- Co za czasy - westchnal grododzierzca. - Co za parszywe czasy! Jeszcze dwadziescia lat temu, kto by pomyslal, nawet po pijanemu, ze takie profesje beda? Wiedzmini! Wedrowni zabójcy bazyliszków! Domokrazni pogromcy smoków i utopców! Geralt? W twoim cechu piwo wolno pic?
- Pewnie.
Velerad klasnal w dlonie.
- Piwa! - zawolal. - A ty, Geralt, siadaj blizej. Co mi tam.
Piwo bylo zimne i pieniste.
- Parszywe czasy nastaly - monologowal Velerad pociagajac z kufla. - Namnozylo sie wszelkiego plugastwa. W Mahakamie, w górach, az roi sie od bobolaków. Po lasach dawniej aby wilki wyly, a teraz akurat: upiory, borowiki jakies, gdzie nie spluniesz, wilkolak albo inna zaraza. Po wsiach rusalki i placzki porywaja dzieci, to juz idzie w setki. Choroby, o jakich nikt dawniej nie slyszal, wlos sie jezy. No i jeszcze to do kompletu! - popchnal zwitek skóry po blacie stolu. - Nie dziwota, Geralt, ze taki popyt na wasze uslugi.
- To królewskie oredzie, grododzierzco - Geralt uniósl glowe. - Znacie szczególy?
Velerad odchylil sie na krzesle, splótl dlonie na brzuchu.
- Szczególy, mówisz? A znam. Nie to, zeby z pierwszej reki, ale z dobrych zródel.
- O to mi wlasnie chodzi.
- Uparles sie. Jak chcesz. Sluchaj - Velerad popil piwa, sciszyl glos. - Nasz milosciwy Foltest jeszcze jako królewicz, za rzadów starego Medella, swojego ojca, pokazywal nam, co potrafi, a potrafil wiele. Liczylismy, ze mu to z wiekiem przejdzie. A tymczasem krótko po swojej koronacji, zaraz po smierci starego króla, Foltest przeszedl samego siebie. Az nam wszystkim szczeki poopadaly. Krótko mówiac: zrobil dziecko swojej rodzonej siostrze Addzie. Adda byla mlodsza od niego, zawsze trzymali sie razem, ale nikt niczego nie podejrzewal, no, moze królowa... Krótko: patrzymy, a tu Adda o, z takim brzuchem, a Foltest zaczyna gadac o slubie. Z siostra, uwazasz, Geralt? Sytuacja zrobila sie napieta jak diabli, bo akurat Vizimir z Novigradu umyslil wydac za Foltesta swoja Dalke, wyslal poselstwo, a tu trzeba trzymac króla za rece i nogi, bo chce biec i lzyc poslów. Udalo sie, i dobrze, bo obrazony Vizimir wyprulby z nas bebechy. Potem, nie bez pomocy Addy, która wplynela na braciszka, udalo sie wyperswadowac szczeniakowi szybki slub. No, a potem Adda urodzila, w przepisowym czasie, a jakze. A teraz sluchaj, bo zaczyna sie. Tego, co sie urodzilo, wiele osób nie widzialo, ale jedna polozna wyskoczyla oknem z wiezy i zabila sie, a druga dostala pomieszania zmyslów i do dzisiaj jest kolowata. Sadze zatem, ze nadbekart nie byl specjalnie urodziwy. To byla dziewczynka. Zmarla zreszta zaraz, nikt, jak mi sie zdaje, nie spieszyl sie zanadto z podwiazywaniem pepowiny. Adda, na swoje szczescie, nie przezyla porodu. A potem, bracie, Foltest po raz kolejny zrobil z siebie durnia. Nadbekarta trzeba bylo spalic albo, bo ja wiem, zakopac gdzies na pustkowiu, a nie chowac go w sarkofagu w podziemiach palacu.
- Za pózno teraz na roztrzasanie - Geralt uniósl glowe. - W kazdym razie nalezalo wezwac kogos z Wiedzacych.
- Mówisz o tych wydrwigroszach z gwiazdkami na kapeluszach? A jakze, zlecialo sie ich z dziesieciu, ale juz potem, kiedy okazalo sie, co lezy w tym sarkofagu. I co z niego nocami wylazi. A zaczelo wylazic nie od razu, o nie. Siedem lat od pogrzebu byl spokój. Az tu którejs nocy, byla pelnia ksiezyca, wrzask w palacu, krzyk, zamieszanie! Co tu duzo gadac, znasz sie na tym, oredzie tez czytales. Niemowlak podrósl w trumnie, i to niezle, a i zeby wyrosly mu jak sie patrzy. Jednym slowem, strzyga. Szkoda, ze nie widziales trupów. Tak jak ja. Pewnie ominalbys Wyzime szerokim lukiem.
Geralt milczal.
- Wtedy - ciagnal Velerad - jak mówilem, Foltest skrzyknal do nas cala gromade czarowników. Jazgotali jeden przez drugiego, o malo nie pobili sie tymi swoimi dragami, co to je nosza, pewnie zeby psy odpedzac, jak ich kto poszczuje. A mysle, ze szczuja ich regularnie. Przepraszam, Geralt, jesli masz inne zdanie o czarodziejach, w twoim zawodzie pewnie je masz, ale dla mnie to darmozjady i durnie. Wy, wiedzmini, budzicie wsród ludzi wieksze zaufanie. Jestescie przynajmniej, jakby tu rzec, konkretni.
Geralt usmiechnal sie, nie skomentowal.
- No, ale do rzeczy - grododzierzca zajrzal do kufla, dolal piwa sobie i Rivowi. - Niektóre rady czarowników wydawaly sie calkiem nieglupie. Jeden proponowal spalenie strzygi razem z palacem i sarkofagiem, inny radzil odrabac jej leb szpadlem, pozostali byli zwolennikami wbijania osinowych kolków w rózne czesci ciala, oczywiscie za dnia, kiedy diablica spala w trumnie, zmordowana po nocnych uciechach. Niestety, znalazl sie jeden, blazen w spiczastej czapce na lysym czerepie, garbaty eremita, który wymyslil, ze to sa czary, ze to sie da odczynic i ze ze strzygi znowu bedzie Foltestowa córeczka, sliczna jak malowanie. Trzeba tylko przesiedziec w krypcie cala noc, i juz, po krzyku. Po czym, wyobrazasz sobie, Geralt, co to byl za pólglówek, poszedl na noc do dworzyszcza. Jak latwo zgadnac, wiele z niego nie zostalo, bodajze tylko czapka i laga. Ale Foltest uczepil sie tego pomyslu jak rzep psiego ogona. Zakazal wszelkich prób zabicia strzygi, a ze wszystkich mozliwych zakamarków kraju posciagal do Wyzimy szarlatanów, aby odczarowac strzyge na królewne. To byla dopiero malownicza kompania! Jakies pokrecone baby, jacys kulawcy, brudni, bracie, zawszeni, litosc brala. No i dawaj czarowac, glównie nad miska i kuflem. Pewnie, niektórych Foltest albo rada zdemaskowali predko, paru nawet powiesili na ostrokole, ale za malo, za malo. Ja bym ich wszystkich powiesil. Tego, ze strzyga w tym czasie zagryzala co rusz kogos innego, nie zwracajac na oszustów i ich zaklecia zadnej uwagi, dodawac chyba nie musze. Ani tego, ze Foltest nie mieszkal juz w palacu. Nikt juz tam nie mieszkal.
Velerad przerwal, popil piwa. Wiedzmin milczal.
- I tak to sie ciagnie, Geralt, szesc lat, bo to sie urodzilo tak jakos czternascie lat temu. Mielismy w tym czasie troche innych zmartwien, bo pobilismy sie z Vizimirem z Novigradu, ale z porzadnych, zrozumialych powodów, poszlo nam o przesuwanie slupów granicznych, a nie tam o jakies córki czy koligacje. Foltest, nawiasem mówiac, zaczyna juz przebakiwac o malzenstwie i oglada przesylane przez sasiednie dwory konterfekty, które dawniej zwykl byl wrzucac do wychodka. No, ale co jakis czas opada go znowu ta mania i rozsyla konnych, by szukali nowych czarowników. No i nagrode obiecal, trzy tysiace, przez co zbieglo sie troche postrzelenców, blednych rycerzy, nawet jeden pastuszek, kretyn znany w calej okolicy, niech spoczywa w pokoju. A strzyga ma sie dobrze. Tyle ze co jakis czas kogos zagryzie. Mozna sie przyzwyczaic. A z tych bohaterów, co ja próbuja odczarowywac, jest chociaz taki pozytek, ze bestia nazera sie na miejscu i nie szwenda poza dworzyszczem. A Foltest ma nowy palac, calkiem ladny.
- Przez szesc lat - Geralt uniósl glowe - przez szesc lat nikt nie zalatwil sprawy?
- Ano nie - Velerad popatrzyl na wiedzmina przenikliwie. - Bo pewnie sprawa jest nie do zalatwienia i przyjdzie sie z tym pogodzic. Mówie o Foltescie, naszym milosciwym i ukochanym wladcy, który ciagle jeszcze przybija te oredzia na rozstajnych drogach. Tyle ze chetnych zrobilo sie jakby mniej. Ostatnio, co prawda, byl jeden, ale chcial te trzy tysiace koniecznie z góry. No to wsadzilismy go do worka i wrzucilismy do jeziora.
- Oszustów nie brakuje.
- Nie, nie brakuje. Jest ich nawet sporo - przytaknal grododzierzca, nie spuszczajac z wiedzmina wzroku. - Dlatego jak pójdziesz do palacu, nie zadaj zlota z góry. Jezeli tam w ogóle pójdziesz.
- Pójde.
- Ano, twoja sprawa. Pamietaj jednak o mojej radzie. Jezeli zas juz o nagrodzie mowa, ostatnio zaczelo sie mówic o jej drugiej czesci, wspomnialem ci. Królewna za zone. Nie wiem, kto to wymyslil, ale jezeli strzyga wyglada tak, jak opowiadaja, to zart jest wyjatkowo ponury. Wszelakoz nie zabraklo durniów, którzy pognali do dworzyszcza galopem, jak tylko wiesc gruchnela, ze jest okazja wejsc do królewskiej rodziny. Konkretnie, dwóch czeladników szewskich. Dlaczego szewcy sa tacy glupi, Geralt?