ROZDZIAŁ 8

Byłam już bardzo spóźniona, kiedy wchodziłam tylnymi drzwiami do swojego domu. Podeszłam szybko do skrzynek na listy i wyjęłam korespondencję. Rachunek za telefon, stos bezwartościowych przesyłek i koperta z agencji RangeMan Enterprises. Moja ciekawość wzięła górę nad pragnieniem punktualności i nie czekając, rozdarłam kopertę. Agencja RangeMan Enterprise to nikt inny, jak Ricardo Carlos Manoso. Szerzej znany jako Komandos. Oficjalnie RangeMan.

Był to czek podpisany przez księgowego Komandosa, czyli honorarium za dwie roboty, które spieprzyłam. Dręczyło mnie przez chwilę poczucie winy, ale szybko je stłumiłam. Nie miałam w tej chwili czasu na wyrzuty sumienia.

Popędziłam na górę, wskoczyłam pod prysznic i umyłam się w rekordowym tempie. Potem zrobiłam sobie fryzurę w stylu wielka, miękka, załamana fala, paznokciom nadałam naturalny, lekko matowy błysk, a rzęsy musnęłam tuszem. Małą czarną umieściłam na swoim miejscu, obejrzałam się w lustrze i doszłam do wniosku, że wyglądam zabójczo dobrze.

Do małej, wyszywanej perłami torebki koperty wrzuciłam kilka drobiazgów, na uszy założyłam długie, wiszące klipsy z kryształu górskiego, a na palec wsunęłam pierścionek z fałszywym diamentem. Moje mieszkanie wychodzi na parking, a okno sypialni na schody pożarowe. Nowocześniejsze budynki mają balkony zamiast schodów. Jednak czynsz jest tam wyższy o dwadzieścia pięć dolarów niż u mnie, więc nie mam nic przeciwko schodom.

Jedyny problem w tym, że ludzie mogą wchodzić po nich na górę, nie tylko schodzić na dół. Teraz, gdy Ramirez znów się pojawił, sprawdzałam okno w sypialni czternaście razy na dobę, by się upewnić, że jest odpowiednio zamknięte. A przed wyjściem z domu zawsze odsuwałam zasłony. Po powrocie mogłam się od razu zorientować, czy ktoś nie wybił szyby.

Poszłam do kuchni pożegnać się z Reksem. Dałam mu zieloną fasolkę z moich resztek i powiedziałam, by się nie martwił, jeśli wrócę późno. Przyglądał mi się przez mgnienie oka, potem wziął odrobinę i zaniósł do swojej puszki.

Nie patrz tak na mnie – powiedziałam. – Nie zamierzam się z nim przespać.

Spojrzałam w dół, na małą czarną z dużym dekoltem i obcisłym, króciutkim dołem. Kogo chciałam oszukać? Mo-relli zdjąłby ze mnie tę kieckę w mgnieniu oka. Będziemy mieli szczęście, jeśli w ogóle dotrzemy na ten ślub. Czy tego właśnie chciałam? Cholera. Nie wiedziałam, czego chcę.

Pobiegłam z powrotem do sypialni, zsunęłam z nóg buty i zrzuciłam czarną sukienkę. Przymierzyłam po kolei beżowy kostium, czerwoną sukienkę z dzianiny, suknię wieczorową w kolorze moreli i szary jedwabny kostium. Zagłębiłam się jeszcze bardziej w garderobę i wyciągnęłam sukienkę ze sztucznego jedwabiu. Miała zielonkawy odcień błękitu z maleńkim różowym nadrukiem i spódniczkę, miękką i zwiewną. Nie wydawała się tak gorąca jak ta czarna, a jednocześnie była dyskretnie i romantycznie sexy. Zmieniłam rajstopy, wyrzuciłam klipsy, wciągnęłam przez głowę sukienkę, a na nogi wsunęłam buty na niskim obcasie. Na końcu przełożyłam zawartość czarnej wieczorowej koperty do niewielkiej beżowej torby.

Zapinałam właśnie ostatni guzik przy sukience, kiedy odezwał się dzwonek u drzwi. Chwyciłam sweter i pobiegłam otworzyć. Na korytarzu nie było nikogo. Jestem niżej.

Był to Randy Briggs.

Dlaczego nie siedzisz w więzieniu?

Wpłaciłem kaucję – odparł. – Ponownie. A dzięki tobie nie mam gdzie mieszkać.

Zechcesz to powtórzyć?

Zniszczyłaś mi drzwi, a kiedy byłem w więzieniu, przyszli złodzieje i okradli mi mieszkanie. Zwędzili wszystko i podpalili tapczan. Nie mam gdzie się podziać na czas remontu. A kiedy twój kuzyn wpłacał za mnie kaucję, to powiedział, że muszę się gdzieś zameldować. No więc jestem.

Yinnie cię tu przysłał?

Tak. Niezły numer, co? Pomożesz mi wnieść rzeczy? Wyjrzałam na korytarz. Briggs miał ze sobą dwie duże walizy. Stały oparte o ścianę.

Ty tu nie mieszkasz – poinformowałam go. – Jesteś stuknięty, jeśli pomyślałeś choć przez chwilę, że pozwolę ci tutaj zostać.

Słuchaj, ślicznotko, mnie też się to nie podoba. I możesz mi wierzyć, wyprowadzę się tak szybko, jak to tylko możliwe. – Przecisnął się obok mnie, wlokąc za sobą jedną walizę. – Gdzie moja sypialnia?

Nie masz sypialni – wyjaśniłam. – To mieszkanie z jedną sypialnią. Moją sypialnią.

Chryste – westchnął. – Kiedy ostatni raz miałaś chłopa? Musisz się trochę rozluźnić. Chwycił drugą walizkę za ucho.

Stop! – zawołałam, blokując wejście. – Nie mieszkasz tutaj. Nie jesteś nawet z wizytą.

Ale na moich dokumentach widnieje twój adres. Zadzwoń do swojego kaprawego kuzynka i spytaj. Chcesz naruszyć warunki umowy? Masz ochotę znów mnie ścigać?

Nie ruszyłam się z miejsca.

To tylko na kilka dni. Muszą położyć nową wykładzinę i wstawić drzwi. Mam tymczasem robotę do odwalenia. Już jestem spóźniony, i to przez ciebie.

Nie mam czasu stać tu i wykłócać się z tobą. Wychodzę. Wykluczone, żebyś został sam w mieszkaniu.

Pochylił głowę i wcisnął się do środka.

Nie martw się. Nie zamierzam oddać do lombardu twoich sreber. Potrzebuję tylko miejsca do pracy.

Położył walizkę na boku, rozpiął zamek błyskawiczny i wyjął przenośny komputer, który umieścił na stoliku do kawy. Cholera.

Zadzwoniłam pod numer domowy Yinniego.

Co to za historia z Briggsem? – spytałam.

Potrzebował jakiegoś lokum, więc pomyślałem o tobie. Przypilnujesz go.

Zwariowałeś?

To tylko na parę dni, dopóki nie wstawią mu drzwi. Zdrowo za nie oberwałem, tak na marginesie. W końcu je zniszczyłaś.

Nie zajmuję się niańczeniem naszych klientów.

Jest nieszkodliwy. To tylko mały facet. Odgrażał się poza tym, że poda nas do sądu za naruszenie swobód obywatelskich. I jeśli postawi na swoim, to nie wyjdziesz na tym dobrze. Stłukłaś go na kwaśne jabłko.

Nieprawda!

Słuchaj, muszę kończyć. Udobruchaj go jakoś.

Yinnie rozłączył się.

Briggs siedział na kanapie i odpalał swój komputer. Wyglądał nawet sympatycznie z tymi swoimi nóżkami, które wisiały w powietrzu. Przypominał dużą niezgrabną lalkę o pokiereszowanej twarzy. Na złamanym nosie miał plaster, a pod okiem pięknego siniaka. Nie przypuszczałam, by mógł wygrać w sądzie, ale na wszelki wypadek wolałam tego nie sprawdzać.

Kiepski moment sobie wybrałeś – powiedziałam. -Mam ważne spotkanie.

Pewnie, założę się, że to wielkie wydarzenie w twoim życiu. A tak mówiąc między nami, ta sukienka jest do niczego.

Lubię ją. Jest romantyczna.

Mężczyźni nie lubią, jak jest romantycznie, siostro. Mężczyźni lubią, jak jest sexy. Coś krótkiego i obcisłego.

Coś, co nie sprawia kłopotów. Nie chcę powiedzieć, że ja akurat taki jestem… Mówię tylko, jacy są mężczyźni.

Usłyszałam, jak na korytarzu rozsuwają się drzwi od windy. Morelli. Chwyciłam sweter i torbę, po czym ruszyłam do drzwi.

Niczego nie dotykaj – uprzedziłam. – Kiedy wrócę, dokładnie obejrzę mieszkanie. Módl się, żeby wszystko było na swoim miejscu.

Kładę się wcześnie, więc nie hałasuj, jak wrócisz późno. Choć sądząc po tej sukience, to chyba nie muszę się martwić, że spędzisz noc z tym facetem.

Spotkałam Morellego na korytarzu.

Hm. – Pokiwał na mój widok głową. – Ładnie wyglądasz, choć spodziewałem się czegoś innego.

Ja ze swej strony nie mogłam powiedzieć tego samego. Wyglądał dokładnie tak, jak się spodziewałam. Można by go schrupać. Ciemny garnitur z gabardyny w stylu kalifornijskim, niebieska koszula, fantastyczny krawat. Czarne włoskie buty.

A czego się spodziewałeś? – spytałam.

Wyższych obcasów, krótszej spódniczki, więcej piersi. Niech szlag trafi tego Briggsa.

Mam coś takiego – powiedziałam. – Ale musiałabym wziąć małą czarną torebkę, a nie mieści się w niej telefon i pager.

To ślub – przypomniał Morelli. – Nie potrzebujesz telefonu ani pagera.

Ty masz pager przy pasku.

W związku ze sprawą. Jesteśmy już na finiszu, a nie chcę przegapić najlepszego. Pracuję z dwoma facetami ze skarbówki, przy których wyglądam jak harcerzyk.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: