Wyszli na Dziewiętnastą Ulicę i skierowali się w stronę Pierwszej Avenue. Laurie podniosła kołnierz. Od East River wiał nieprzyjemny wiatr, temperatura wynosiła około minus pięciu stopni.

– Dlaczego uważasz, że są w to wplątani gangsterzy? – zapytał.

– Nie trzeba być noblistą, żeby to wywnioskować – odpowiedziała. Pomachała ręką na przejeżdżającą taksówkę, ale samochód nawet nie zwolnił. – Franconi miał świadczyć w procesie jako świadek koronny. Szefowie organizacji Vaccarro wściekli się albo przestraszyli, a może jedno i drugie. To stara historia.

– Więc go zabili – powiedział Jack. – Po co wykradli ciało?

Laurie wzruszyła ramionami.

– Nie zamierzam twierdzić, że potrafię wyjaśnić każde posunięcie mafii. Nie wiem, dlaczego zabrali ciało. Może chcieli urządzić mu odpowiedni pogrzeb. Może obawiali się, że autopsja mogłaby naprowadzić na ślad prawdziwych morderców. Do diabła, nie wiem. Ale koniec końców, nie ma znaczenia dlaczego.

– Mam przeczucie, że "dlaczego" jest ważne – stwierdził Jack. – Mieszanie się w to, to chodzenie po cienkim lodzie.

– Możliwe – odpowiedziała i znowu wzruszyła ramionami. – Zostałam wciągnięta w sprawę, i już. Poza tym, problem wziął się pewnie stąd, że w tej chwili moim głównym obiektem zainteresowań jest praca.

– Mamy wolną taksówkę – zauważył Jack, starannie unikając podtrzymania rozmowy na poruszony przez Laurie temat. Rozumiał, czym to się mogło skończyć, a nie miał najmniejszej ochoty na wywoływanie kwestii osobistych.

Jazda na róg Trzydziestej Ulicy i Pierwszej Avenue nie trwała długo. Laurie wysiadła i z zaskoczeniem zobaczyła, że Jack robi to samo.

– Nie musisz ze mną iść – powiedziała.

– Wiem. Ale i tak idę. Na wypadek, gdybyś nie wiedziała dlaczego, powiem, że zainteresowałaś mnie.

Jack zapłacił taksówkarzowi za kurs.

Kiedy przechodzili między furgonetkami kostnicy, Laurie nadal tłumaczyła przyjacielowi, że nie ma potrzeby, aby angażował się w sprawę. Jednak rażeni weszli do budynku przez wejście od Trzydziestej Ulicy.

– Podobno łóżko wzywało – przypomniała Jackowi.

– Może poczekać. Od czasu gdy Lou opowiedział mi, jak wyjechałaś stąd w trumnie, uważam, że powinienem deptać ci po piętach.

– To była zupełnie inna sytuacja.

– O, czyżby? Wtedy również wmieszali się gangsterzy.

Chciała nadal protestować, ale uwaga Jacka była celna. Rzeczywiście, w tym względzie zachodziło wyraźne podobieństwo.

Pierwszą osobą, na którą się natknęli, był strażnik siedzący w swojej stróżówce. Carl Novak był starszym, siwiejącym, uprzejmym mężczyzną. W mundurze za dużym co najmniej o dwa numery wyglądał, jakby się niespodziewanie skurczył. Układał pasjansa, ale podniósł głowę, kiedy zobaczył wchodzących Laurie i Jacka. Zatrzymali się w otwartych drzwiach do stróżówki Carla.

– Mogę w czymś pomóc? – zapytał. Teraz dopiero rozpoznał Laurie i przeprosił, że od razu się nie zorientował.

Laurie zapytała, czy poinformowano go o zniknięciu ciała Franconiego.

– Oczywiście – odparł. – Robert Harper, szef ochrony, przyszedł do mnie do domu. Był bardzo zły i zadawał mnóstwo pytań.

Laurie szybko się zorientowała, że Carl nie rzuci wiele światła na tę tajemnicę. Uparcie twierdził, że nic nadzwyczajnego nie wydarzyło się w nocy. Przywozili i wywozili ciała tak jak co noc przez cały rok. Przyznał, że dwukrotnie opuścił posterunek, żeby skorzystać z toalety. Podkreślał, że nie zabrało mu to więcej niż kilka minut i że za każdym razem informował o zejściu z posterunku technika, Mike'a Passana.

– A co z posiłkami? – zapytała Laurie.

Carl wysunął dolną szufladę biurka i pokazał duże pudełko na lunch.

– Jem na miejscu.

Laurie podziękowała i ruszyła dalej. Jack oczywiście poszedł za nią.

– W nocy wygląda tu zupełnie inaczej – powiedział, kiedy przemierzali duży hol, zmierzając w stronę lodówek i sali autopsyjnej.

– Trochę tu ponuro bez dziennego zamieszania – przyznała Laurie.

Zajrzeli do biura kostnicy i zastali tam Mike'a Passano zajętego jakimiś dokumentami. Właśnie przywieziono ciało wyłowione z oceanu przez straż przybrzeżną. Mike podniósł wzrok znad biurka, wyczuwając czyjąś obecność.

Dopiero co przekroczył trzydziestkę, mówił z silnym akcentem z Long Island, a wyglądał na typowego Włocha z południa Italii. Był drobnej budowy, rysy twarzy jednak miał wyraźnie, wręcz ostro zarysowane. Wizerunku dopełniały ciemne włosy, ciemne oczy i śniada cera. Chociaż oboje spotykali go przy wielu okazjach, żadne z nich nigdy nie współpracowało z Mike'em.

– Przyszliście państwo obejrzeć topielca? – zapytał Mike.

– Nie – odpowiedział Jack. – A jest z nim jakiś problem?

– Nie ma żadnego problemu. Facet ma tylko niecodzienny wygląd.

– Przyszliśmy porozmawiać o zeszłej nocy – wyjaśniła Laurie.

– A o co chodzi?

Laurie zadała mu te same pytania co Carlowi. Ku swemu zaskoczeniu zauważyła, że Mike szybko się zirytował. Już miała coś na ten temat powiedzieć, gdy Jack położył jej rękę na ramieniu i poprosił, żeby wyszli do holu.

– Odpuść sobie – poradził, kiedy znaleźli się poza zasięgiem Mike'a.

– Odpuść sobie co? – zapytała. – Przecież nie atakowałam go.

– Zgoda. Wiem, że jestem ostatnią osobą, która może uchodzić za eksperta od stosunków międzyludzkich i polityki personalnej, ale według mnie Mike przyjął wybitnie defensywną postawę. Jeśli chcesz wyciągnąć z niego jakieś informacje, musisz to wziąć pod uwagę i podejść do niego ostrożniej.

Laurie zastanowiła się przez chwilę i w końcu skinęła głową.

– Może masz rację.

Wrócili do biura, ale zanim Laurie zdołała coś powiedzieć, Mike odezwał się pierwszy.

– Gdyby pani nie wiedziała, to doktor Washington zatelefonował do mnie rano i obudził mnie, a potem wypytał o wszystko. Obstalował mnie dokładnie. Ale wykonywałem tylko moją robotę i z pewnością nie miałem nic wspólnego ze znikającym ciałem.

– Przepraszam, jeśli to, co mówiłam, sugerowało jakieś podejrzenia – powiedziała. – Chciałam jedynie stwierdzić, że moim zdaniem zwłoki zginęły w czasie pana zmiany. To oczywiście nie znaczy, że pan jest za to odpowiedzialny.

– Ale tak to zabrzmiało. Przecież oprócz ochrony i woźnego jestem jedyną osobą.

– Czy wydarzyło się coś niezwykłego? – zapytała Laurie.

Mike pokręcił przecząco głową.

– Zwykła noc. Przywieźli dwa ciała i dwa ciała wyjechały.

– A te, które przywieziono? Kto je dostarczył? Nasi ludzie? – pytała dalej.

– Tak, naszą furgonetką. Jeff Cooper i Peter Molina. Oba były ze szpitala miejskiego.

– A co z tymi, które wywieziono?

– Co ma być?

– Kto po nie przyjechał?

Mike sięgnął po dziennik kostnicy, leżący w narożniku biurka i otworzył go. Wskazującym palcem przesunął w dół kolumny i zatrzymał się.

– Dom Pogrzebowy Spoletto z Ozone Park i Dom Pogrzebowy Dicksona z Summit w New Jersey.

– Jak nazywali się zmarli?

Mike znowu zerknął do księgi.

– Frank Gleason i Dorothy Kline. Ich numery identyfikacyjne 100385 i 101455. Coś jeszcze?

– Spodziewał się pan, że ktoś z tych domów pogrzebowych przyjedzie po zwłoki?

– Jasne. Jak zwykle, uprzedzili telefonicznie, że przyjadą.

– Więc wszystko czekało przygotowane?

– No pewnie. Papiery były wypisane. Musieli tylko podpisać.

– A ciała? – pytała dalej Laurie.

– Jak zawsze czekały w chłodni, wyłożone na wózkach.

Laurie spojrzała na Jacka.

– Przychodzi ci do głowy, o co jeszcze można by zapytać?

Jack wzruszył ramionami.

– Zdaje się, że uzyskałaś wszystkie podstawowe informacje, z wyjątkiem tego, o której Mike zszedł z piętra.

– Racja! – Laurie odwróciła się w stronę technika. – Carl powiedział nam, że kiedy dwa razy wychodził do toalety, kontaktował się z panem. Czy pan robi tak samo?

– Zawsze. Często jesteśmy tu sami. Ktoś musi pilnować drzwi.

– Czy ostatniej nocy na długo opuszczał pan biuro?

– Nie – odpowiedział Mike. – Nie na dłużej niż zwykle. Dwa razy na początku i półgodzinna przerwa na lunch na piętrze. Mówiłem, że to była normalna noc.

– A co z woźnymi? Kręcili się wtedy tutaj?

– Nie w czasie mojej zmiany. Tu, na dole, są raczej wieczorem. W nocy pełnią służbę na górze, chyba że dzieje się coś niezwykłego, no to wtedy możemy ich wezwać.

Laurie zastanawiała się nad dalszymi pytaniami, ale nic nie przyszło jej już do głowy.

– Dziękuję za informacje – powiedziała w końcu.

– Drobiazg – odparł Mike.

Zatrzymała się jednak w drzwiach, odwróciła i zapytała jeszcze:

– A tak w ogóle widział pan ciało Franconiego?

Przez sekundę zastanowił się i przyznał, że widział.

– W jakich okolicznościach?

– Kiedy zjawiam się w pracy, Marvin, technik z wieczornej zmiany, zawsze informuje mnie krótko, co się działo. Był zdrowo poruszony tym wszystkim. No bo tyle policji i rodzina Franconiego, i całe zamieszanie. W każdym razie pokazał mi ciało Franconiego.

– Kiedy je oglądaliście, było w lodówce sto jedenastej?

– Tak.

– Proszę mi szczerze powiedzieć – poprosiła Laurie – gdyby miał pan zgadywać, jak pańskim zdaniem ciało mogło zginąć z kostnicy?

– Nie mam zielonego pojęcia – przyznał Mike. – Jeżeli nie wyszedł o własnych siłach. – Roześmiał się, ale natychmiast skonfundowany zamilkł. – Nie zamierzałem żartować. Jestem tak samo zakłopotany jak wszyscy. Wiem jedynie to, że dwa ciała opuściły wczoraj kostnicę i sprawdziłem, że właściwe.

– Ale po tym jak Marvin pokazał panu Franconiego, nigdy więcej już go pan nie oglądał?

– Oczywiście, że nie. Po co miałbym to robić?

– Nie ma powodu. Zgoda. Wie pan może, gdzie znajdziemy kierowców furgonetek?

– Na górze, w stołówce. Tam zazwyczaj siedzą.

Laurie i Jack wsiedli do windy. Laurie zauważyła, że Jackowi kleją się oczy.

– Jesteś zmęczony – stwierdziła. – Wiem – odpowiedział.

– No to czemu nie jedziesz do domu?

– Wytrzymałem tak długo, to myślę, że dotrzymam do smutnego końca.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: