— Kto z nas ich nie popełnia!.. — wtrącił milczący dotąd Patrokles.

— Następca — ciągnął minister — mądrze prowadził główny korpus, ale zaniedbał swój sztab, przez co maszerowaliśmy tak wolno i nieporządnie, że Nitager mógł zabiec nam drogę…

— Może Ramzes liczył na waszą dostojność? — spytał Nitager.

— W rządzie i wojnie na nikogo nie liczy się: o jeden niedopatrzony kamyk można się przewrócić — rzekł minister.

— Gdybyś wasza dostojność — odezwał się Patrokles — nie zepchnął kolumny z gościńca z powodu tych tam skarabeuszów…

— Jesteś wasza dostojność cudzoziemcem i poganinem — odparł Herhor — więc tak mówisz.

My zaś, Egipcjanie, rozumiemy, że gdy lud i żołnierze przestaną szanować skarabeusza, synowie ich przestaną się bać u r e u s a. Z lekceważenia bogów rodzi się bunt przeciw faraonowi…

— A od czego topory? — przerwał Nitager. — Kto chce zachować głowę na plecach, niech słucha najwyższego wodza.

— Jakaż więc jest twoja ostateczna myśl o następcy? — spytał faraon Herhora..

— Żywy obrazie słońca, synu bogów — odparł minister. — Każ Ramzesa namaścić, daj mu wielki łańcuch i dziesięć talentów, ale wodzem korpusu Menfii jeszcze go nie mianuj. Książę na ten urząd jest za młody, za gorący, niedoświadczony. Czy więc możemy uznać go równym Patroklesowi, który w dwudziestu bitwach zdeptał Etiopów i Libijczyków? A czy możemy stawiać go obok Nitagera, którego samo imię od dwudziestu lat przyprawia o bladość naszych wrogów ze wschodu i północy?

Faraon oparł głowę na ręku, pomyślał i rzekł:

— Odejdźcie w spokoju i łasce mojej. Uczynię, jak nakazuje mądrość i sprawiedliwość.

Dostojnicy skłonili się głęboko, a Ramzes XII nie czekając na świtę przeszedł do dalszych komnat.

Kiedy dwaj wodzowie znaleźli się sami w przysionku, Nitager odezwał się do Patroklesa:

— Tu widzę, rządzą kapłani jak u siebie. Ale jaki to wódz ten Herhor!.. Pobił nas, nim przyszliśmy do słowa, i nie da korpusu następcy…

— Mnie tak pochwalił, że nie śmiałem się odezwać — odparł Patrokles.

— Zresztą on daleko widzi, choć nie wszystko mówi. Za następcą wcisnęliby się do korpusu rozmaite paniczyki, co to ze śpiewaczkami jeżdżą na wojnę, i oni zajęliby najwyższe posady.

Naturalnie starzy oficerowie zaczęliby próżnować z gniewu, że ich awans ominął; eleganci musieliby próżnować dla zabaw, i — korpus popękałby, nawet nie uderzywszy o nieprzyjaciela. O, Herhor to mędrzec!..

— Bodajby nas nie kosztowała więcej jego mądrość aniżeli niedoświadczenie Ramzesa — szepnął Grek.

Przez szereg komnat pełnych kolumn i ozdobionych malowidłami, gdzie w każdych drzwiach kapłani i pałacowi urzędnicy składali mu niskie ukłony, faraon przeszedł do swego gabinetu. Była to dwupiętrowa sala o ścianach z alabastru, na których złotem i jaskrawymi farbami odmalowano najznakomitsze wypadki panowania Ramzesa XII, a więc: hołdy składane mu przez mieszkańców Mezopotamii, poselstwo od króla Buchtenu i triumfalną podróż bożka Chonsu po kraju Buchten.

W sali tej znajdował się malachitowy posążek Horusa z ptasią głową, ozdobiony złotem i klejnotami, przed nim ołtarz w formie ściętej piramidy, broń królewska, kosztowne fotele i ławki tudzież stoliki zapełnione drobiazgami.

Gdy faraon ukazał się, jeden z obecnych kapłanów spalił przed nim kadzidło, a jeden z urzędników zameldował następcę tronu, który niebawem wszedł i nisko ukłonił się ojcu. Na wyrazistej twarzy księcia było widać gorączkowy niepokój.

— Cieszę się, erpatre — rzekł faraon — że wracasz zdrowym z ciężkiej podróży.

— Obyś wasza świątobliwość żył wiecznie i dziełami swoimi napełnił oba światy — odparł książę.

— Dopiero co — mówił faraon — moi radcy wojenni opowiadali mi o twojej pracy i roztropności.

Twarz następcy drżała i mieniła się. Wpił wielkie oczy w faraona i słuchał.

— Czyny twoje nie zostaną bez nagrody. Otrzymasz dziesięć talentów, wielki łańcuch i dwa greckie pułki, z którymi będziesz robił ćwiczenia.

Książę osłupiał, lecz po chwili zapytał stłumionym głosem:

— A korpus Menfii?…

— Za rok powtórzymy manewry, a jeżeli nie popełnisz żadnego błędu w prowadzeniu wojska, dostaniesz korpus.

— Wiem, to zrobił Herhor!.. — zawołał następca ledwie hamując się z gniewu.

Obejrzał się wkoło i dodał:

— Nigdy nie mogę być sam z tobą, mój ojcze… Zawsze między nami znajdują się obcy ludzie.

Faraon z lekka poruszył brwiami i jego świta znikła jak gromada cieniów.

— Co masz mi do powiedzenia?

— Tylko jedno, ojcze… Herhor jest moim wrogiem… On oskarżył mnie przed tobą i naraził na taki wstyd!..

Mimo pokornej postawy książę gryzł wargi i zaciskał pięści.

— Herhor jest moim wiernym sługą, a twoim przyjacielem. Jego to wymowa sprawiła, że jesteś następcą tronu. To ja — nie powierzam korpusu młodemu wodzowi, który pozwolił odciąć się od swojej armii.

— Połączyłem się z nią!.. — odparł zgnębiony następca — To Herhor kazał okrążać dwa żuki…

— Chcesz więc, ażeby kapłan wobec wojska lekceważył religię?

— Mój ojcze — szeptał Ramzes drżącym głosem — ażeby nie zepsuć pochodu żukom, zniszczono budujący się kanał i zabito człowieka.

— Ten człowiek sam podniósł rękę na siebie.

— Ale z winy Herhora.

— W pułkach, które tak umiejętnie zgromadziłeś pod Pi-Bailos, trzydziestu ludzi umarło ze zmęczenia, a kilkuset jest chorych.

Książę spuścił głowę.

— Ramzesie — ciągnął faraon — przez usta twoje nie przemawia dostojnik państwa, który dba o całość kanałów i życie robotników, ale człowiek rozgniewany. Gniew zaś nie godzi się ze sprawiedliwością jak jastrząb z gołębiem.

— O mój ojcze! — wybuchnął następca — jeżeli gniew mnie unosi, to dlatego że widzę niechęć dla mnie Herhora i kapłanów…

— Przecież sam jesteś wnukiem arcykapłana, kapłani uczyli cię… Poznałeś więcej ich tajemnic, aniżeli którykolwiek inny książę…

— Poznałem ich nienasyconą dumę i chęć władzy. A że ukrócę to… więc już dziś są moimi wrogami… Herhor nie chce mi dać nawet korpusu, gdyż woli rządzić całą armią…

Wyrzuciwszy te niebaczne słowa następca struchlał. Ale władca podniósł na niego jasne spojrzenie i odparł spokojnie:

— Armią i państwem rządzę ja. Ze mnie płyną wszelkie rozkazy i wyroki. Na tym świecie jestem wagą Ozirisa i sam ważę sprawy moich sług: następcy i ministra czy ludu. Nieroztropnym byłby ten, kto by sądził, że nie są mi znane wszystkie gwichty.

— Jednak gdybyś, ojcze, patrzył na bieg manewrów własnymi oczami…

— Może zobaczyłbym wodza — przerwał faraon — który w stanowczej chwili rzuca wojsko i ugania się po krzakach za izraelską dziewczyną. Ale ja o takich błahostkach nie chcę wiedzieć.

Książę upadł do nóg ojcu szepcząc:

— Tutmozis powiedział ci o tym, panie?

— Tutmozis jest dzieciakiem jak i ty. On już robi długi, jako szef sztabu w korpusie Menfi, i myśli w swym sercu, że oko faraona nie dosięgnie jego spraw w pustyni…

ROZDZIAŁ SIÓDMY

W kilka dni później książę Ramzes został wezwany przed oblicze najczcigodniejszej matki swojej, Nikotris, która była drugą żoną faraona, a dziś największą panią w Egipcie.

Bogowie nie omylili się, powołując ją na rodzicielkę króla. Była to osoba wysoka, dość pełna i pomimo czterdziestu lat jeszcze piękna. Nade wszystko w oczach, twarzy i całej postaci jej był taki majestat, że nawet gdy szła samotna, w skromnej szacie kapłanki, ludzie schylali przed nią głowy.

Dostojna pani przyjęła syna w gabinecie wyłożonym fajansowymi płytami. Siedziała na inkrustowanym krześle, pod palmą. U jej nóg, na stołeczku leżał mały piesek; z drugiej strony klęczała czarna niewolnica z wachlarzem. Królewska małżonka miała na sobie muślinowy płaszcz, haftowany złotem, a na peruce obrączkę ozdobioną klejnotami w formie lotosu.

Kiedy książę nisko ukłonił się, piesek obwąchał go i znowu położył się, a pani skinąwszy głową zapytała:


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: