– Prowadzę śledztwo w sprawie morderstwa DeBlass. – Przerwała na chwilę, widząc po jego oczach i pobladłej twarzy, że ta wiadomość Wywołała u niego szok. – Nic więcej nie mogę panu powiedzieć.

– Morderstwo. Boże drogi, moja śliczna Sharon nie żyje? To musi być jakieś nieporozumienie. – Opadł na fotel, odchylił do tyłu głowę i zamknął oczy. Kiedy monitor zaproponował mu coś do wypicia, ponownie machnął ręką. Światło odbiło się od jego ozdobionych klejnotami palców. – Tak, na Boga. Potrzebuję brandy, kochanie. Kieliszeczek Trevalli. Ewa usiadła obok niego, wyjęła magnetofon.

– Niech pan mi opowie o Sharon.

– Cudowna istota. O oszałamiającej urodzie, oczywiście, ale chodziło nie tylko o jej wygląd. – Brandy wjechało bezszelestnie do pokoju na automatycznym wózku. Sebastian wziął kieliszek i pociągnął duży łyk alkoholu. – Miała nieskazitelnie dobry gust, wspaniałomyślne serce, cięty dowcip.

Znowu popatrzył na Ewę swymi łagodnymi oczami.

– Widziałem ją zaledwie dwa dni temu.

– Tutaj?

– Miała stały terminarz wizyt. W jednym tygodniu sadzała tu pół dnia, w następnym – cały. – Szybkim ruchem wyjął kremowożółty szalik i przyłożył go do oczu. – Sharon bardzo o siebie dbała, wierzyła głęboko w skuteczność prezentowania własnego ja.

– To pomagało jej w pracy.

– Naturalnie. Pracowała wyłącznie dla zabawy. Mając tak bogatą rodzinę nie musiała zarabiać na życie. Lubiła seks.

– Z panem?

Jego artystyczna twarz zmarszczyła się, różowe usta ściągnęły z gniewu albo bólu.

– Byłem jej konsultantem, powiernikiem i przyjacielem – oziębłym tonem oświadczył Sebastian, niedbałym gestem przerzucając szal przez lewe ramię. – Byłoby nierozważne i sprzeczne z etyką zawodową, gdybyśmy zostali partnerami seksualnymi.

– Więc nie pociągała pana seksualnie?

– Żaden mężczyzna nie mógł pozostać obojętny na jej wdzięki. Ona… – Rozłożył szeroko ręce. – Pachniała seksem, tak jak inne kobiety pachną drogimi perfumami. Mój Boże. – Pociągnął kolejny łyk brandy. – Teraz to już wszystko przeszłość. Nie mogę w to uwierzyć. Nie żyje. Została zamordowana. – Jego wzrok znowu spoczął na Ewie. – Powiedziała pani, że to było morderstwo.

– Zgadza się.

– Miała okropne sąsiedztwo – powiedział ponuro. – Nikt nie mógł jej namówić, by przeniosła się do lepszej dzielnicy. Podobało się jej takie życie i to pod nosem swej arystokratycznej rodziny.

– Nie zgadzała się ze swymi bliskimi?

– Zdecydowanie nie. Uwielbiała ich szokować. Czuła się wolna jak ptak, a oni byli tacy… przeciętni. – Powiedział to takim tonem, jakby przeciętność była większym grzechem niż morderstwo. – Jej dziadek bezustannie przedkładał parlamentowi projekty ustaw, które miały doprowadzić do uznania prostytucji za nielegalną. Tak jakby minione stulecie nie udowodniło, że takie sprawy powinny być uregulowane, by wyeliminować niebezpieczeństwo zarażenia się chorobą i zmniejszyć ilość przestępstw popełnianych na tle seksualnym. Występował także przeciwko regulacji urodzin, doborowi płciowemu oraz zakazowi używania broni.: Ewa nadstawiła uszu.

– Senator przeciwstawiał się zakazowi używania broni?

– To jego konik. Sharon mówiła mi, że jej dziadek ma sporo tych niebezpiecznych staroci i regularnie wygłasza bezmyślne i nieodpowiedzialne mowy, w których domaga się przywrócenia prawa do handlowania bronią. Gdyby dopiął swego, bylibyśmy z powrotem w dwudziestym wieku, mordując się nawzajem na prawo i lewo.

– Morderstwa wciąż się zdarzają – mruknęła Ewa. – Czy kiedykolwiek wspominała o przyjaciołach albo klientach, którzy byli z niej niezadowoleni czy też zachowywali się agresywnie?

– Sharon miała dziesiątki przyjaciół. Przyciągała do siebie ludzi, jak… – Szukając w myśli odpowiedniej metafory, znowu przyłożył rąbek szalika do oczu. – Jak egzotyczny i wonny kwiat. Z tego, co wiem, wszyscy jej klienci byli nią zachwyceni. Dobierała ich sobie bardzo uważnie. Wszyscy partnerzy seksualni Sharon musieli sprostać pewnym wymaganiom. Brała pod uwagę wygląd, intelekt, maniery i biegłość w sztuce kochania. Jak powiedziałem, lubiła seks, we Wszystkich formach. Była… ryzykantką.

To by się zgadzało z zabawkami, które Ewa znalazła w jej mieszkaniu. Aksamitne kajdanki i bicze, wonne olejki i środki halucynogenne. To, co Ewa usłyszała w dwóch hełmach do odbioru' rzeczywistości wirtualnej, zaszokowało ją, chociaż była dosyć zblazowana.

– Czy spotykała się z kimś na gruncie osobistym?

– Od czasu do czasu, ale mężczyźni szybko ją nudzili. Ostatnio opowiadała o Roarke'u. Poznała go na przyjęciu i przypadł jej do gustu. Była z nim umówiona tego samego dnia, kiedy przyszła tu na konsultację. Prosiła o coś egzotycznego, bo mieli zjeść kolację w Meksyku.

– W Meksyku. To było przedwczoraj wieczorem.

– Tak. Nie mogła przestać o nim mówić. Uczesaliśmy ją na Cygankę, nadaliśmy całemu ciału bardziej złocisty odcień. Położyliśmy Rascal Red na paznokcie i narysowaliśmy na lewym pośladku małego uroczego motyla o czerwonych skrzydłach. By rysunek nie starł się zbyt szybko, zastosowaliśmy specjalne kosmetyki, które zachowują trwałość przez dwadzieścia cztery godziny. Sharon wyglądała niezwykle efektownie – powiedział zrywając się z miejsca. – Pocałowała mnie mówiąc, że może tym razem się zakochała. “Życz mi szczęścia, Sebastianie”. Tak powiedziała przed wyjściem. I to były ostatnie słowa, jakie od niej usłyszałem.

2

Nie było spermy. Ewa zaklęła czytając raport z sekcji zwłok. Jeśli ofiara kochała się z zabójcą, to stosowane przez nią środki antykoncepcyjne zabiły malutkich żołnierzyków, gdy tylko się z nimi zetknęły, niszcząc wszelki ślad po nich w ciągu trzydziestu minut od chwili wytrysku.

Testy sprawdzające aktywność seksualną niczego nie wykazały, gdyż ciało Sharon zostało zbyt poważnie uszkodzone. Morderca przestrzelił jej kobiecość albo ze względów symbolicznych, albo dla własnego bezpieczeństwa.

Nie ma spermy, nie ma krwi, z wyjątkiem krwi ofiary. Nie można ustalić DNA.

Po dokładnym zbadaniu miejsca zbrodni nie znaleziono odciskówpalców – żadnych: ani ofiary, ani sprzątaczki, która przychodziła co tydzień, ani mordercy, oczywiście.

Wszystko zostało dokładnie wytarte, włącznie z bronią mordercy.

Zdaniem Ewy, najbardziej znaczący był obraz zarejestrowany przez ochronę budynku.

Jeszcze raz puściła na swoim biurkowym monitorze dyskietki z podglądem windy.

Dyskietki były oznakowane.

Zespół Gorham. Winda A. 2 – 12 – 2058. 06:00.

Ewa przyspieszyła obraz, patrząc na mijające godziny. Drzwiwindy po raz pierwszy otworzyły się w południe. Zwolniła prędkość, uderzając w monitor krawędzią dłoni, po czym przyjrzała się niespokojnemu niskiemu mężczyźnie, który wszedł i poprosił o piąte piętro.

Nerwowy klient, pomyślała z rozbawieniem, kiedy mężczyzna szarpnął za kołnierzyk i wsunął do ust pastylkę odświeżającą oddech. Pewnie ma żonę, dwoje dzieci i stałą posadę w jakimś biurze, dzięki której raz w tygodniu może wymykać się na małe bara – bara w południe.

Wysiadł na piątym piętrze.

Przez parę następnych godzin niewiele się wydarzyło, jakaś prostytutka zjechała do hallu, kilka wróciło z zakupami i znudzonymi minami. Paru klientów przyszło i wyszło. Ruch ożywił się koło ósmej. Niektórzy mieszkańcy wychodzili w szykownych strojach na kolację, inni wracali do domów, by zdążyć na umówione spotkania.

O dziesiątej do windy wsiadła elegancka para. Kobieta pozwoliła mężczyźnie rozchylić poły futra, pod którym nie miała nic oprócz szpilek na wysokim obcasie i wytatuowanego kwiatu róży z łodyżką zaczynającą się w kroczu i pączkiem artystycznie drażniącym jej lewą pierś. Mężczyzna zaczął ją pieścić, choć prawo zabraniało robienia tego na terenie strzeżonym. Gdy winda zatrzymała się na osiemnastym piętrze, kobieta owinęła się futrem i oboje wyszli, rozmawiając o sztuce, którą właśnie obejrzeli.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: