– Kurwa mać! – Tupot pośpiesznych kroków po podłodze. Tupot mężczyzny wbiegającego po schodach. Odległy trzask zamykanych drzwi.
Jillian łapie oddech, nabiera powietrza w płuca.
Nie ma go. Po prostu… uciekł.
Pokój jest pusty. Już po wszystkim. Jillian żyje, żyje. Nie okazała się silniejsza. Nie okazała się zręczniejsza. Ale miała szczęście.
Jillian podnosi się z wysiłkiem z podłogi. Chwiejnym krokiem przechodzi przez pokój. Opada na łóżko obok ciała siostry.
– Trish! – łka.
I wtedy, w niekończącej się ciszy, zdaje sobie sprawę, że wcale nie miała szczęścia.
Siódma rano, poniedziałek. Jillian Hayes jeszcze nie wstała z łóżka. Otworzyła oczy i zaczęła wpatrywać się w sufit. Usłyszała przytłumione chrapanie matki za drzwiami, a potem niewyraźne „bip, bip, bip” budzika Toppi. Pielęgniarka spała dalej. Budzik zadzwoni jeszcze trzy albo cztery razy, nim Toppi w końcu zwlecze się z łóżka.
Jillian odwróciła głowę i spojrzała w okno. Świeciło słońce. Potem zerknęła na komodę, na której wciąż leżała duża papierowa koperta.
Siódma w poniedziałek rano. W ten poniedziałek.
Telefon przy łóżku zadzwonił hałaśliwie. Jillian zamarła. To mógł być kolejny dziennikarz domagający się komentarza. Albo gorzej, to mógł być on. Prawdopodobnie jeszcze nie zabrali go do sądu. Z jaką myślą obudził się tego dnia?
Telefon zabrzęczał po raz drugi. Oczywiście, Carol. Stary dobry Dan pewnie już wyszedł do pracy. Pewnie nie został z żoną w domu nawet w tak ważny dzień.
– Nie – powiedziała Jillian.
– Nie mogłam spać – wyjaśniła Carol.
– Znam na pamięć każdą nierówność na moim suficie.
– Zabawne. Denerwuję się. Mam ściśnięty żołądek, ręce mi się trzęsą. Nie czułam się tak od… – Carol roześmiała się nerwowo – nie czułam się tak od ślubu.
– Wkrótce będzie po wszystkim – powiedziała cicho Jillian. – Myślisz, że powinnyśmy zadzwonić do Meg?
– Meg już wie o śniadaniu.
– Dobrze.
– W co się ubierzesz?
– W jasnobrązowy kostium i białą lnianą kamizelkę. Przygotowałam je wczoraj wieczorem.
– Ja poszłam na zakupy. Nic w mojej szafie nie wydawało się odpowiednie. Chociaż z drugiej strony, co się nosi na takie okazje? Nie mam pojęcia. W Nordstrom znalazłam kremowy kostium od Chanel. Kosztował dziewięćset dolarów. Jutro zamierzam go spalić.
Jillian pomyślała o jasnobrązowym kostiumie, a potem o czekającym ją dniu.
– Chyba zrobię to samo – powiedziała. Carol ściszyła głos.
– Co zrobiłaś z rzeczami, które miałaś wtedy na sobie?
– Kiedy policja w końcu mi je zwróciła, zaniosłam je do pralni. A potem… nigdy ich nie odebrałam.
– Będziemy dzisiaj myśleć o Trishy.
– Dziękuję, Carol… – wykrztusiła Jillian przez ściśnięte gardło.
I wreszcie najważniejsze pytanie, pytanie, z powodu którego zadzwoniła.
– Wiesz… Wiesz, co się teraz stanie? – zapytała Carol.
Wzrok Jillian powędrował z powrotem do koperty leżącej na komodzie. Potem spojrzała na budzik. Siódma dziesięć. Jeszcze co najmniej godzina.
– Nie – odparła szczerze. – Ale zdaje się, że się dowiemy.