– Gdzie pan się podziewał?! – zaatakowała.

– Proszę?

– Siadaj pan.

Wskazała krzesło. Zabrzmiało to jak komenda dla psa, ale usiadł. Jared również. Jego matka nie.

– Wczoraj w sądzie wspomniano, że bawił pan na Karaibach – powiedziała, piorunując Myrona wzrokiem.

Mruknął wymijająco.

– Gdzie pan był?

– Wyjechałem.

– Wyjechał pan?

– Tak.

Spojrzała na syna i znów na Myrona.

– Na ile?

– Trzy tygodnie.

– Od pani Diaz usłyszałam, że jest pan w mieście. Myron milczał. Sophie Mayor nachyliła się ku niemu, zaciskając dłonie.

– Dlaczego tak powiedziała?

– Nie wiedziała, gdzie jestem.

– Inaczej mówiąc, okłamała mnie. Nie raczył odpowiedzieć.

– Gdzie pan był?

– Za granicą.

– Na Karaibach? Myron milczał.

– Nikomu nic nie mówiąc, zrobił pan sobie wakacje. Zostawił Clu samego. Postąpił nieodpowiedzialnie. Dlatego jest pan współwinien tego, że Haig znów zaczął brać.

Myron otworzył usta i je zamknął. Miała oczywiście rację, ale nie mógł w tej chwili pozwolić na wiercenie sobie dziury w brzuchu. Analizę swojej roli zostawił na później. Ból po wczorajszym pobiciu zaczął gniewnie budzić się z drzemki. Myron sięgnął do kieszeni po fiolkę i wytrząsnął z niej dwa supermocne tylenole. Usatysfakcjonowana – a może zaspokojona w gniewie – Sophie Mayor usiadła.

– Popije pan wodą? – spytała na widok proszków.

– Proszę.

Skinęła głową synowi. Jared napełnił szklankę i podał ją Myronowi. Myron podziękował i połknął proszki. Zadziałał efekt placebo i od razu poczuł się lepiej.

Spodziewając się kolejnego ataku Sophie Mayor, spróbował zmienić temat.

– Jak wyglądał test, na którym wpadł Clu? – spytał. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

– A o czym tu mówić?

– Twierdził, że nie brał.

– I pan w to wierzy?

– Chciałbym to zbadać.

– Dlaczego?

– Ponieważ w przeszłości ilekroć przyłapywano go na tym, zawsze błagał o wybaczenie i obiecywał poprawę. Nie wmawiał, że wynik testu jest mylny.

Sophie splotła przedramiona.

– I niby czego to dowodzi? – spytała.

– Niczego. Po prostu chciałbym zadać kilka pytań.

– Niech pan pyta.

– Jak często pani go kontrolowała?

Spojrzała na syna, dając znak, że teraz jego kolej. Jared odezwał się po raz pierwszy, odkąd powitał Myrona w drzwiach.

– Co najmniej raz na tydzień – poinformował.

– Badaliście mocz? – spytał Myron.

– Tak.

– I wszystkie kontrole przeszedł pomyślnie? To znaczy, prócz ostatniej?

– Tak.

Myron pokręcił głową.

– Raz na tydzień? I nic? Aż do teraz?

– Zgadza się.

– Nie zdziwiło to pani? – zwrócił się do Sophie.

– A dlaczego? Próbował nie brać, nie udało mu się. Co w tym niezwykłego? Pomyślał, że nic, coś mu się jednak nie zgadzało.

– Clu wiedział, że go sprawdzacie.

– Tak sądzę. Sprawdzaliśmy go co najmniej raz w tygodniu.

– A jak wyglądały te kontrole? Sophie ponownie spojrzała na syna.

– O co pan pyta? – spytał Jared.

– Jak przebiegały, krok po kroku. Co robił?

– Sikał do kubka – odparła Sophie. – To bardzo proste. To nigdy nie było proste.

– Czy sikał w czyjejś obecności?

– Słucham?

– Czy ktoś go wtedy pilnował, czy też Clu sam wchodził do kabiny? Był nagi czy w majtkach?…

– Co za różnica?

– Duża. Clu cale życie oszukiwał na testach. Wiedząc, że się zbliżają, był na nie przygotowany.

– Jak? – spytała Sophie.

– Na wiele sposobów, zależnie od ich złożoności. W przypadku testu prostego można posmarować palce olejem silnikowym i na nie nasikać. Fosforany zmieniają wyniki. Niektórzy rzeczoznawcy, wiedząc o tym, testują ich obecność. Jeśli kontroler pozwoli zawodnikowi sikać w kabinie, może on oddać do badania próbkę nieskażonego moczu, przytwierdzoną zawczasu do uda. Badani ukrywają też taki mocz w prezerwatywie albo małym baloniku. Przemycają go, na przykład, pod bokserkami, pomiędzy palcami nóg, pod pachami, a nawet w ustach.

– Poważnie?

– Bywa gorzej. Jeżeli badany dostaje cynk o surowym badaniu antydopingowym albo kiedy kontrolerzy śledzą każdy jego ruch, opróżnia pęcherz i za pomocą cewnika wpompowuje sobie czysty mocz.

– Wpompowuje sobie do pęcherza cudzy? – spytała zdjęta zgrozą Sophie Mayor.

– Tak.

– Chryste Panie! – Przygwoździła Myrona wzrokiem. – Widzę, że dużo pan o tym wie.

– Tak jak Clu.

– Co pan sugeruje?

– Tylko tyle, że rodzi to trochę pytań.

– Najprawdopodobniej wpadł przypadkiem.

– Być może. Ale jak mógł wpaść przypadkiem, skoro badaliście go co tydzień?

– Może coś mu się pomieszało. Narkomanom to się zdarza – odparła Sophie.

– Kto wie. Chciałbym jednak porozmawiać z osobą, która przeprowadziła kontrolę.

– To doktor Stilwell. Lekarz drużyny. A asystował mu Sawyer Wells.

– Sawyer Wells, ten guru od pomocy samemu sobie?

– Psycholog, specjalista od zachowań ludzkich, terapeuta i wspaniały motywator – sprostował Jared. Terapeuta motywator? Hmm.

– Czy któryś z nich jest na miejscu?

– Wątpię. Ale będą później. Dziś wieczorem gramy mecz.

– Kto z drużyny przyjaźnił się z Clu? Jakiś trener, gracz?

– Trudno powiedzieć – odparł Jared.

– Z kim dzielił pokój na wyjazdach?

– Pan istotnie nie trzymał ręki na pulsie. Sophie prawie się uśmiechnęła.

– Z Cabralem – odparł Jared. – Z Enosem Cabralem. Miotaczem z Kuby.

Myron znał tego gracza. Skinął głową, rozejrzał się i wtedy je zobaczył. Serce mu podskoczyło, siłą woli stłumił okrzyk.

Właśnie sunął oczami po pokoju, patrząc, lecz właściwie, co nagminne, niczego nie widząc, kiedy jego spojrzenie złapało się jak na zardzewiały haczyk na pewien przedmiot. Zamarł. Z prawej strony komody pośród innych fotografii w ramkach, trofeów, lateksowych sześcianów kryjących nagrody, akcje z pierwszej emisji firmy Mayor Software i tym podobnych stało zdjęcie.

Oprawione zdjęcie dziewczyny z dyskietki komputerowej.

Myron starał się zachować spokój. Głęboki wdech, głęboki wydech. Czuł jednak, że puls mu przyspiesza. Jego umysł szukał tymczasowej polany, próbując przebić się przez mgłę.

Przepatrzył banki pamięci w swojej głowie. W porządku, zwolnij. Zaczerpnij powietrza. Oddychaj.

Nic dziwnego, że dziewczyna wyglądała znajomo.

Ale co tu robiła? Powrócił do przeszukania banków pamięci. Była oczywiście córką Sophie Mayor.

Siostrą Jareda. Jak miała na imię? Nie mógł sobie przypomnieć. Co się z nią stało? Uciekła, czy tak?

Dziesięć, piętnaście lat temu. Chyba zerwała z rodziną. Nie podejrzewano morderstwa. A może? Nie pamiętał.

– Myron?

Chciał pomyśleć. Na chłodno, swobodnie. Potrzebował czasu. Nie mógł po prostu palnąć: „Dostałem dziwną dyskietkę ze zdjęciem pani córki, które rozpływa się we krwi”. Musiał stąd wyjść. Rozeznać się w sprawie. Przemyśleć ją. Wstał, niedyskretnie zerkając na zegarek.

– Na mnie już czas – powiedział.

– Słucham?

– Chciałbym jak najszybciej porozmawiać z doktorem Stilwellem.

– Nie widzę powodu – odparła Sophie Mayor, wpatrując się w niego.

– Już wyjaśniłem – Co to zmieni? Clu nie żyje. Wyniki kontroli straciły znaczenie.

– Kto wie, czy tych spraw coś nie łączy.

– Śmierci Clu z kontrolą antynarkotykową?

– Tak.

– Nie widzę związku.

– Mimo to chcę to zbadać. Mam do tego prawo.

– Jakie?

– Jeśli wyniki tego testu nie były jednoznaczne, zmienia to postać rzeczy.

– Co zmienia… – Sophie urwała, uśmiechnęła się lekko i skinęła głową swoim myślom. – A, chyba rozumiem.

Myron nic nie powiedział.

– Ma pan na myśli warunki jego kontraktu, tak? – spytała.

– Muszę iść – przypomniał.

Pochyliła się do przodu i splotła odwrotnie ręce.

– No cóż, Myron, trzeba przyznać, że rasowy z pana agent. Próbujemy wycisnąć dodatkową prowizję z trupa?

Przetrzymał tę zniewagę.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: