– A znalazłeś broń szefa?

– Nie.

– Dobry raport – pochwaliła Holly. – Teraz na podstawie znalezionego materiału dowodowego zrekonstruuj przebieg wydarzeń.

– Moim zdaniem szef zatrzymał jakiś samochód, może za naruszenie przepisów, a może dlatego, że coś wzbudziło jego podejrzenia, i sytuacja wymknęła się spod kontroli. Strzelili do niego, zabrali mu broń i odjechali.

– Tak po prostu?

– Tak po prostu.

– Użyłeś liczby mnogiej. Był więcej niż jeden sprawca?

– Jeden, może dwóch. Nie można określić.

– Myślisz, że ich znał?

– Możliwe, ale nie ma na to dowodów.

– Kiedy ty kogoś zatrzymujesz, jak to się zwykle odbywa? Czy zatrzymany wysiada z samochodu?

– Na ogół nie. Zwykle tylko opuszcza szybę.

– Co byś zrobił, gdybyś zatrzymał samochód z kierowcą i pasażerem i obaj by wysiedli?

– Cofnąłbym się i kazał im położyć ręce na masce.

– Czy szef nie postąpiłby podobnie?

– Chyba że ich znał. Rozumiem, do czego pani zmierza.

– Doszło do szamotaniny.

– Nie zauważyłem niczego, co by na to wskazywało.

– Maska wozu została porysowana. Podejrzewam, że przez kajdanki, które szef nosił przy pasie. Ktoś go uderzył, pchnął na samochód, a szef się bronił.

– Jak pani do tego doszła?

– Szef ma siniaki na twarzy i piersiach, jak po bijatyce. I dwa złamane paznokcie. Nie złamałby sobie paznokci, gdy uderzył kogoś pięścią. Prawdopodobnie w czasie szamotaniny złapał napastnika za ubranie.

– A dlaczego nie użył pistoletu?

– Bo znał tych ludzi i nie spodziewał się kłopotów.

– Więc jest pani pewna, że było ich dwóch?

– Znasz szefa. Czy sądzisz, że jeden facet zdołałby pobić go i postrzelić?

– Racja – mruknął Hurst z zakłopotaną miną. – To naprawdę twardy gość.

– Rozmawiałam z nim wczoraj wieczorem o wpół do ósmej. Powiedział, że jest z kimś umówiony.

– Ale czemu miałby się z tym kimś umawiać na poboczu drogi?

– To bez sensu, prawda? Może jechał na spotkanie i ktoś go zatrzymał – ktoś znajomy.

– To możliwe.

– Potem wzięli strzelbę z jego wozu, przyjechali tutaj i zabili Hanka Doherty’ego.

– Możliwe.

– Bob, czy znasz jakieś powody, dla których ktoś chciałby zabić szefa?

Pokręcił przecząco głową.

– Nie. Nie słyszałem, żeby miał z kimś na pieńku.

– A może prowadził jakieś dochodzenie, które mogłoby się okazać niebezpieczne?

Hurst znów zaprzeczył ruchem głowy.

– Nic mi o tym nie wiadomo. Ale szef nigdy nie mówił o sprawach, które sam prowadził.

– Czy mógł się komuś zwierzyć?

– Może Hankowi Doherty’emu.

– Dobrze. Możesz wracać i sporządzić raport. Przejrzę go później i dodam to, co uznam za ważne.

– To na razie. – Hurst wstał i wyszedł.

Holly sięgnęła po list od córki Hanka Doherty’ego i zadzwoniła pod numer umieszczony w nagłówku. Odebrała kobieta.

– Słucham?

– Pani Warner?

– Tak.

– Czy Hank Doherty to pani ojciec?

– Tak. Kto mówi?

– Holly Barker, zastępca komendanta policji z Orchid Beach na Florydzie. Przykro mi, mam złe wieści.

8

Holly i Jimmy wrócili na komisariat. Zabrali ze sobą Daisy. Suka siedziała sztywno na tylnym siedzeniu i wyglądała przez okno. Wysiadając z samochodu, Holly zwróciła się do Jimmy’ego:

– Zostań z Daisy, dobrze? Wydaje się, że twoje towarzystwo dobrze jej robi, a nie chcę zostawiać jej samej w aucie.

– Jasne, szefie, z przyjemnością. Ona mi wcale nie przeszkadza.

Ledwie Holly zdążyła usiąść za biurkiem, do gabinetu weszli Jane Grey i Hurd Wallace. Opowiedziała im, co zaszło w domku Hanka Doherty’ego. Hurd tylko pokiwał głową i wrócił do swojego biura, a Jane rozpłakała się.

– To potworne – wyjąkała przez łzy. – Po prostu nie mogę w to uwierzyć.

– Tak, to straszne – powiedziała Holly. – Masz już jakieś wiadomości z balistyki?

– Nie, powinny nadejść jutro po południu.

– A od doktora Harpera?

– Jeszcze nic.

– Znasz numer do szpitala?

– Połączę cię.

Kiedy Jane uzyskała połączenie, podała słuchawkę Holly.

– Mogę mówić z doktorem Greenem? Tu Holly Barker, zastępca komendanta z policji Orchid Beach.

Po chwili usłyszała głos lekarza:

– Tak?

– Czy zaszły jakieś zmiany w stanie Cheta Marleya?

– Na razie nie. I prawdę mówiąc, zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Nadal jest w śpiączce. Środki znieczulające już dawno przestały działać.

– Dziękuję, doktorze. Proszę mnie informować na bieżąco. – Odłożyła słuchawkę.

– I co? – zapytała Jane.

– Jeszcze nic. Nadal jest w śpiączce. Jane, przygotuj komunikat dla prasy i przefaksuj do wszystkich lokalnych mediów. Napisz, że poszukujemy osób, które między jedenastą a jedenastą dwadzieścia ubiegłej nocy przejeżdżały trasą A1A i widziały dwa samochody na poboczu.

– Rozumiem. Ach, byłabym zapomniała, dzwonił Charlie Peterson. Radni przeznaczyli dziesięć tysięcy dolarów na nagrodę za informacje, które doprowadzą do aresztowania i skazania sprawcy.

– Doskonale, umieść to w komunikacie.

– Hank Doherty miał córkę.

– Już z nią rozmawiałam, będzie tu jutro. Jeśli pojawi się pod moją nieobecność, znajdź mnie. Chciałabym się z nią spotkać.

– Co się stało z Daisy?

– Jest na parkingu z Jimmym Weathersem. Zabiorę ją do domu na noc. Nie chciałabym oddawać jej do schroniska. To bardzo bystre i wrażliwe stworzenie.

– Jest cudowna. Hank często przyprowadzał ją na komisariat, choć ostatni raz był tu całe miesiące temu.

Holly zerknęła na zegarek.

– Myślę, że na dziś wystarczy. Ty też idź do domu, gdy tylko przygotujesz oświadczenie.

– Dobrze.

Zabrzęczał telefon na biurku. Holly podniosła słuchawkę.

– Doktor Harper do pani.

– Dziękuję. – Przełączyła rozmowę. – Doktorze?

– Dobry wieczór, szefie. Właśnie skończyłem.

– I co?

– Zginął późnym wieczorem albo w nocy, powiedzmy między dwudziestą trzecią a trzecią. Śmierć nastąpiła natychmiast.

– Jakieś ślady szamotaniny? Coś pod paznokciami?

– Tylko brud. Żadnych obrażeń, pomijając ranę postrzałową. To wystarczyło.

– Czy jeszcze o czymś powinnam wiedzieć?

– Miał dwa i dwie dziesiąte promila alkoholu we krwi, ale u Hanka nie było to niczym niezwykłym. Miał wątrobę wielkości arbuza i twardą jak marmur, co też mnie nie dziwi. Za parę miesięcy i tak by umarł z powodu marskości.

– Dziękuję, doktorze. – Holly odłożyła słuchawkę i zwróciła się do Jane: – Autopsja niczego nie wniosła. Czy znasz sprzątaczkę Hanka?

– Pewnie, pracowała też u szefa.

– Zadzwoń do niej i poproś, żeby przyszła do domu Hanka i posprzątała w gabinecie. Nie chcę, żeby jego córka zobaczyła krew.

– Oczywiście.

Holly wstała.

– Wychodzę. Powiadom dyżurnych, że mają do mnie dzwonić, jeśli wyskoczy coś nowego.

W drodze do domu zatrzymała się przy biurze Jerry’ego Malone’a i przedstawiła mu Daisy.

– Mogę zatrzymać psa na noc? – spytała.

– Oczywiście – odparł Malone. – Wiele osób ma zwierzaki.

Życzyła mu dobrej nocy i pojechała do swojej przyczepy. Daisy wyskoczyła z samochodu i z zaciekawieniem rozejrzała się po terenie. Obwąchała krzaki i wyciągnęła nos w stronę rzeki. Holly wyłożyła do miski karmę, którą zabrała z domu Hanka, a obok postawiła miskę wody. Daisy natychmiast zabrała się do jedzenia. Rozpacz nie umniejszyła psiego apetytu. Zadzwonił telefon.

– O Boże – westchnęła Holly. Co prawda prosiła, aby w razie czego dzwonić, ale miała nadzieję na spokojny wieczór. Usiadła na łóżku i sięgnęła po telefon. – Słucham?

– Cześć, mała – usłyszała głos ojca.

– Cześć, Ham.

– Jak minął pierwszy dzień?

– Ham, nie uwierzysz. Chet Marley i Hank Doherty zostali postrzeleni ubiegłej nocy, prawdopodobnie przez tę samą osobę. Chet jest w śpiączce, a Hank nie żyje.

Po drugiej stronie linii zapadła długa cisza.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: