– Tak, trochę mnie to porusza – przyznała Melanie. – Ale jestem tak podekscytowana zawiłościami naukowymi i tym, co możemy zrobić dla pacjentów, że staram się nie myśleć o innych trudnościach. Poza tym nigdy nie zakładaliśmy, że będziemy musieli wszystkie wykorzystać. To raczej rodzaj ubezpieczenia, na wypadek gdyby klient ich potrzebował. Nie przyjmujemy ludzi, którzy wymagali transplantacji natychmiast i nie mogą czekać trzech lat, aż nasz dawca osiągnie optymalny wiek. Nie musimy także obcować ze zwierzętami. Żyją same na wyspie. Tak to zostało zaplanowane, żeby nikt nie zdołał się do nich przywiązać.
Kevin miał trudności z przełykaniem. Oczami wyobraźni widział smużkę dymu leniwie wijącą się w stronę ciężkiego, ołowianego nieba. Widział wystraszoną bonobo chwytającą za kamień i rzucającą nim ze śmiertelną precyzją w Pigmeja, który wyruszył na łowy.
– Jak to się nazywa, kiedy zwierzę nosi w sobie ludzkie geny? – zapytała Candace.
– Transgeniczność – odparła Melanie.
– No właśnie. Chciałabym, żeby można było używać transgenicznych świń zamiast bonobo. Ta cała procedura nie daje mi spokoju. Chociaż bardzo lubię pieniądze i podobają mi się warunki, jakie stworzyło GenSys, to jednak nie jestem pewna, czy dalej będę pracować przy tym programie.
– To z pewnością nie spodoba się firmie – zauważyła Melanie. – Pamiętaj, że podpisałaś kontrakt. Jest dla mnie jasne, że będą chcieli zatrzymać pracownika zgodnie z wcześniej podjętymi zobowiązaniami.
Candace wzruszyła ramionami.
– Zwrócę im wszystko. Mogę bez tego żyć. Przede wszystkim muszę zachować dobre samopoczucie. Czułabym się lepiej, gdyby używali do tego świń. Kiedy usypialiśmy ostatnią bonobo, mogłabym przysiąc, że próbowała się z nami porozumieć. Musieliśmy zastosować dodatkową dawkę środka uspokajającego.
– Och, dajmy już temu spokój! – zareagował niespodziewanie energicznie Kevin. Twarz mu płonęła.
Melanie szeroko otworzyła oczy.
– A w ciebie co za diabeł wstąpił?
Kevin natychmiast się uspokoił i przeprosił za wybuch.
– Przepraszam. – Serce ciągle mu waliło. Nie znosił tego, że zawsze był w swych odruchach tak szczery i łatwy do przejrzenia, a w każdym razie zdawało mu się, że tak jest. Melanie spojrzała znacząco na Candace, ale ta zdawała się tego nie dostrzegać. Patrzyła na Kevina.
– Mam wrażenie, że czujesz to samo co ja – zauważyła Candace.
Kevin głośno wypuścił powietrze i szybko ugryzł hamburgera, żeby nie powiedzieć czegoś, czego mógłby potem żałować.
– Dlaczego nie chcesz o tym porozmawiać? – naciskała Candace.
Kevin pokręcił głową, przeżuwając kęs hamburgera. Domyślał się, że jest czerwony jak burak.
– Nie martw się nim. Wróci do siebie – pocieszyła koleżankę Melanie.
Candace spojrzała teraz na nią.
– Bonobo są tak ludzkie – powiedziała, wracając do przerwanej rozmowy – że właściwie nie powinniśmy się dziwić tej maleńkiej, półtoraprocentowej różnicy w genotypie. Ale coś mi przyszło do głowy. Moi drodzy, jeżeli tak łatwo przenosicie krótsze ramię chromosomu szóstego czy inne małe segmenty ludzkiego DNA do komórek bonobo, to jak wam się zdaje, z jakim procentem mamy wtedy do czynienia?
Melanie spojrzała na Kevina, robiąc równocześnie rachunek w myślach. Zmarszczyła czoło.
– Hmmm – mruknęła pod nosem. – To ciekawe pytanie. W grę wchodzi pewnie ponad dwa procent.
– Tak, ale te półtora procent nie mieści się wyłącznie w krótkim ramieniu szóstego chromosomu – niemal warknął Kevin.
– Hola, miły panie, wyluzuj się – Melanie starała się lekkim tonem pohamować coraz bardziej zdenerwowanego Kevina. Odstawiła sok i po przyjacielsku położyła dłoń na ramieniu kolegi. – Nie trać panowania nad sobą. My jedynie rozmawiamy. No wiesz, wymiana poglądów, taka rozrywka normalnych ludzi, siedzieć i mówić. Wiem, że dla kogoś, kto cały czas spędza z wirującymi w maszynach probówkami, takie kontakty stają się irytujące, ale mimo wszystko nie rozumiem, co takiego się stało.
Kevin westchnął. Chociaż było to wbrew jego naturze, postanowił zwierzyć się tym dwóm miłym, godnym zaufania kobietom. Przyznał, że się zdenerwował.
– Tak jakbyśmy tego nie widziały! – odparła Melanie, wywracając oczami. – A nie mógłbyś być nieco bardziej dokładny? Co cię tak wkurzyło?
– Właśnie to, o czym mówiła Candace – wyznał.
– Mówiła mnóstwo rzeczy.
– I wszystkie one świadczyć mogą, że popełniłem piramidalną pomyłkę.
Melanie cofnęła dłoń i zajrzała głęboko w ciemnobłękitne oczy Kevina.
– W jakiej sprawie?
– W dodawaniu tak dużej porcji ludzkiego DNA. Krótkie ramię szóstego chromosomu zawiera setki genów nie mających nic wspólnego z zespołem zgodności tkankowej. Powinienem raczej wyizolować wyłącznie potrzebny kompleks, a nie iść drogą na skróty.
– A więc te stworzenia otrzymują nieco więcej ludzkich protein – dopowiedziała Melanie. – A to ci dopiero historia!
– Tak się właśnie poczułem w pierwszej chwili – przyznał Kevin. – Przynajmniej do momentu, w którym wszedłem do Internetu, aby się dowiedzieć, czy ktokolwiek wie coś na temat zawartości krótkiego ramienia chromosomu szóstego. Niestety, jeden z badaczy poinformował mnie, że znajduje się tam spory segment genów ewolucyjnych. No i teraz zupełnie nie wiem, co stworzyłem.
– Ależ oczywiście, że wiesz – zaprzeczyła Candace. – Stworzyłeś transgeniczną małpę.
– To wiem – odpowiedział Kevin, a jego oczy płonęły. Zaczął szybko oddychać, na jego czole pojawiły się krople potu. – Ale obawiam się, że przekroczyłem granicę.