· Mam wasz numer rejestracyjny – oznajmiła mama. – Jeśli mojej córce cokolwiek się stanie, zadzwonię na policję.

Mitchell nacisnął guzik i okno zamknęło się.

· Przecież ty nawet nie masz broni, prawda? – zapytałam mamę.

· Powiedziałam tak, żeby ich nastraszyć.

· Hm. Dzięki. Myślę, że teraz wszystko będzie w porządku.

· Ojciec mógłby uruchomić swoje znajomości i załatwić ci dobrą posadę w zakładach Personal Products -powiedziała mama. – Córka Evelyn Nagy tam pracuje i ma trzytygodniowy płatny urlop.

Spróbowałam wyobrazić sobie Cudowną Kobietę, pracującą przy linii produkcyjnej w fabryce Personal Products, ale nie był to pociągający obraz.

· Nie wiem – zawahałam się. – Nie sądzę, żeby moja przyszłość była związana z Personal Products. – Wsiadłam do Wielkiego Błękitu i pomachałam mamie na pożegnanie.

Jeszcze raz spojrzała groźnie na Mitchella i wróciła do domu.

· Przechodzi klimaterium – powiedziałam do Boba. -Łatwo się denerwuje. Nie ma się czym martwić.

rozdział 7

W końcu pojechałam do biura, a za mną Mitchell i Habib, którzy cały czas siedzieli mi na ogonie.

Kiedy Bob i ja stanęliśmy w drzwiach, Lula wyjrzała przez okno.

· Wygląda na to, że ci dwaj idioci mają latający dywan.

· Tak. Włóczą się za mną od świtu. Mówią, że ich szef traci cierpliwość do szukania Komandosa.

· Nie tylko on – powiedział Yinnie ze swojego gabinetu. – Joyce znalazła jeden cholerny znak zapytania, a ja czuję, jak rośnie mi wrzód. Nie mówiąc o tym, że mogę stracić grubą forsę za Morrisa Munsona. Lepiej zabieraj się stąd i znajdź tego psychola.

Na całe szczęście Munson na pewno dotarł już do Tybetu i nigdy go nie znajdę.

· Coś nowego? – zapytałam Connie.

· Nic, o czym chciałabyś wiedzieć.

· Powiedz jej. To jest dobre – powiedziała Lula.

· Wczoraj w nocy Yinnie wykupił gościa, który nazywa się Douglas Kruper. Kruper sprzedał samochód piętnastoletniej córce jednego z szanowanych senatorów naszego stanu. Wracając do domu nowo kupionym samochodem, dzieciak dał się złapać za jazdę na czerwonym świetle i bez prawa jazdy, i okazało się, że samochód jest kradziony. A teraz najlepsze. Napisano, że ten samochód to rollswagen. Czy przypadkiem nie znasz kogoś, kto nazywa się Douglas Kruper?

· Znany także jako Diler – powiedziałam. – Chodziłam z nim do szkoły.

· No cóż, przez jakiś czas nie będzie mógł robić interesów.

· Jak się zachowywał, kiedy go aresztowali? – zapytałam Yinniego.

· Płakał jak dziecko – odparł Yinnie. – To było niesmaczne. Przyniósł wstyd wszystkim przestępcom.

Dla świętego spokoju podeszłam do szafy z aktami, żeby sprawdzić, czy mamy coś na temat Cynthii Lot-te. Nie byłam zbytnio zdziwiona tym, że nic nie znalazłam.

· Mam sprawę do załatwienia w mieście – poinformowałam. – Mogę zostawić tu Boba? Powinnam wrócić za jakąś godzinę.

· Pod warunkiem, że nie wejdzie do mojego gabinetu – odezwał się Yinnie.

· Cóż, nie mówiłbyś tak, gdyby Bob był kaczką -powiedziała Lula.

Yinnie trzasnął drzwiami i zaryglował się.

Zapewniłam Boba, że wrócę na lunch, i popędziłam do samochodu. W najbliższym bankomacie wyciągnęłam pięćdziesiąt dolarów z konta; potem pojechałam na Grant Street. Dougie miał dwie buteleczki perfum Dolce Yita, które wydawały się zbytnim luksusem, kiedy oddawałam latającą maszynę, ale może teraz, gdy miał problemy z prawem, cena spadnie. Oczywiście nie jestem osobą, która czerpie korzyści z czyjegoś nieszczęścia, ale, do cholery, tutaj chodzi o perfumy Dolce Yita.

Kiedy dojechałam do domu Dougiego, stały przed nim trzy samochody. Rozpoznałam jeden z nich, który należał do mojego przyjaciela Eddiego Gazzary. Eddie i ja dorastaliśmy razem. Teraz on jest gliną i mężem mojej kuzynki Shirley Jęczybuły. Na drugim samochodzie był identyfikator drogówki, a trzeci był piętnastoletnim cadillakiem z oryginalnym lakierem i bez cieniardzy. Nie chciałam myśleć o możliwych konsekwencjach, ale wyglądał jak samochód Louise Greeber. Co robiła tutaj jedna z przyjaciółek babci?

W środku malutki domek szeregowy był zapełniony towarem i ludźmi. Dougie kręcił się między nimi, kompletnie oszołomiony.

· Wszystko musi pójść – powiedział do mnie. – Zamykam interes.

Księżyc też tam był.

· Hej, to nie jest w porządku, facetka – zagadnął. -Ten człowiek miał interes, który się kręcił. Ma prawo prowadzić interes, prawda? Chcę przez to zapytać, gdzie się podziały jego prawa? Jasne, sprzedał kradziony samochód dzieciakowi. Hej, wszyscy popełniamy błędy. Mam rację?

· Popełniasz przestępstwo, płacisz czasem – oświadczył Gazzara, trzymając stertę levisów. – Dougie, ile za to chcesz?

Wzięłam Gazzarę na bok.

· Muszę z tobą pogadać o Komandosie.

· Allen Barnes szuka go od dłuższego czasu – rzekł Eddie.

· Czy Barnes ma jakieś dowody przeciwko Komandosowi, oprócz tej kasety wideo?

· Nie mam pojęcia. Nie jestem dopuszczony do śledztwa. Brak jakichkolwiek przecieków. Nie chcą popełnić żadnego błędu w tej sprawie.

· Czy Bames bierze pod uwagę innych podejrzanych?

· W każdym razie ja nic na ten temat nie słyszałem. Ale, jak mówiłem, nie jestem dopuszczony do sprawy. Wóz policyjny zatrzymał się na środku ulicy i weszło dwóch mundurowych.

· Słyszałem, że wyprzedajecie towar – powiedział jeden z nich. – Macie tutaj jakieś tostery?

Wyjęłam z pudła dwie buteleczki perfum i dałam Dou-giemu dziesiątaka.

· Co masz zamiar teraz robić?

· Nie wiem. Czuję się przegrany – oświadczył Dougie. – Nic mi się nie udaje. Niektórzy faceci po prostu nie mają szczęścia.

· Głowa do góry, facet – powiedział Księżyc. – Coś się znajdzie. Musisz robić tak, jak ja. Płynąć z prądem.

· Pójdę do więzienia! – zajęczał Dougie. – Wpakują mnie do więzienia!

· Słyszysz, co do ciebie mówię? – ciągnął Księżyc. -Coś się znajdzie. Pójdziesz do więzienia, to nie będziesz musiał się o nic martwić. Nie będzie trzeba płacić czynszu. Ani przejmować się rachunkami za jedzenie. Opieka dentystyczna za darmo. To ma swoją wartość, facet. Chyba nie będziesz kręcił nosem na darmowego dentystę.

Wszyscy przez chwilę wpatrywali się w Księżyca, podziwiając rozwagę jego wypowiedzi.

Przeszłam przez dom i zajrzałam na podwórze, ale nie zauważyłam ani babci, ani Louise Greeber. Pożegnałam się z Gazzara i zaczęłam się przeciskać przez tłum w stronę drzwi.

· Miło z twojej strony, że wsparłaś Dougstera – powiedział Księżyc, kiedy wychodziłam. – To było cholernie luzackie z twojej strony, facetka.

· Po prostu chciałam mieć Dolce Vita – wyjaśniłam.

Cadillac już odjechał. Latający dywan sterczał na rogu. Wsiadłam do buicka i popsikałam się perfumami, żeby zrekompensować sobie pryszcz na policzku i te beznadziejne dziurawe dżinsy. Doszłam do wniosku, że perfumy nie wystarczą, więc pociągnęłam rzęsy tuszem i spięłam włosy. Lepiej wyglądać jak dziwka z pryszczem niż jak ćwok z pryszczem.

Pojechałam do centrum, do biura mojego byłego męża, które znajdowało się w Shuman Building. Ri-chard Orr, adwokat z urzędu i skurczybyk, który lata za spódniczkami. Był młodszym wspólnikiem w spółce prawniczej Rabinowitz, Rabinowitz, Zeller i Skurczybyk. Wjechałam windą na drugie piętro i poszukałam drzwi z jego nazwiskiem wygrawerowanym złotymi literami. Nie byłam tutaj częstym gościem. Nasz rozwód nie odbył się w przyjaznej atmosferze i nie wysyłaliśmy do siebie kartek świątecznych. Raz na jakiś czas nasze drogi zawodowe krzyżowały się.

Cynthia Lotte siedziała przy biurku i wyglądała w tym swoim popielatym kostiumie i białej bluzce jak żywa reklama Ann Taylor.

Kiedy weszłam, popatrzyła na mnie z popłochem w oczach, prawdopodobnie pamiętając mnie z ostatniej wizyty, kiedy to trochę się posprzeczaliśmy z Dickiem.

· Nie ma go w biurze – powiedziała. Bóg naprawdę istnieje.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: