– Tak, proszę pana, wspomniał o tym – odpowiedział Jupiter.

Pan Allen uśmiechnął się.

– Powinienem był raczej powiedzieć, że byłem nim. Od wielu już lat nic nie nakręciłem. Byłem reżyserem na długo przedtem, zanim wy przyszliście na świat. I, jak sądzę, zdobyłem nawet pewną sławę. Miałem też swoją specjalność, podobnie jak Alfred, który wyspecjalizował się w kryminalnych dreszczowcach. Nasze zainteresowania były jednak zupełnie odmienne. Alfred koncentrował się na konstruowaniu logicznych zagadek osadzonych w realnym świecie, ja natomiast kręciłem filmy wykraczające poza rzeczywistość.

– Co pan ma na myśli? – zapytał Jupiter.

– To wyjaśni wam, dlaczego nie mogłem pójść z moim problemem na policję albo prosić o pomoc inne władze. Jak widzicie, lubię wszystko co udziwnione, nie z tego świata, pełne grozy. W moich obrazach znajdziecie mnóstwo potworów, wilkołaków, stworów o dziwnym i odrażającym wyglądzie, w których kipią gwałtowne emocje.

Jednym słowem, moi drodzy, bytem specjalistą od filmowych horrorów!

Jupiter kiwnął głową.

– Tak, proszę pana, teraz przypominam sobie pana nazwisko. Widziałem pańskie dzieła na festiwalach dawnych filmów.

– To dobrze. Tak więc kiedy opowiem wam o tym, co na moich oczach wynurzyło się z morza tamtej nocy, kiedy znikł mój pies, sami zobaczycie, dlaczego wahałem się, czy o tym mówić. Przy całej tej mojej “sławie” i niezdolności do znalezienia przez tyle lat pracy przy jakimś filmie naraziłbym się tylko na to, że różni głupcy posądzaliby mnie o chęć zwrócenia na siebie uwagi i zyskania rozgłosu.

Dzieło mojego życia jest już skończone. Przynajmniej oni tak to widzą… i myślą też, że nie mam już sił… Jestem wystarczająco bogaty, aby żyć w całkowitym spokoju. Nie mam żadnych zmartwień, żadnych obaw, z wyjątkiem…

– Z wyjątkiem smoka, który mieszka w jaskini pod pana domem? – zapytał Jupiter.

Pan Allen skrzywił się.

– Tak – powiedział, a potem przyjrzał się chłopcom uważnie. – Mówiłem Alfredowi, że widziałem smoka, jak wychodził z wody. Ale nie wspomniałem o jednym. Że ja go także słyszałem!

W pokoju zapadła cisza.

– Słyszał pan głos wydawany przez smoka? – zapytał spokojnym tonem Jupiter. – Ale co pan dokładnie usłyszał? I gdzie pan był w tym momencie?

Pan Allen wyjął dużą, kolorową chusteczkę i otarł nią czoło.

– Stałem na krawędzi urwiska za domem i przyglądałem się falom oceanu. Wtedy właśnie ukazał się on moim oczom. Ale może było to tylko złudzenie.

– Niewykluczone – powiedział Jupiter. – A teraz niech pan opowie nam dokładnie, co pan usłyszał. To może być ważny wątek w tej tajemniczej sprawie.

– No dobrze, niech to diabli! – powiedział pan Allen. – O ile wiem, na świecie nie ma przypuszczalnie żadnych smoków, nikt ich nie widział od ładnych paru milionów lat. Ja sam robiłem o nich oczywiście filmy, wykorzystując do tego różne mechaniczne monstra. Przy nagrywaniu ścieżki dźwiękowej stosowaliśmy pewien rodzaj przytłumionego ryku motoru i przeraźliwe dźwięki różnych gwizdków, wszystko to dobrze ze sobą stopione dla uzyskania pożądanego efektu, przeważnie – dla nastraszenia widzów.

Ale to, co usłyszałem tamtej nocy, było całkowicie odmienne. Przypominało raczej wysoko nastrojone skrobanie czy tarcie, tak jakby temu potworowi z trudem przychodziło oddychać, a może raczej… tak, kasłać.

– A jak wygląda ta jaskinia pod pańskim domem? – spytał Jupiter. – Czy jest wystarczająco duża, aby pomieścić smoka, czy jakieś inne wielkie stworzenie, które można by za niego wziąć?

– Tak – odparł pan Allen. – Zresztą, pod całym urwiskiem znajduje się wiele innych, równie olbrzymich, grot. Można je znaleźć zarówno na północ, jak i na południe od mego domu, a także i w głębi lądu. W przeszłości służyły do nielegalnego pędzenia i przechowywania alkoholu, a jeszcze dawniej korzystali z nich szmuglerzy i piraci. Kilka lat temu, wskutek erozji skał, nastąpiło osunięcie ziemi, które spowodowało zasypanie większej części cypla, znanego jako Przylądek Wiedźm. Nadal jednak znajduje się tu wiele nienaruszonych jaskiń i grot.

– Hmmmm – mruknął Jupiter. – Ale choć mieszka pan tu od wielu lat, po raz pierwszy zobaczył pan, czy usłyszał smoka. Zgadza się?

Stary reżyser przytaknął i uśmiechnął się.

– Wystarczy ten jeden raz. Ale i wtedy byłbym go może nie zobaczył, gdybym nie wyszedł na dwór, żeby zawołać mojego psa Korsarza.

Chłopcy uśmiechnęli się, wymieniając spojrzenia. Jedno z tajemnych wejść do Kwatery Głównej nosiło nazwę “Czerwona Furtka Korsarza”.

– Myślę, że powinniśmy omówić teraz sprawę pańskiego psa i okoliczności, w jakich zaginął. Bob, zanotuj dane – powiedział Jupiter.

Odpowiedzialny za dokumentację i analizy Bob wyjął notatnik i długopis.

Pan Allen wytrzeszczył oczy, zdumiony profesjonalizmem Trzech Detektywów. W chwilę potem jego twarz rozjaśnił uśmiech.

– Ostatnie dwa miesiące spędziłem za granicą – powiedział. – Choć nie uczestniczę już aktywnie w produkcji filmów, rozwój tej dyscypliny nadal żywo mnie interesuje. W zasadzie każdego roku objeżdżam całą Europę, żeby uczestniczyć w najważniejszych festiwalach filmowych organizowanych w różnych miastach. Ten rok nie różnił się od innych. Byłem na festiwalach w Rzymie, Wenecji, Paryżu, Londynie i Budapeszcie, żeby zobaczyć się ze starymi przyjaciółmi.

Wyjeżdżając za granicę, zostawiłem jak zwykle mego psa u jednego z miejscowych treserów i hodowców. Tydzień temu wróciłem i odebrałem Korsarza. A przy okazji – jest to irlandzki seter, bardzo piękny okaz. Ogromnie do mnie przywiązany.

Mój Korsarz lubi biegać. W nocy wypuszczałem go zazwyczaj na dwór. No i dwa dni temu nie wrócił do domu. Choć mam go już trzy lata, pomyślałem, że zdążył może przyzwyczaić się do tresera i pobiegł do niego. Zadzwoniłem tam, ale powiedziano mi, że Korsarza u nich nie ma. Od tej pory czekam na jego powrót, jak dotąd bezskutecznie.

Właśnie w chwili gdy rozglądałem się za nim, zobaczyłem… tego dziwnego potwora!

– Czy zszedł pan na dół, aż do plaży? – zapytał Jupe.

Starszy pan pokręcił przecząco głową.

– Nie. To było niesamowite. Spędziłem większą część życia na robieniu filmów, które miały szokować i przerażać widzów, a teraz coś takiego przydarzyło się mnie samemu. W żaden sposób nie potrafię określić wrażenia, jakie odniosłem. Najpierw poczułem paniczny strach, że ta przerażająca kreatura mogła zaatakować i pożreć mego psa. A potem uświadomiłem sobie ze zgrozą, że być może tracę zmysły. Wierzcie mi, nie tak łatwo przyznać się otwarcie, że się widziało wielkiego smoka!

– Ale nie podjął pan żadnych innych kroków, oprócz telefonu do pańskiego przyjaciela? – ciągnął przesłuchanie Jupiter.

Starszy pan znowu otarł spocone czoło.

– Alfred jest moim bliskim przyjacielem. Ma wielkie doświadczenie w dziedzinie tajemniczych zjawisk. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli ktoś może mi pomóc, to tylko on. A teraz cała sprawa przechodzi w wasze ręce.

– Dziękujemy panu, panie Allen – powiedział Jupiter – za okazane nam zaufanie. Ostatnio zaginęło w tym mieście kilka innych psów. A według ostatnich doniesień dokładnie pięć, nie licząc pańskiego Korsarza.

Pan Allen skinął głową.

– Słyszałem o tym w radiowych wiadomościach, niestety, już po zniknięciu mojego pieska. Gdybym dowiedział się o tym wcześniej, nie pozwoliłbym Korsarzowi biegać na swobodzie i oddalić się od domu.

– Czy kontaktował się pan z innymi właścicielami psów? – zapytał Jupiter.

Pan Allen pokręcił głową.

– Nie. Przynajmniej do tej pory. Pomyślałem, że lepiej będzie nie mówić im o tym, co widziałem.

– Czy wszyscy pana sąsiedzi mają psy?

Pan Allen uśmiechnął się.

– Nie, nie wszyscy. Nie ma psa pan Carter, który mieszka po drugiej stronie ulicy. Ani mój najbliższy sąsiad po prawej stronie, pan Artur Shelby. Wielu sąsiadów nie znam zresztą osobiście. Prowadzę spokojny żywot w towarzystwie moich książek i obrazów. No i psa.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: