W ich rozumieniu już w tym momencie Flipa była osobą zaginioną, jednak z telefonem do jej matki w rodzinnym domu we Wschodnim Lothian odczekali do rana. Nie tracąc ani chwili, pani Balfour natychmiast zadzwoniła na 999. Po potraktowaniu jej przez policjanta przyjmującego zgłoszenie w sposób, jaki uznała za obcesowy, zadzwoniła do męża, do jego londyńskiego biura. John Balfour był głównym udziałowcem w jednym z prywatnych banków, i nawet jeśli komendant policji okręgu Lothian i Borders nie był jego osobistym klientem, z całą pewnością w policji można było znaleźć kogoś, kto nim był. W ciągu niespełna godziny została powołana ekipa do zbadania całej sprawy, a stało się to na wyraźne polecenie Pałacu, pod którą to popularną nazwą kryła się Komenda Główna Policji na Fettes Avenue.
Na polecenie dwojga detektywów z wydziału śledczego, David Costello otworzył kluczem mieszkanie Flipy. Wewnątrz brak było jakichkolwiek śladów cudzej ingerencji, jak również czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na miejsce pobytu Philippy Balfour, jej koleje losu lub stan umysłu. W mieszkaniu panował ład i porządek: lśniące podłogi i świeżo odmalowane ściany. (Przesłuchano także dekoratorkę wnętrz). Salon był przestronny, miał dwa okna sięgające aż do samej podłogi. W mieszkaniu znajdowały się dwie sypialnie, z których jedną przekształcono w pokój do pracy. W pełni wyposażona, robiona na zamówienie kuchnia była mniejsza od obłożonej sosnową boazerią łazienki. W sypialni znaleźli mnóstwo rzeczy należących do Davida Costello. Ktoś ułożył je na stertę na jednym z krzeseł, na wierzchu położył kilka książek i kompaktów, a na nich kosmetyczkę z przyborami toaletowymi.
Zapytany, David Costello stwierdził, że to zapewne Flipa tak ułożyła jego rzeczy. Jak stwierdził: „Pokłóciliśmy się i pewnie w ten sposób chciała się na mnie odegrać”. Tak, miewali już kłótnie w przeszłości, ale nie, o ile pamiętał, nigdy przedtem nie składała jego rzeczy na stertę.
John Balfour przyleciał do Szkocji prywatnym odrzutowcem – użyczonym przez współczującego klienta – dzięki czemu pojawił się w mieszkaniu na Nowym Mieście niemal równocześnie z policją.
– No i co? – brzmiało pierwsze zadane przez niego pytanie.
Odpowiedzią Costello było tylko:
– Przykro mi.
Słowa te były później szczegółowo analizowane przez funkcjonariuszy z wydziału śledczego. Awantura z dziewczyną wymyka ci się spod kontroli i nim się obejrzysz, dziewczyna nie żyje. Potem ukrywasz gdzieś jej ciało, ale w obliczu ojca bierze w tobie górę wrodzona uczciwość i wyrzucasz z siebie połowiczne przyznanie się do winy.
„Przykro mi”.
Na ileż różnych sposobów można odczytać te dwa krótkie słowa. Przykro mi, że się pokłóciliśmy; przykro mi, że sprawiłem panu kłopot; przykro mi, że to się stało; przykro mi, że jej nie ochroniłem; przykro mi, że zrobiłem to, co zrobiłem…
Do miasta przyjechali również rodzice Davida Costello. Wynajęli dwa pokoje w jednym z najlepszych hoteli w Edynburgu. Mieszkali na przedmieściach Dublina. Thomasa Costello, ojca Davida, określano jako człowieka „finansowo niezależnego”. Jego matka, Theresa, pracowała jako dekoratorka wnętrz.
Dwa pokoje w hotelu. W komisariacie na St Leonard’s przez chwilę zastanawiano się, po co im dwa pokoje. Z drugiej strony, równie dobrze można było zapytać, po co im dom z ośmioma sypialniami, skoro David jest ich jedynym synem.
Natomiast znacznie dłużej zastanawiano się nad tym, co łączy ich komisariat ze sprawą z Nowego Miasta. Odpowiedzialny za to terytorium był komisariat na Gayfield Square, jednak sięgnięto też po posiłki z Leith, z Torphichen i z St Leonard’s.
We wszystkich rozmowach przeważała opinia, że „ktoś tu mocno pociągnął za sznurki” i że „trzeba wszystko inne odłożyć, bo zaangażowała się w to jakaś gruba ryba”.
W głębi duszy Rebus musiał się z tym zgodzić.
– Chcesz się czegoś napić – zwrócił się do chłopaka. – Kawy? Herbaty?
Costello przecząco potrząsnął głową.
– A ja mogę…?
Costello spojrzał na niego, wyraźnie nie rozumiejąc. Dopiero po chwili pojął, o co tamtemu chodzi.
– Proszę – powiedział. – Kuchnia jest… – Wyciągnął rękę, ale Rebus mu przerwał.
– Wiem gdzie, dzięki – rzekł. Wyszedł, zamknął za sobą drzwi i przystanął w holu zadowolony, że udało mu się wyrwać z dusznej atmosfery salonu. W skroniach mu pulsowało, a nerwy gałek ocznych wydawały się być naprężone. Z gabinetu dochodziły jakieś dźwięki. Rebus stanął w drzwiach i wsadził głowę do środka. – Idę nastawić czajnik.
– Dobry pomysł. – Mówiąc to, posterunkowa Siobhan Clarke nie oderwała nawet na chwilę wzroku od ekranu komputera.
– I co?
– Herbatę proszę.
– Ale miałem na myśli…
– Na razie nic. Listy do przyjaciół, jakieś prace semestralne. Jest tu do przejrzenia tysiąc e-maili. Przydałoby się znać jej hasło.
– Costello twierdzi, że mu go nigdy nie zdradziła.
Clarke odchrząknęła.
– Co to miało znaczyć? – spytał Rebus.
– To, że mnie drapie w gardle – odparła. – Dla mnie z mlekiem i bez cukru, dzięki.
Rebus zostawił ją i poszedł do kuchni. Napełnił czajnik wodą i rozejrzał się za kubkami i herbatą.
– Kiedy będę mógł wrócić do domu?
Rebus odwrócił się i spojrzał na stojącego w drzwiach Costello.
– Byłoby lepiej nie wracać. Wszędzie wokół pełno kamer i reporterów… Nie dadzą ci spokoju, będą dzwonić dniem i nocą.
– Wyłączę telefon.
– Będziesz jak w więzieniu. – Rebus zauważył, że chłopak wzruszył ramionami i powiedział coś, czego nie dosłyszał. – Słucham?
– Nie mogę tu siedzieć.
– A to dlaczego?
– Nie wiem… po prostu… – Znów wzruszył ramionami i odgarnął sobie włosy z czoła. – Powinna tu być Flipa. To dla mnie zbyt trudne. Ciągle mi się przypomina, że kiedy ostatni raz byliśmy tu razem, doszło do awantury.
– A o co poszło?
Costello zaśmiał się głucho.
– Nawet nie pamiętam.
– To było tego dnia, kiedy zniknęła?
– Tego popołudnia, tak. Wypadłem stąd jak burza.
– To znaczy, że często się kłóciliście? – Rebus starał się zadać to pytanie obojętnym tonem.
Costello, wpatrzony gdzieś w dal, w milczeniu wolno pokręcił głową. Rebus odwrócił się, rozdzielił dwie torebki z herbatą Darjeeling i wrzucił je do kubków. Czy chłopakowi zaczynają puszczać nerwy? Czy Siobhan słucha tego zza drzwi gabinetu? Tak, rzeczywiście „opiekowali się” Costello, a policjanci pełnili przy nim przez całą dobę ośmiogodzinne dyżury. Był jednak także inny powód sprowadzenia go tutaj. Oficjalnie jego zadaniem była identyfikacja nazwisk pojawiających się w korespondencji Philippy Balfour, ale Rebus chciał go tu mieć również dlatego, że mieszkanie mogło być miejscem zbrodni. A może David Costello miał coś do ukrycia? Na St Leonard’s stawiano na niego jeden do jednego, w Torphichen dwa do jednego, ale na Gayfield był wyraźnym faworytem.
– Rodzice powiedzieli, że możesz się przenieść do nich do hotelu – powiedział Rebus, zwracając ku niemu twarz. – Wynajęli dwa pokoje, więc pewnie jeden stoi wolny.
Ale Costello nie dał się złapać. Przez chwilę patrzył jeszcze na Rebusa w milczeniu, potem uchylił drzwi gabinetu i wsadził głowę do środka.
– Znalazła pani coś? – zapytał.
– To może jeszcze trochę potrwać – odparła Siobhan. – Najlepiej spokojnie poczekaj.
– Nic tam pani nie znajdzie. – „Tam” oznaczało pamięć komputera. Kiedy nic nie odpowiedziała, lekko się wyprostował i przechylił głowę w bok. – Zna się pani na komputerach?
– Ktoś to musi zrobić. – Powiedziała to cicho, jakby nie chcąc, by ktoś to usłyszał.
Chłopak chciał jeszcze coś dodać, jednak rozmyślił się i wycofał w stronę salonu. Rebus zaniósł kubek z herbatą do gabinetu.
– Pełna kultura – zauważyła Clarke, zerkając na pływającą w kubku torebkę.
– Nie wiedziałem, jak mocną pijesz – wyjaśnił Rebus. – No i co o tym myślisz?
Siobhan przez chwilę się zastanowiła.
– Zabrzmiało to dość szczerze – stwierdziła w końcu.