Nieprawda! Mojej uwagi ten przedmiot na pewno by nie uszedł. Kiedy tylko służyłem do mszy, nawet podczas modlitwy na stopniach ołtarza starałem się zawsze mieć ciebie na oku, i to z kilku powodów; ale ty widocznie nie chciałeś do tego dopuścić, chowałeś śrubokręt na sznurowadle pod koszulę i dlatego miałeś wyraźne, przypominające kształtem śrubokręt plamy od smarów na materiale koszuli. Mahlke klęczał – patrząc od strony ołtarza – w drugiej ławce po lewej stronie i spojrzenie szeroko otwartych, zdaje mi się, jasnoszarych, zaognionych od nurkowania i pływania oczu kierował ku Matce Boskiej, ku jej ołtarzowi.

…a pewnego dnia – nie pamiętam, którego to było roku: czy podczas pierwszych letnich wakacji na krypie, wkrótce gdy skończyła się draka we Francji, czy następnego lata? – pewnego gorącego, parnego dnia, kiedy w ogólnym kąpielisku panował tłok, chorągiewki zwisały sflaczałe, ciała pęczniały, kioski z napojami chłodzącymi robiły duże obroty, spalone stopy przebiegały po kokosowych chodnikach przed zamkniętymi kabinami, pełnymi chichotów, pomiędzy rozbrykanymi dziećmi, które tarzały się, brudziły, rozcinały sobie nogi, i kiedy pośród dzisiejszego dwudziestotrzyletniego pokolenia, u stóp troskliwie pochylonych dorosłych, mniej więcej trzyletni bachor uderzał monotonnie drewnianą pałeczką w dziecięcy blaszany bębenek, zamieniając popołudnie w piekielną kuźnię – otóż tego dnia urwaliśmy się, popłynęliśmy do naszej krypy, staliśmy się dla lornetki kąpielowego na plaży szóstką malejących głów; a jedna była na przedzie i jako pierwsza u celu.

Rzuciliśmy się na ochłodzoną wiatrem, a zarazem rozpaloną rdzę i mewie łajno i nic nas nie mogło poruszyć z miejsca, podczas gdy Mahlke zdążył już dwa razy być na dole. Wrócił z czymś ciężkim w lewej ręce, szperał w dziobie i w kubryku, w na wpół przegniłych, bezwładnie zwisających lub wciąż jeszcze mocno napiętych hamakach i pod nimi, w morszczynowych zaroślach, pośród rojów migocących kolek i pierzchających minogów, w pozarastanych i rozmokłych rupieciach, będących ongiś workiem mata Witolda Duszyńskiego albo Lisińskiego, i znalazł brązową plakietkę wielkości dłoni, na której po jednej stronie, pod małym, wypukłym polskim orłem widniało nazwisko jej właściciela oraz data przyznania, po drugiej zaś płaskorzeźba wąsatego generała: po chwili pocierania piaskiem i sproszkowanym łajnem mew napis obiegający plakietkę objaśnił nas, że Mahlke wydobył na światło dzienne podobiznę marszałka Piłsudskiego.

Przez dwa tygodnie Mahlke polował już tylko na plakietki, znalazł też coś w rodzaju cynowego talerza pamiątkowego z regat żeglarskich na redzie w Gdyni w trzydziestym czwartym roku – a w śródokręciu, jeszcze przed maszynownią, w wąskiej i trudno dostępnej mesie oficerskiej, wyszperał srebrny ryngraf wielkości marki, ze srebrnym uszkiem do zawieszania; odwrotna strona ryngrafu była niezwykle płaska i starta, przednia zaś bogato rzeźbiona i ozdobiona: mocno wypukłym wizerunkiem Marii Panny z Dzieciątkiem.

Była to, jak głosił również wypukły napis, słynna Matka Boska Częstochowska; i Mahlke, odkrywszy na mostku, co mu się udało wyłowić, nie oczyścił srebra, pozostawił czarniawą patynę, chociaż proponowaliśmy mu piasek do szorowania.

Podczas gdy my kłóciliśmy się jeszcze i koniecznie chcieliśmy, żeby srebro się świeciło, on ukląkł w cieniu kabiny nawigacyjnej i tak długo przesuwał znalezisko przed swoimi kościstymi kolanami, aż wizerunek znalazł się pod odpowiednim kątem dla jego spuszczonych do modlitwy oczu. Śmieliśmy się, kiedy siny i trzęsący się kreślił wymoczonymi palcami znak krzyża, usiłował odmawiać pacierz drżącymi wargami i mamrotał coś po łacinie za kabiną nawigacyjną. Dziś myślę, że już wówczas było to coś z jego ulubionych sekwencji, rozbrzmiewających tylko w piątek przed Niedzielną Palmową: „Virgo virginum, praeclara, mihi iam non sis amara…”

Później, kiedy nasz dyrektor, profesor Klohse, zabronił Mahlkemu publicznego noszenia polskiego medalu w szkole – Klohse był amtsleiterem, ale z rzadka tylko wykładał w mundurze partyjnym – Joachim zadowalał się dawnym małym amuletem i stalowym śrubokrętem, dyndającym pod jabłkiem Adama, które pewnemu kotu wydało się myszką.

Mahlke powiesił sczerniałą srebrną Matkę Boską pomiędzy brązowym profilem Piłsudskiego a pocztówkowym zdjęciem komodora Bontego, bohatera spod Narviku.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: