– Jeżeli nie, to zostało zmarnowane jedno życie. Chciałem powiedzieć, jeżeli my nie mieliśmy z tym nic wspólnego.

~ My? – Casset zmarszczył z niepokojem brwi.

– Morris Panov i ja otrzymaliśmy wczoraj od Jasona Bourne'a jedno brzmiące telegramy z prośbą o stawienie się w wesołym miasteczku o wpół do dziesiątej wieczorem. Spotkanie, podobno w jakiejś nadzwyczaj ważnej sprawie, miało nastąpić przy strzelnicy, ale żadnemu z nas nie wolno było pod żadnym pozorem wcześniej się z nim kontaktować. Obaj niezależnie od siebie doszliśmy do wniosku, że ma nam do przekazania coś, czego jego żona nie powinna wiedzieć, i chodziło mu o to, żeby jej nie niepokoić. Zjawiliśmy się na miejscu niemal jednocześnie, ale ja pierwszy zobaczyłem Panova i stwierdziłem, że coś się tu nie zgadza. Wydawało się logiczne, żeby najpierw spotkać się, porozmawiać, a dopiero potem pójść na spotkanie. Tymczasem zabroniono nam tego zrobić. Uznałem, że sprawa jest śmierdząca, i zrobiłem wszystko, żeby korzystając z zamieszania, jak najszybciej nas stamtąd wyciągnąć.

– Wywołałeś w tłumie panikę – domyślił się Casset

– Tylko to przyszło mi do głowy i tylko do tego nadaje się ta przeklęta laska, nie licząc oczywiście podtrzymywania mnie w pozycji pionowej. Waliłem we wszystkie kolana, piszczele, brzuchy i cycki, jakie nawinęły mi się pod rękę. Udało nam się uciec, ale ta nieszczęsna kobieta została zabita.

– Jak sądzisz, o co mogło chodzić? – zapytał Valentino.

– Nie mam pojęcia, Val. Nie ulega wątpliwości, że to była pułapka, ale jaka? Jeśli to, co myślałem wtedy i co myślę teraz, ma jakikolwiek sens, to w jaki sposób wynajęty zabójca mógł chybić z tak niewielkiej odległości? Strzelano z miejsca położonego w lewo i w górę ode mnie, lecz położenie ciała kobiety i duża ilość krwi świadczą o tym, że została trafiona w ruchu. Morderca nie stał przy strzelnicy, bo broń jest tam przykuta łańcuchami do lady, a poza tym taką ranę może spowodować tylko pocisk dużego kalibru, nie te ich zabawki. Jeżeli zabójca chciał sprzątnąć Morrisa albo mnie, nie chybiłby aż tak bardzo, zakładając oczywiście, że moje rozumowanie jest prawidłowe.

– Czy myśli pan o Carlosie, panie Conklin? – zapytał dyrektor CIA.

– Carlos? – wykrzyknął DeSole. – A cóż, na litość boską, Carlos może mieć wspólnego z zabójstwem w Baltimore?

– Jason Bourne – odpowiedział mu krótko Casset

– Tak, wiem, ale to wszystko nie trzyma się kupy! Bourne był zabójcą, który przeniósł się z Azji do Europy, rzucił wyzwanie Szakalowi i przegiął, a następnie, jak sam pan to przed chwilą powiedział, sir, wrócił na Daleki

Wschód, gdzie zginął cztery czy pięć lat temu… Tymczasem Aleks mówi o nim jak o kimś żywym, od kogo on i Panov dostali telegramy… Na Boga, co mogą mieć wspólnego z wczorajszym wieczorem martwy zabójca i najbardziej nieuchwytny terrorysta na świecie?

– Nie było cię tutaj kilka minut temu, Steve – odparł spokojnie Casset. – Wygląda na to, że mogą mieć, i to bardzo dużo.

– W takim razie przepraszam.

– Wydaje mi się, że powinien pan zacząć od początku, panie Conklin – odezwał się dyrektor. – Kim właściwie jest Jason Bourne?

– Człowiekiem, który nigdy nie istniał – odparł emerytowany oficer wywiadu.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: