Bob skrzywił się.
– Nie zdążyłem rozejrzeć się tam, Jupe. Wszystko to rozegrało się za szybko. Ale zobaczę, czy da się otworzyć jeszcze raz.
Przykucnąwszy, naparł całym ciałem na dolną część ściany. Ani drgnęła, przesunął więc ramię trochę w bok. Ozwało się ostre skrzypnięcie. Ściana ustąpiła i Bob wywrócił się na plecy.
– Włażę znowu – krzyknął. – Trzeba korzystać, póki otwarte.
Przecisnął się przez wąski otwór, a w chwilę potem jego śladem poszli Pete i Jupe.
– Fantastyczne! – zawołał Pete. – To już bardziej przypomina początek czegoś większego!
Jaskinia była bardzo szeroka i wysoka. Jej kraniec ginął gdzieś poza zasięgiem światła latarek. Ciągnęła się w głąb urwiska, prostopadle do linii brzegowej.
Trzej Detektywi skoczyli na równe nogi, aby się w niej rozejrzeć.
Usłyszeli za sobą ciche dudnienie. Obrócili się do tyłu, ale było już za późno.
Sekretne przejście zamknęło się samoczynnie!
– A niech to! – mruknął Pete. – Co za technika!
– To samo przydarzyło się Bobowi. Jestem pewien, że odkryjemy później, jak działa ten mechanizm – powiedział Jupe. – Prawdopodobnie są to jakieś proste dźwignie. Zostawmy to na razie i rozejrzyjmy się, gdzie jesteśmy.
Bob przyjrzał się wysokiemu sklepieniu.
– Ho, ho! – mruknął z uznaniem. – Jupe, popatrz, jak w kościele! To może być tunel, o którym wam mówiłem!
Jupiter skinął głową.
– Całkiem możliwe. Ale zwróć uwagę na to, że ściany i sklepienie są ze zwykłej, nie obrobionej skały, jak w każdej jaskini. Tunel, o którym czytałeś w książce, miał być prawie ukończony. Jego ściany, zrobione prawdopodobnie z betonu, byłyby bardziej wykończone, a dno wyłożone jakimiś płytami. Mógłby też mieć tory albo podłoże przygotowane do ich położenia.
Potrząsnął głową i jeszcze raz objechał wnętrze światłem latarki.
– Nie, to wygląda na zwykłą, naturalną jaskinię. Nie ma do niej wejścia z plaży ani żadnych szczelin w ścianach. Spróbujmy zobaczyć, jak ona przebiega pod skarpą. Może doprowadzi nas do tunelu, o którym wspominasz.
– Wiecie, co mi się podoba? – odezwał się Pete. – Że nie można tu wejść prosto z brzegu. A to oznacza, że nie dostanie się do niej żaden zwierz podobny do smoka!
– To znaczy, że mieliśmy szczęście – powiedział z uśmiechem Jupiter. – Bo jedna rzecz przynajmniej wydaje mi się pewna. Że ta jaskinia jest wystarczająco duża, żeby pomieścić smoka albo inną kreaturę podobnych rozmiarów.
– Dzięki za sprostowanie – mruknął Pete. – Przez krótką chwilę czułem się tu prawie bezpiecznie.
Dno jaskini było dość równe i gładkie, toteż chłopcy bez trudu przystąpili do obejrzenia jej wnętrza. Wkrótce jednak musieli się zatrzymać.
W poprzek drogi stanęła im nagle wysoka, pionowa, szara ściana.
– Koniec pieśni – powiedział Pete. – Zdaje się, że odkryliśmy największy na świecie nie używany podziemny parking!
Jupiter z zakłopotaniem zaczął skubać dolną wargę.
– Coś ci nie pasuje, Jupe? – zapytał Bob.
– Ta ściana przed nami – odparł Jupiter. – Coś mi się w niej nie podoba.
Bob i Pete obrzucili ścianę światłem swych latarek.
– Zdaje mi się, że wygląda normalnie – stwierdził Bob, kręcąc głową. – Oczywiście, jestem rozczarowany tak jak ty. Spodziewałem się…
Jupiter przymknął oczy i zamyślił się. Nie słuchał, co mówią jego przyjaciele. Przez chwilę stał nieruchomo, a potem podszedł do ściany i zaczął w nią stukać. Odszedł trochę w bok i znowu zastukał, niemal przykładając ucho do szarej powierzchni.
– Wiesz, Jupe, brzmi to dość dziwnie – powiedział Bob.
Jupiter kiwnął głową, marszcząc brwi, a potem pomaszerował na drugą stronę jaskini i jeszcze raz zastukał w skałę.
– Słyszę różnicę – powiedział w końcu. – Nie umiałbym tego dokładnie wyjaśnić, ale…
– Och, Jupe, daj temu spokój – przerwał niecierpliwie Pete. – Jeżeli nie możesz udowodnić, że to nie jest ściana, to znaczy, że ona nią jest. Chodźmy już stąd. Zaczyna mi się robić zimno.
Twarz Jupitera rozjaśniła się.
– Mam! – wykrzyknął. – Zimno! Ta ściana wcale nie jest zimna. A boczne tak. Dotknijcie sami, żeby się przekonać.
Bob i Pete pospiesznie sprawdzili jego przypuszczenia.
– Masz rację – przyznał Pete. – Ona nie jest tak chłodna jak boczne powierzchnie jaskini. Ale o czym to świadczy? Nie zapominaj, że jaskinia biegnie pod niektórymi z domów, stojących na górze. Może te domy wydzielają ciepło, które trochę ogrzewa tę ścianę.
– Ależ, Pete, ciepłe powietrze idzie do góry – powiedział Jupe.
– Tam w środku może być jeszcze jakiś inny korytarz – włączył się Bob. – Może to on doprowadza ciepło, co, Jupe?
Jupiter potrząsnął głową. Jednocześnie na jego twarzy pojawiła się dobrze im znana stanowcza mina, którą Jupiter przybierał wtedy, gdy nie zgadzał się ze swymi kolegami.
Wyciągnął scyzoryk i zaczął skrobać nim nierówną szarą powierzchnię ściany.
Pete roześmiał się.
– Zniszczysz tylko ostrze na tej skale, Jupe. Tu bardziej by się przydała laska dynamitu.
Jupiter udał, że nie słyszy uwag kolegi, i nie przestawał atakować ściany swym scyzorykiem. Popatrzył na ostrze i ujrzał przylepione do niego szare grudki.
Dopiero teraz odwrócił się do nieufnie przyglądających mu się przyjaciół. Na jego półotwartych ustach pojawił się triumfalny uśmiech tak, jakby miał im coś ważnego do zakomunikowania. Kiedy jednak spojrzał ponad ich głowami, uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Nie mam pojęcia jak – powiedział drżącym, chrapliwym głosem – ale jaskinia otwiera się za waszymi plecami!
Obaj chłopcy odwrócili się z niedowierzaniem. Przedtem nie widzieli żadnej rysy ani pęknięcia. W jaki więc sposób mogła się otworzyć?
Wytrzeszczonymi oczami zaczęli wpatrywać się w coś, co było absolutnie niemożliwe!
Jaskinia otwierała się powoli, nieustępliwie, coraz szerzej. W środku zrobiło się trochę jaśniej. Poczuli na twarzach lekki podmuch morskiego wietrzyku.
Jak skamieniali wpatrywali się w coraz większą szczelinę, w której pojawił się już mglisty zarys plaży i ciemniejsza wstęga oceanu.
Jupiter jako pierwszy odzyskał mowę.
– Szybko! Musimy dostać się z powrotem do tej małej pieczary! Trzej Detektywi pomknęli w kierunku niewielkiej skały, która nie tak dawno otworzyła się, aby ich wpuścić do środka.
Bob zaczął naciskać ją wściekle dłońmi, a potem przyparł do niej ramieniem. Wreszcie spojrzał na czekających obok kolegów.
– Ja… ja całkiem zapomniałem, jak naciskałem ją przedtem – powiedział drżącym głosem. – Nie umiem jej otworzyć!
– Niemożliwe – mruknął Jupiter. – Musi tu być jakaś dźwignia. Trzeba ją tylko znaleźć.
Razem z Pete'em zaczął naciskać i walić pięścią twardą skałę. Bob nadal gorączkowo szukał miejsca, na które natknął się wcześniej.
Nagle ogromna grota wypełniła się światłem. Chłopcy zamarli ze strachu. Szczelina otwarła się już na całą prawie szerokość jaskini i poszerzała się nadal. Zobaczyli, że zbliża się ku nim jakiś kształt. Coś ogromnego i ciemnego, wyłaniającego się z oceanu!
Pete złapał Jupitera za ramię.
– Ty też to widzisz? – zapytał zdyszanym szeptem.
Oszołomiony niezwykłym widokiem Jupiter potrząsnął nerwowo głową. Poczuł, że ma spierzchnięte usta i kręci mu się w oczach.
– Nie… tak… – odparł chrapliwie. – To… ten smok!
Olbrzymi, wężowaty kształt przybliżył się na tyle, że mogli dostrzec już lśnienie wody na jego ciemnej, mokrej skórze. Potwór miał małą, trójkątną głowę, kołyszącą się na końcu długiej, zakrzywionej szyi. Żółtymi oczami wpatrywał się w jaskinię, świdrując chłopców spojrzeniem przypominającym światła przeciwmgielnych reflektorów samochodowych. Parł do przodu z oszałamiającym, dziwnym dudnieniem.
W chwilę później ogromne cielsko całkiem niemal zablokowało wejście do jaskini. Głowa pochyliła się i chłopcy zobaczyli wijący się na wszystkie strony, rozwidlony język, wyglądający tak, jakby chciał posmakować któregoś z nich. Usłyszeli syk, a zaraz potem jakiś dziwny, przeciągły odgłos, przypominający ciężkie, tęskne westchnienie.