmarnie.
– Uprzedziłem pana, że musi pan mnie słuchać, jeżeli nie chce pan płacić podatków.