· No i chcą przesłuchać Komandosa. Przed tobą była tu policja. Szukają go.
· Dlaczego szukają właśnie jego? Connie rozłożyła ręce.
· Wszystko jedno, wymknął się – odpowiedział Yinnie. – A ty go znajdziesz.
Bezwiednie podniosłam głos o jeden ton:
· Zwariowałeś, czy co? Nie mam zamiaru ścigać Komandosa.
· I o to właśnie chodzi – sprecyzował Yinnie. – Nie musisz go ścigać. Sam przyjdzie. Ma coś dla ciebie.
· Nie. Nie ma mowy. Zapomnij o tym.
· W porządku – powiedział Yinnie. – Skoro nie chcesz tej roboty, to dam ją Joyce.
Joyce Barnhardt jest moim wrogiem numer jeden. Oględnie mówiąc, prędzej mnie pokręci, niż oddam jej swoją sprawę. W tym wypadku mogłabym zrobić wyjątek. Pozwólmy jej gonić w piętkę w poszukiwaniu niewidzialnego człowieka.
· Co jeszcze masz? – zapytałam Connie.
· Dwie płotki i jedno diabelnie trudne zadanie. – Podała mi trzy teczki. – Ponieważ Komandos jest nieaktualny, to parszywe zadanie jest twoje.
Szybkim ruchem otworzyłam teczkę na stronie tytułowej. Morris Munson. Aresztowany za zabójstwo w wypadku samochodowym.
· Mogło być gorzej – zauważyłam. – Gdyby był maniakalnym gwałcicielem.
· Nie przeczytałaś do końca – powiedziała Connie. -Facet przejechał ofiarę, która przypadkiem okazała się jego byłą żoną, pobił ją felgą, zgwałcił i usiłował podpalić. Został oskarżony o spowodowanie zabójstwa w wypadku samochodowym, ponieważ, zgodnie z prawem stanu facet mniej więcej w moim wieku, plus minus kilka lat różnicy; Amerykanin kubańskiego pochodzenia; jestem niemal pewna, że zabija tylko złych ludzi. Dwa tygodnie temu jakiś głupi żółtodziób aresztował go za noszenie broni bez pozwolenia. Wszyscy policjanci w Trenton znają Komandosa, wiedzą, że nosi broń bez pozwolenia, i są usatysfakcjonowani tym stanem rzeczy. Ale temu nowemu nikt o tym nie powiedział. Tak więc Komandos został schwytany i wyznaczono mu rozmowę w sądzie na wczoraj w celu udzielenia nagany. Tymczasem Yinnie wykupił Komandosa za niezły kawałek gotówki, a teraz czuł się opuszczony, bez gruntu pod nogami, zdany tylko na siebie. Najpierw Carol. Teraz Komandos. Niezbyt udany początek tygodnia.
· Coś mi tutaj nie pasuje – powiedziałam. – Coś tu nie gra. – Zrobiło mi się ciężko na sercu, ponieważ byli tacy, którzy nie mieliby nic przeciwko temu, żeby Komandos zniknął na zawsze. Dla mnie oznaczałoby to pustkę w życiu. – Komandos nie zlekceważyłby rozmowy w sądzie. Ani wiadomości wysłanej na pager.
Lula i Connie wymieniły spojrzenia.
· Słyszałaś o tym pożarze w centrum w niedzielę? -zapytała Connie. – Okazało się, że ten biurowiec należy do Alexandra Ramosa.
Alexander Ramos to handlarz, który kontroluje nielegalny przepływ broni ze swojej letniej siedziby na wybrzeżu Jersey i z zimowej fortecy w Atenach. Ma trzech dorosłych synów, z których dwaj mieszkają w Stanach: jeden w Santa Barbara, drugi w Hunterdon County. Trzeci mieszka w Rio. Wszyscy o tym wiedzą. Rodzina Ramosa była cztery razy na okładce „Newsweeka”. Spekulacje na temat powiązań Komandosa z Ramosem trwają od lat, ale nikt nie zna szczegółów. Komandos jest mistrzem w trzymaniu języka za zębami.
· No i co z tego?
· I kiedy w końcu wczoraj udało się wejść do tego budynku, znaleziono ciało najmłodszego syna Ramosa, Homera, upieczonego w biurze na trzecim piętrze. Oprócz tego, że wyglądał jak grzanka, miał w głowie wielką dziurę po kuli.
· No i?
· No i chcą przesłuchać Komandosa. Przed tobą była tu policja. Szukają go.
· Dlaczego szukają właśnie jego? Connie rozłożyła ręce.
· Wszystko jedno, wymknął się – odpowiedział Yinnie. ~ A ty go znajdziesz.
Bezwiednie podniosłam głos o jeden ton:
· Zwariowałeś, czy co? Nie mam zamiaru ścigać Komandosa.
i – I o to właśnie chodzi – sprecyzował Yinnie. – Nie musisz go ścigać. Sam przyjdzie. Ma coś dla ciebie.
· Nie. Nie ma mowy. Zapomnij o tym.
· W porządku – powiedział Yinnie. – Skoro nie chcesz tej roboty, to dam ją Joyce.
Joyce Barnhardt jest moim wrogiem numer jeden. Oględnie mówiąc, prędzej mnie pokręci, niż oddam jej swoją sprawę. W tym wypadku mogłabym zrobić wyjątek. Pozwólmy jej gonić w piętkę w poszukiwaniu niewidzialnego człowieka.
· Co jeszcze masz? – zapytałam Connie.
· Dwie płotki i jedno diabelnie trudne zadanie. – Podała mi trzy teczki. – Ponieważ Komandos jest nieaktualny, to parszywe zadanie jest twoje.
Szybkim ruchem otworzyłam teczkę na stronie tytułową. Morris Munson. Aresztowany za zabójstwo w wypadku samochodowym.
Mogło być gorzej – zauważyłam. – Gdyby był ma-aiakalnym gwałcicielem.
· Nie przeczytałaś do końca – powiedziała Connie. -Kacet przejechał ofiarę, która przypadkiem okazała się WP› byłą żoną, pobił ją felgą, zgwałcił i usiłował podpalić.
Został oskarżony o spowodowanie zabójstwa w wypadku samochodowym, ponieważ, zgodnie z prawem stanu Maine, ona już nie żyła, kiedy zaczął ją bić. Namoczył kobietę w benzynie i próbował uruchomić swoją zapalniczkę, ale właśnie przejeżdżał tamtędy wóz policyjny.
Miałam mroczki przed oczami. Osunęłam się na sofę ze skaju i włożyłam głowę między kolana.
· Wszystko w porządku? – zapytała Lula.
· To na pewno z powodu obniżonego poziomu cukru we krwi – wyjaśniłam. Cóż, taki mam zawód.
· Mogjo być gorzej – orzekła Connie. – Piszą tutaj, że nie był uzbrojony. Po prostu weźmiesz ze sobą spluwę i wszystko będzie w porządku.
· Jak oni mogli wypuścić go za kaucją!
· Zastanów się – odparła Connie. – Można się domyślić, pewnie nie mają miejsc w hotelu.
Popatrzyłam na Yinniego, który nadal stał w drzwiach swojego gabinetu.
· Wpłaciłeś kaucję za tego psychola?
· Przecież ja nie jestem sędzią, tylko biznesmenem. Nie był wcześniej notowany – wyjaśnił Yinnie. – Ma dobrą posadę w fabryce guzików. Własny dom.
· I uciekł.
· Nie stawił się w sądzie – sprostowała Connie. -Dzwoniłam do tej fabryki i dowiedziałam się, że ostatni raz widziano go we środę.
· Mają od niego jakieś wiadomości? Nie telefonował w ataku choroby?
· Nie. Dzwoniłam na jego numer domowy, ale włączyła się sekretarka.
Rzuciłam okiem na dwie pozostałe teczki. Lenny Dale, uciekł podczas akcji, oskarżony o przemoc w rodzinie. Walter, zwany Człowiekiem z Księżyca, nazwiskiem Dunphy, poszukiwany za pijaństwo, chuligaństwo i oddawanie moczu w miejscach publicznych. Wrzuciłam wszystkie trzy teczki do torby i wstałam.
· Daj mi znać na pager, jak będą jakieś wiadomości o Komandosie.
· Ostatnia szansa – powiedział Yinnie. – Słowo, że dam tę sprawę Joyce.
Wzięłam pączka z pudełka, resztę oddałam Luli i wyszłam. To był marzec i zamieć nie mogła już za bardzo szaleć. Na ulicy leżało jeszcze trochę śnieżnej bryi, a przednią i boczne szyby mojego auta pokrywała warstewka lodu. Za szybą zobaczyłam jakiś dużych rozmiarów obiekt o niewyraźnych konturach. Przyjrzałam się temu czemuś przez warstwę lodu. Bezkształtnym obiektem był Joe Morelli.
Większość kobiet miałaby z miejsca orgazm, gdyby Morelli znalazł się w ich samochodzie. Ten jego urok! Ja znam faceta niemal od zawsze i prawie nigdy nie miałam orgazmu natychmiast, gdy go zobaczyłam. Potrzebowałam przynajmniej kilku minut.
Był w butach do kostek, dżinsach i czarnej wełnianej kurtce. Spod kurtki wystawała czerwona flanelowa koszula w kratę. Pod koszulą miał czarny podkoszulek i glocka kaliber 40. Jego oczy były w kolorze dobrej whisky, a ciało – połączeniem włoskich genów i ciężkiej pracy na siłowni. Zyskał opinię człowieka, który żyje szybko, co było w pełni zasłużone, ale nieaktualne. Morelli wkładał teraz całą energię w pracę.
Wślizgnęłam się z powrotem za kierownicę, przekręciłam kluczyk w stacyjce i włączyłam ogrzewanie szyb. Jeździłam sześcioletnią niebieską hondą civic, która była idealnym środkiem transportu, ale nie nadążała za moją fantazją. Trudno być Xeną, wojowniczą księżniczką, w sześcioletniej hondzie.