– Mogę panu wyjawić całą prawdę ze względu na pańskie funkcje. Ale myślę, że natura i tak ją wkrótce wyjawi. Stan sir Thomasa uważam za beznadziejny. Jeszcze po operacji miałem jakąś nadzieję. Teraz nowotwór powrócił. Za kilka dni nastąpi prawdopodobnie kryzys. A jeśli nie za kilka dni, to za kilka tygodni. To tylko kwestia szybkości rozwoju tkanki nowotworowej. Obawiam się, że w przypadku Dodda rozwija się ona niesłychanie szybko. Przyjechał dziś do mnie swoim autem. Zabroniłem mu tego już dawno. Choroba może go przecież nagle obezwładnić. Może nastąpić przerzut na głowę… Nie wolno w takich okolicznościach igrać z życiem, nie tylko swoim zresztą, ale na przykład przechodniów. Odwiozłem go do domu.

Parker podziękował i wyszli. Na ulicy inspektor uderzył się lekko ręką w czoło.

– Po co ja właściwie tu przyjechałem? – powiedział. – Przecież Dodd nie mógł go zabić. Jeżeli od 9.20 był na badaniu, to ma murowane alibi. A poza tym on przecież nie wchodził za scenę Chamber Theatre! Nie było go tam w ogóle! Portier widział przecież wszystkich wchodzących, a inną drogą nie mógł wejść. Zwariowałem chyba!

– Największy kłopot z wami, zawodowymi kryminologami jest ten, że nie możecie się obejść bez sprawdzenia prawdomówności wszystkich obecnych. Koniecznie chcecie złapać kogoś na kłamstwie. Tymczasem mordercy trzeba szukać zawsze poprzez motyw. Tam, gdzie jest zamordowany, musi być ten, kto go zamordował. I musi on mieć powód do zamordowania. A jeżeli powód taki ma kilka osób, to trzeba znaleźć taką osobę, która mogła to wykonać w ten sposób, w jaki zostało to wykonane, i w okolicznościach, które towarzyszyły morderstwu. Jeżeli jakimś cudem takich osób będzie dwie, to zawsze uda się wyeliminować jedną. Nad tym właśnie myślę w tej chwili. Mam dwóch morderców, a zabił przecież tylko jeden. Ale nie wiem, który.

– A jak, na przykład, wyeliminowałeś panią Dodd? – zapytał Parker bez ironii. – Imponujesz mi dzisiaj, mój stary. Moje sumienie policyjne nie chce ci wierzyć, ale ja sam, prywatnie, zaczynam ufać, że dostrzegłeś w ciągu tych… – spojrzał na zegarek – niecałych trzech godzin całą masę. Ale odpowiedz mi na pytanie o pani Dodd.

– Wstydzę się… – szepnął Alex. – Mój argument jest tak niepoważny, że gotów jestem zawrócić i zaaresztować ją…

– Nie! – powiedział Parker. – Nie ucieknie mi w końcu. Nawet jeżeli się mylisz i jeżeli wymknie się wartującemu Stephensowi, policja znajdzie ją. O to jestem spokojny. Mów!

– O jej niewinności przekonał mnie fakt, że Vincy został zabity, kiedy leżał na wznak.

– Cóż z tego? Czy kobiety nie zabijają mężczyzn leżących na wznak? Mógłbym ci przytoczyć kilkanaście przykładów…

– Zgoda, ale nie ta kobieta, nie tego mężczyznę i nade wszystko nie w tych okolicznościach.

– A to dlaczego?

– Tu już wkraczamy w królestwo fantazji, niemniej jednak jest ona dla mnie tak obowiązująca, jakbym był przy tym, chyba że potrafisz coś zarzucić mojemu rozumowaniu. Otóż wyobraź sobie taką sytuację: Jesteś Stefanem Vincy i oczekujesz kobiety, która ma ci doręczyć klejnoty o zawrotnej, astronomicznej wartości miliona funtów. Wiesz o tym, że mają one taką wartość, wiesz o tym, że ta kobieta przyjdzie. Z przyjściem jej łączysz ze zrozumiałych względów wszystkie nadzieje ogromnej zmiany losu. I co? Czy naprawdę, nawet gdybyś potrafił się położyć choć na chwilę, a nie przechadzał po pokoju, czekając na nią i nie mogąc sobie znaleźć miejsca, czy naprawdę położyłbyś się i nie wstał po jej wejściu? Czy w ogóle podczas jej krótkiego pobytu umiałbyś się położyć, mając w ręce tę torebkę pełną skarbów? Czy człowiek skonfrontowany z tak fantastyczną przygodą kładzie się nagle na wznak na kozetce? Chyba po to, aby ta, która przyniosła klejnoty, mogła otworzyć szufladę za jego plecami i wyjąć z niej sztylet, o którego istnieniu w ogóle nie wiedziała? Nie. Vincy po prostu nie mógł leżeć w tych okolicznościach. A Angelica Dodd jest kobietą tak drobną i tak wyraźnie słabą fizycznie, że trudno przypuścić, aby mogła go uderzyć spokojnie, z taką siłą w pierś, a potem zaciągnąć na kozetkę, wwindować na nią i upozorować samobójstwo. Zresztą analiza medyczna mówi o tym, że zginął leżąc, prawda? Nie, mój kochany, chociaż argument taki wydaje się zupełnie błahy i sąd długo by nad nim deliberował, ale psychologicznie jestem aż nadto usprawiedliwiony. Nie przyjmuje się milionów na leżąco, i to w garderobie, naprędce, kiedy osoba, która je przyszła wręczyć, zaraz odejdzie. Przede wszystkim Vincy otworzyłby torebkę i zbadał jej zawartość, zanimby oddał listy. A potem Angelica Dodd nie miałaby żadnego powodu, żeby pozostać, gdyby on wyciągnął się do drzemki… Do jakiej drzemki? Do jakiego wypoczynku? Było już przecież po spektaklu. Mógł iść do domu. Miał milion przy sobie! Powinien był być już ubrany i rozcharakteryzowany! Minęło dwadzieścia minut od jego zejścia ze sceny, bo pani Dodd weszła piętnaście po dziesiątej, a on zszedł ze sceny o dziewiątej pięćdziesiąt kilka. Czy masz odpowiedź na to? Parker skinął głową.

– Rzeczywiście. Trudno na to odpowiedzieć. Ale czy ty masz na to odpowiedź?

– Więc powiadam ci, że mam dwie. Vincy’ego mógł zabić jeden z dwóch ludzi, których podejrzewam. Oczywiście przesłuchania mogą jeszcze radykalnie zmienić mój pogląd. W śledztwie może wyniknąć coś, czego nie wiemy, czego nie przewidzieliśmy. Ale po tym, co zobaczyłem do tej pory, nasuwają się dwa rozwiązania. Albo „A”, albo „B”. Wykluczam panią Dodd. Detektyw Stephens marnuje czas przed jej domem. Ale mniejsza o detektywa Stephensa. Co masz zamiar zrobić teraz?

– Chciałbym przesłuchać cały personel teatru, a potem zastanowimy się – mruknął Parker. – Szczerze mówiąc dziś, jak nigdy, jestem zadowolony z tego, że zaprosiłem ciebie do współpracy z nami. Ta spraw; wymyka mi się z palców… Ale, w końcu, to dopiero niecali trzy godziny. Masz słuszność, nikt nie żąda schwytani skrytobójców w ciągu paru godzin…

Przez chwilę milczeli. Samochód mknął przez opustoszałe ulice miasta.

– Tak… – Joe Alex przymknął oczy. – To niesamowita sprawa. Ciągle jeszcze nie rozumiem jednego

– Czego?

– Och, wydaje mi się chwilami, jak gdyby zamordowali go dwaj ludzie niezależnie od siebie… Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby ślady prowadziły w dwu przeciwnych kierunkach. Jacyś dwaj ludzie zachowują się tak, jakby go zamordowali i chcieli zatrzeć za sobą ślady. Ale dlaczego? Dlaczego? Przecież morderca był tylko jeden i działał sam.

– Niech mnie zabiją jak psa! – szepnął Parker. – Niech mnie zabiją i zakopią w ziemi bez pogrzebu, jeżeli widzę tu chociażby jednego mordercę…

– Zobaczysz – mruknął Alex w rozmarzeniu. Nagle poderwał się na siedzeniu. – A co, w końcu, z tym czasem zabójstwa? Przecież to niemożliwe, żeby doktor tak długo stwierdzał to wszystko… Widocznie coś mu się nie zgadza. Zobaczysz, że wynik badania będzie rewelacyjny.

– Tak sądzisz?

– Jestem pewien. Włosy nam staną dęba, kiedy dowiemy się, o której naprawdę zginął Vincy… Ale czy to coś wyjaśni? Obawiam się, że nie wyjaśni, kto go zabił…

– Ślicznie! – powiedział Parker. – Wspaniale! Znakomicie! Jestem wzruszony twoim optymizmem. Lubię wesołych, pogodnych chłopców!

– Ben… – powiedział cicho Alex.

– Co?

– Kiedy będziesz rozmawiał z doktorem, zapytaj, tak na wszelki wypadek, czy Vincy mógł być zabity przez mańkuta… to znaczy lewą ręką.

– Co takiego? – Parker potrząsnął głową i spojrzał na niego. Ale ku swemu zdziwieniu Alex dostrzegł, że inspektor uśmiecha się szeroko. – Joe, czuję się bezradny jak dziecko, ale zaczynam już coś rozumieć. Zaczynam rozumieć, Joe!

– To znaczy, że jesteś w szczęśliwszej sytuacji niż ja. Ja jeszcze nie zrozumiałem.

Ale inspektor zatarł ręce i gwizdnął przeciągle przez zęby.

– Tak… – powiedział na półdo siebie, na pół do przyjaciela. – Przemknęło mi to przez głowę, kiedy rozmawialiśmy z Davidsonem, ale potem zapomniałem o tym. Myślałem za wiele o pani Dodd. Sprawa wydawała się taka jasna…


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: