– Rudi! – wołała. – Rudi, gdzie jesteś?

– Elena! – wykrzyknął Rudi. – Tu, na górze. Stójcie.

Łódź zatrzymała się. Światło latarki ogarnęło trzech chłopców, schodzących po klamrach w dół.

– Chwała księciu Paulowi! Jesteście! – radowała się Elena. – Więc zdołaliście uciec.

Chłopcy wtłoczyli się do łodzi, podczas gdy mężczyzna na rufie utrzymywał ją w równowadze. Natychmiast zawrócił łódź i potężnymi uderzeniami bosaka skierował ją tam, skąd przybyła.

– Strażnik przekazał mi wiadomość o przyjaznych szczurach w kanałach – powiedział Rudi do Eleny.

– Wyglądamy was od wielu godzin – odparła Elena. – Baliśmy się, że nie uda się wam uciec. Och, Rudi, jakże się cieszę, że was widzę!

– A my cieszymy się, że widzimy was – roześmiał się Rudi i wskazując mężczyznę na rufie, powiedział do chłopców: – To mój kuzyn Dmitri. – Po czym zwracając się do Eleny zapytał: – Jakie nowiny?

– Nie czas teraz na rozmowy. Powiem ci później, jak się zatrzymamy. Patrzcie!

Snop dziennego światła rozdarł ciemności przed nimi.

– Podnieśli pokrywę włazu! – krzyknął Dmitri. – Czekają na nas. Postaram się prześliznąć.

Zaczął mocniej dźgać wodę bosakiem. Mała łódź wystrzeliła do przodu i znalazła się w kręgu światła. Spojrzeli w górę. Strażnicy schodzili po klamrach do kanału. Jeden z nich krzyknął i skoczył w kierunku łodzi. Przewróciłoby ją to niechybnie, ale Dmitri zboczył ostro. Strażnik wpadł z pluskiem do wody i zanurzył się w niej, parskając.

W sekundę wpłynęli w ciemny, ponury tunel i mknęli nim chyżo dalej, pod miastem.

– Będą nas ścigać, ale pieszo są wolniejsi od nas – odezwał się Rudi.

– Raczej otworzą właz przed nami i tam będą czekali – powiedział Dmitri. – Zmieniam kurs. Tu jest rozgałęzienie.

Wpłynęli do następnej wielkiej komory, gdzie wpadała woda z trzech dużych tuneli. Dmitri skierował łódź do najmniejszego z nich, po lewej stronie. Rudi pochwycił mniejszy bosak i umiejętnie ochraniał dziób łodzi przed obijaniem się o kamienne ściany. Czasami sklepienie było tak niskie, że musieli schylać głowy.

– Mojego kuzyna widzieliście wczoraj w parku. Dyrygował orkiestrą – powiedział Rudi. – Jest jednym z nielicznych, którzy znają te kanały równie dobrze jak Elena i ja.

Tunel obniżał się do tego stopnia, że sklepienie było tuż nad wodą. Bob obawiał się, że nie uda im się przecisnąć. Ale mijali jakoś krytyczne miejsca i nic nie wskazywało na to, że są ścigani.

– Gdzie jest Pete? – zapytał Jupiter przycupnięty obok Eleny.

– Czeka na nas. Nie byłoby dla niego dość miejsca w łodzi. Poza tym lepiej, żeby pozostał tam, gdzie jest. Proponowałam, żeby przedostał się w bezpieczne schronienie, ale nie chciał się bez was ruszyć. Nie tracił nadziei, że was uratujemy.

Tak, to był cały Pete.

– Gdzie jesteśmy, Dmitri? – zawołał Rudi. – Pogubiłem się chyba.

– Robimy koło, ale dostaniemy się do kryjówki w pięć minut – odpowiedział Dmitri.

Znów znaleźli się w komorze, w której spotykało się kilka tuneli. Tym razem Dmitri pchnął łódź w tunel środkowy. Był większy od poprzedniego i mogli siedzieć swobodnie. Płynęli jakiś czas, gdy nagle dostrzegli niewyraźne światło przed sobą.

– Ktoś jest przed nami! – zawołał Bob zaniepokojony.

– Pewnie Pete, jeśli szczęście nam sprzyja – powiedziała Elena.

– To nasze miejsce spotkania.

Światło stawało się coraz jaśniejsze i widzieli już, że rzuca je elektryczna latarnia, stojąca w niewielkiej niszy. Obok latarni siedział przykucnięty Pete. Powitał ich entuzjastycznie:

– Jak się cieszę, że was widzę! Zaczynało mi tu być samotnie. Szczury chciały mi, co prawda, dotrzymać towarzystwa, ale je przepędziłem.

Dmitri ustawił łódź tuż przy ścianie, a Rudi umocował ją liną, którą wcisnął między kamienie. Wdrapali się wszyscy do niszy. Jej skaliste ściany miały naturalną szorstkość, w przeciwieństwie do gładkich i przylegających do siebie kamieni kanałów, które budowali rzemieślnicy stulecia temu.

– Znaleziono tę podziemną jaskinię w czasie budowy kanałów – mówił Rudi, gdy rozsiedli się zmęczeni na kamieniach. – Prościej było zostawić ją, niż zabudować. Odkryłem ją przed laty. Założyliśmy tajemne stowarzyszenie badaczy kanałów. Nasz ojciec robił wszystko, żeby położyć kres towarzystwu. Nigdy nie przypuszczaliśmy, że tak przydatne okażą się nasze dziecięce zabawy.

– Musimy się teraz naradzić – odezwała się Elena z niepokojem. – Nie sądzę, by można było zrealizować nasz pierwotny plan.

– Ale najpierw powiedzcie nam, co zaszło. Jak znalazłeś się tutaj, Dmitri? – zapytał Rudi.

– Byłem u twego ojca, gdy gwardziści przyszli go aresztować. Uciekłem przez sekretne drzwi, stanąłem pod nimi i słuchałem. Kapitan wygrażał twemu ojcu. Mówił: “Twój syn-zdrajca został schwytany i wkrótce wszyscy staniecie przed sądem”. Nie napomknął słowem o Elenie, miałem więc nadzieję, że uciekła. Znałem jej plany. Poszedłem do kanałów, by ją odszukać i służyć w razie potrzeby pomocą. Padało, w kanałach było dużo wody. Wziąłem więc starą łódź z ukrycia.

– Tak, Dmitri znalazł nas w samą porę – podjęła opowieść Elena. – Uciekliśmy z Pete'em z pałacu tak, jak było zaplanowane. Zeszliśmy do kanałów i spotkaliśmy się z Dmitrim. Zdecydowaliśmy trwać na czatach, jak tylko się da najdłużej, bo może uda się wam uciec. Doszliśmy do wniosku, że jedyną szansą jest dla was ucieczka przez lochy. No i nie myliliśmy się. Ale czas porozmawiać o przyszłości.

– Posłuchajmy najpierw radia – powiedział Dmitri. – Pete, masz je?

– Oczywiście – Pete wydobył z kieszeni maleńkie radio tranzystorowe. – Wyłączyłem je, bo nie rozumiałem ani słowa.

Dmitri włączył radyjko. Popłynął potok warańskich słów, a potem dźwięki wojskowej muzyki. Elena tłumaczyła Trzem Detektywom:

– Wzywają wszystkich obywateli Waranii do słuchania radia i oglądania telewizji, gdyż o godzinie ósmej rano zostanie ogłoszone ważne obwieszczenie. Powiedział, że będzie to obwieszczenie najwyższej wagi. To był głos premiera. Na pewno z taśmy. A więc o godzinie ósmej mają zamiar ogłosić, że został wykryty spisek zagraniczny, czyli wy trzej, i że książę Djaro jest w niego wmieszany. Książę Stefan będzie sprawował władzę aż do następnego zawiadomienia. Nie spodziewali się, oczywiście, że uciekniecie. Spodziewali się natomiast, że będą mogli wytoczyć wam publiczny proces, pokazać wasze aparaty fotograficzne i nie wiadomo co jeszcze. Potem wygnaliby was z kraju, a Rudiego i naszego ojca wsadzili do więzienia. A potem… och, najwstrętniejsze rzeczy, jakie tylko mogą przyjść na myśl.

– Rany – westchnął Bob zgnębiony. – Pogorszyliśmy tylko sytuację Djaro. Byłoby dla niego lepiej, gdybyśmy zostali w domu.

– Nikt nie mógł tego przewidzieć – powiedziała Elena. – Teraz musimy doprowadzić was bezpiecznie do ambasady amerykańskiej. Prawda, Dmitri?

– Tak, masz rację, Elena.

– Ale co z wami? Co z waszym ojcem? Co z Djaro? – pytał Jupiter.

– Pomyślimy o tym później – odparła Elena i westchnęła. – Obawiam się, że spisek jest zbyt dobrze przygotowany jak na nasze możliwości. Moglibyśmy go obalić, gdybyśmy oswobodzili Djaro i wzniecili powstanie wśród ludności miasta Denzo. Ale, jak już mówiliśmy, wszystko skupione jest w rękach księcia Stefana.

– Tak – podjął Dmitri – najpierw wasze bezpieczeństwo, potem pomyślimy, co da się zrobić dla nas. Obawiam się, że jesteśmy na straconej pozycji. Może któregoś dnia los się odmieni. Teraz musimy ruszać. Na dworze już ranek. Za godzinę radio i telewizja nadadzą obwieszczenie premiera. Miejmy nadzieję, że do tego czasu będziecie bezpiecznie w ambasadzie. A więc, za mną. Stąd pójdziemy na piechotę. Łódź nie pomieści nas wszystkich.

Opuścił się do płynącej bystro wody. Jedno za drugim poszli w jego ślady. Ruszyli w drogę gęsiego, trzymając się sznura z koca. Z ciężkimi sercami brnął mały pochód przez kanały Denzo.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: