Morgan bez słowa podszedł do barku na kółkach i z kryształowej karafki nalał Waltersowi kieliszek koniaku “Remy Martin”.
– Chyba nie zmieniłeś przyzwyczajeń – powiedział, napełniając szklanki dla siebie i żony sokiem pomarańczowym z odrobiną wódki “Smirnoff”.
– Zawsze ten sam i taki sam, niezmiennie wam życzliwy – zaśmiał się John Walters. – Twoje zdrowie, senatorze Morgan!
Wypił duszkiem koniak, oblizał wargi końcem języka, sięgnął do ozdobnego srebrnego pudełka pośrodku stolika po cygaro. Obwąchał je, potem zapalił i wypuścił kłąb aromatycznego dymu, który odpłynął w górę, spowijając żyrandol niebieskawą mgiełką.
– Za wcześnie tytułujesz mnie senatorem, John – zauważył Morgan.
– Masz tę godność w kieszeni – zapewnił Walters. – Z moich sondaży wynika, że zdobędziesz co najmniej siedemdziesiąt procent głosów.
– Jeśli mu w tym nie przeszkodzi “Los Angeles Sun” – wtrąciła Sybil Morgan.
– Chyba żartujesz, siostrzyczko – John Walters delektował się cygarem. – Ktoś czeka na mój telefon. Wyobrażacie sobie ten szum w redakcji, kiedy okaże się, że fotografia z moim siostrzeńcem jako członkiem gangu to obrzydliwy falsyfikat? Będą musieli przerobić całą pierwszą kolumnę i zamieścić przeprosiny.
– Przyznajesz więc, że to zdjęcie jest fałszywką – powiedział Morgan.
– Jak mógłbym uwierzyć, że Victor należy do Ognistych Demonów? Przecież znam go od urodzenia. Trochę narwany i z fantazją, jak jego mamusia, ale złote serce.
– Mimo to dopuściłbyś do publikacji – zauważa ta chłodno Sybil.
John Walters przestał się uśmiechać. Jego nalana twarz zesztywniała.
– Nie jestem redaktorem gazety – rzucił. – Rozmawiamy o interesach.
– Jak byś nazwał interes ze sfałszowaniem fotografii własnego siostrzeńca i szantażowaniem męża rodzonej siostry? – zapytała Sybil Morgan, patrząc Waltersowi prosto w oczy.
Walters wytrzymał to spojrzenie. Nawet się nie zmieszał.
– Jestem tylko pośrednikiem, który chciał wam oszczędzić poważnych kłopotów – powiedział sucho. – Interes to interes. Sądziłem, że zapraszacie mnie tutaj, żebyśmy doszli do porozumienia.
– Wkrótce dojdziemy – zapewnił Martin Morgan. – Gwarantujesz, że zdjęcie Victora w stroju Ognistych Demonów nie ukaże się w jutrzejszej gazecie?
– Masz moje słowo.
– Dlaczego użyliście Victora do tej gry?
– Kochamy nasze dzieci – odparł John Walters, uśmiechając się, znowu rozluźniony. – Dla nich zrobimy wszystko. Jak widać, miałem rację, rozumując w ten sposób, drogi senatorze Morgan.
Sybil Morgan powoli sięgnęła po szklankę z sokiem pomarańczowym. Wypiła łyk.
– Nie wierzę, że jesteś pośrednikiem – powiedziała. – To ty kazałeś wmontować twarz Victora w zdjęcie z ekscesów. Ty je przesłałeś do redakcji “Los Angeles Sun” i dlatego możesz wstrzymać druk. Ty szantażujesz Martina, by wymusić na nim poparcie dla projektu budowy w Błękitnej Dolinie.
– Nikt mi tego nie udowodni – uśmiechnął się krzywo John Walters.
– Ja udowodnię.
Walters odwrócił się i zobaczył w progu biblioteki młodzieńca z ciemną czupryną, o sympatycznej pucołowatej twarzy i brązowych poważnych oczach.
– Kto to jest? – zwrócił się do siostry.
– Jupiter Jones – przedstawił się młodzieniec. – A to są moi dwaj partnerzy, Bob Andrews i Pete Crenshaw.
Wszyscy trzej weszli do biblioteki. Nie sami: towarzyszył im prokurator okręgowy Bili Norton. Drzwiami z drugiej strony nadeszli równocześnie Angela i Victor.
– Co to za przedstawienie? – rzucił ostro John Walters.
Państwo Morgan nie wyglądali na zaskoczonych. Victor i Angela usiedli przy nich na kanapie. Trzej Detektywi i Norton stanęli pod regałami naprzeciw Waltersa.
– Spektakl z niespodziankami, panie Walters – odpowiedział Jupe. – Pierwsza niespodzianka dla pana to nasza tutaj obecność. Czy nie powinniśmy teraz siedzieć pod kluczem w opuszczonej kopalni Black Hill? Pańscy ochroniarze oraz Peter York nie spisali się najlepiej.
– Co za brednie wygaduje ten smarkacz? – obruszył się Walters, próbując wstać z fotela.
– Proszę pozostać na miejscu, panie Walters – osadził go zdecydowanie prokurator Norton. – Dopiero zaczynamy przedstawienie.
– Będzie miało kilka aktów – podchwycił Jupiter. – Na razie pomińmy prolog i zacznijmy od aktu pierwszego. Akcja toczy się w małej restauracyjce “Casa Italiana”. – Wyjął z kieszeni miniaturowy dyktafon i puścił w ruch taśmę.
“Pański szwagier ma poważny kłopot…” – rozległ się głos Petera Yorka.
“…Zanim zostaniesz u mnie dyrektorem, musisz mi przynieść te fotki. – Głosu Waltersa nie można było pomylić z żadnym innym. – Jeśli wyjdzie na jaw, że mój siostrzeniec uczestniczył w ekscesach Ognistych Demonów, Martin przegra wybory. Masz dwa dni… Morgan musi uwierzyć, że przegra wybory. Jeśli tego nie załatwisz, jest po tobie”.
John Walters siedział nieruchomo i patrzył przed siebie ze wzgardliwym uśmieszkiem, jakby to nie jego dotyczyło.
– Akt drugi to wizyta Yorka w “Hadesie” i kupno fotograf! i ze sceną z Nocy Ognistych Demonów – ciągnął Jupiter. – Dokumentacja z transakcji do wglądu, panie Walters. Ciąg dalszy to realizacja pańskiego zlecenia. Pub na przedmieściach. Peter York i niejaki Tom Spine, fotograf.
Znowu dyktafon.
Spine: “Nie dokończyliśmy interesu”.
York: “Dostałeś wszystko”.
Spine: “Nie wiedziałem, że wmontowanie buźki to taka bomba. Za podłożenie bomby ulubieńcowi Kalifornii trzeba dać więcej… Spokojnie, panie York…”
Jupe zatrzymał taśmę.
– Przejdźmy teraz do następnego aktu przedstawienia. Za moją namową pan Morgan wyznaje Yorkowi, że waha się, czy nie przyjąć propozycji Waltersa, aby poparł projekt budowy w Błękitnej Dolinie. To test. Wkrótce potem telefonuje do niego szwagier.
Start dyktafonu.
Walters: “Z pewnością wahałeś się, ale zwyciężył rozsądek. Tylko ta duma, co? Honor ci nie pozwalał do mnie zadzwonić. No więc ja dzwonię. Aby usłyszeć, że przemyślałeś propozycję i przyjmujesz warunek”.
Morgan: “A jeśli się mylisz?”
Walters: “Mam podstawę sądzić, że nie jestem w błędzie”.
Morgan: “Ta podstawa to mój sekretarz, Peter York?”
Dramatyczna pauza i głos Waltersa: “Ich cierpliwość się wyczerpuje. Pojutrze cała Kalifornia zobaczy na pierwszej stronie “Los Angeles Sun” zbira kopiącego kobietę. Ten zbir to Victor. W uniformie Ognistych Demonów. I to będzie twój żałosny koniec”.
John Walters przestał się uśmiechać. Patrzył teraz na Morgana, nie tając nienawiści.
– To ty jesteś prowokatorem! Podpuściłeś mnie i nagrałeś! W porządku. – Uspokoił się nagle, zwrócił twarz w kierunku Nortona. – Przyjmijmy, że tak było, panie prokuratorze. Czy zwrócił pan uwagę na moje słowa “Ich cierpliwość się wyczerpuje”? Ich – czyli potężnego lobby stojącego za projektem budowy w Błękitnej Dolinie. Chciałem uchronić rodzinę przed ich gniewem. Czy nie miałem moralnego prawa?
Bili Norton nie zareagował. Stał z kamienną twarzą, oparty o regał biblioteczny.
– Jakie to lobby, panie Walters? – zapytał grzecznie Jupe.
– Wielki kapitał – odparł John Walters, kierując odpowiedź do prokuratora. – W ten projekt włożono miliony dolarów. Miałem podstawy, aby obawiać się o los swoich bliskich.
– Dlatego ostrzegałeś mnie, że z Victorem stanie się nieszczęście, jeśli mój mąż nie poprze projektu? – rozległ się cichy głos Sybil Morgan.
– Mogłem się bać…
Walters nie dokończył. Patrzył na plik papierów, trzymanych w ręku przez Jupe'a.
– Kolejny akt przedstawienia to dane bankowe o inwestorach Błękitnej Doliny – zaczął Jupe. – Niestety, nie ma tu nic o żadnym lobby. Głównym udziałowcem projektu jest koncern “Stock Industries”. Ma pan w tym przedsięwzięciu siedemdziesiąt pięć procent udziałów, panie Walters. To pański koncern wykupuje grunty w Błękitnej Dolinie i rzeczywiście włożył pan w to miliony dolarów. Można sprawdzić w First National Banking System. – Zrobił krótką pauzę. – Czy mam opowiedzieć, jak wyłudza się ziemię od farmerów? Oto historia niejakiego Iry Cornfielda, kończąca się samobójstwem farmera w przeddzień zlicytowania jego farmy. Farmę wykupił “Stock Industries” z pomocą podstawionych pośredników, a historia zaczyna się od tajemniczego wykasowania zgody banku na przedłużenie terminów spłat długu…