ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Od dnia kiedy został namiestnikiem Dolnego Egiptu, zaczęło się dla Ramzesa życie niesłychanie uciążliwe, jakiego nie domyślał się nawet, pomimo że urodził się i wyrósł wśród królewskiego dworu.

Wprost tyranizowano go, a katami byli interesanci różnych gatunków i rozmaitych klas społecznych. Już w pierwszym dniu, na widok tłumu ludzi, którzy, cisnąc się i popychając, mimowolnie wydeptywali mu trawniki, łamali drzewa, nawet psuli mur otaczający, następca do swej willi zażądał warty. Ale trzeciego dnia musiał uciec ze swego domu, w obręb właściwego pałacu, gdzie z powodu gęstej straży, a nade wszystko wysokich murów, dostęp dla zwykłych ludzi był utrudniony.

W ciągu dekady, poprzedzającej wyjazd, przed oczyma Ramzesa przesunęli się przedstawiciele całego Egiptu, jeżeli nie całego ówczesnego świata. Najpierwej puszczano wielkich.

Więc przychodzili pozdrawiać go: arcykapłani świątyń, ministrowie, posłowie feniccy, greccy, żydowscy, asyryjscy, nubijscy, których nawet ubiorów nie mógł spamiętać. Dalej szli naczelnicy sąsiednich nomesów, sędziowie, pisarze, wyżsi oficerowie korpusu Menfi i posiadacze ziemscy.

Ludzie ci nie żądali niczego, wypowiadali tylko swoją radość. Ale książę, słuchając ich od rana do południa i od południa do wieczora, czuł zamęt w głowie i drżenie we wszystkich członkach.

Potem przyszli reprezentanci niższych klas z darami: kupcy ze złotem, bursztynem, zagranicznymi tkaninami, pachnidłami i owocami. Potem bankierzy i wypożyczający na procenta.

Dalej — architekci z planami nowych budowli, rzeźbiarze z projektami posągów i płaskorzeźb, kamieniarze, fabrykanci naczyń glinianych, stolarze zwyczajni i ozdobni, kowale, giserzy, garbarze, winiarze, tkacze, nawet paraszytowie, którzy otwierali ciała zmarłych.

Jeszcze nie skończyła się procesja hołdowników, a już nadciągnęła armia proszących. Inwalidzi, wdowy i sieroty po oficerach domagali się pensji; szlachetni panowie — dworskich urzędów dla synów. Inżynierowie przynosili projekta nowych sposobów irygacji, lekarze środki przeciw wszelkim chorobom, wróżbici horoskopy. Krewni więźniów podawali prośby o zmniejszenie kary, skazani na śmierć o darowanie życia, chorzy błagali, aby następca dotknął ich lub udzielił im swej śliny.

Zgłaszały się wreszcie piękne kobiety tudzież matki dorodnych córek, pokornie i natrętnie prosząc, aby namiestnik przyjął je do swego domu. Niektóre oznaczały wysokość żądanej pensji, zachwalały swoje dziewictwo i talenta.

Po dziesięciu dniach przypatrywania się co chwilę nowym osobom i twarzom i wysłuchiwania próśb, które zaspokoić mógłby chyba majątek całego świata i boska potęga, książę Ramzes wyczerpał się. Nie mógł sypiać, był tak rozdrażniony, że irytował go brzęk muchy, i chwilami nie rozumiał: o czym mówią do niego.

W tym położeniu znowu Herhor przyszedł mu z pomocą. Możnym kazał zapowiedzieć, że książę już nie przyjmuje interesantów, a na lud, który, mimo kilkakrotnych wezwań do rozejścia się, wciąż czekał, wysłał kompanię numidyjskich żołnierzy z kijami. Tym udało się bez porównania łatwiej aniżeli Ramzesowi zadowolić ludzką pożądliwość. Zanim bowiem minęła godzina, interesanci znikli z placu niby mgła, a ten i ów przez parę dni następnych okładał wodą głowę lub inną rozbitą część ciała.

Po tej próbie piastowania najwyższej władzy książę uczuł głęboką wzgardę dla ludzi i wpadł w apatię. Dwa dni leżał na kanapie, z rękoma pod głową, bezmyślnie patrząc w sufit.

Już nie dziwił się, że jego świątobliwy ojciec przepędza czas pod ołtarzami bogów, lecz nie mógł pojąć, jakim sposobem Herhor daje sobie radę z nawałem podobnych interesów, które, jak burza, nie tylko przewyższają siły człowieka, lecz nawet mogą zmiażdżyć.

„W jaki sposób przeprowadzić tu swoje plany, jeżeli tłum interesantów pęta naszą wolę, pożera myśli, wypija krew?… Po dziesięciu dniach jestem chory, po roku chybabym ogłupiał!.. Na tym urzędzie niepodobna robić żadnych projektów, lecz po prostu bronić się od szaleństwa…”

Był tak zatrwożony bezsilnością na stanowisku władcy, że — wezwał Herhora i jękliwym głosem opowiedział mu swoje strapienie.

Mąż stanu z uśmiechem słuchał biadań młodego sternika nawy państwowej, wreszcie rzekł:

— Czy wiesz, panie, że ten ogromny pałac, w którym mieszkamy, wzniósł tylko jeden budowniczy, imieniem Senebi, i w dodatku — umarł przed ukończeniem go?..

A z pewnością zrozumiesz: dlaczego wiecznie żyjący ten architekt mógł wykonać swój plan, nigdy nie zmęczywszy się i zawsze mając wesoły umysł.

— Ciekawym?…

— Oto on sam nie robił wszystkiego; nie ciosał belek i kamieni, nie wygniatał cegły, nie nosił jej na rusztowania, nie układał i nie spajał. On tylko wymalował plan, a jeszcze i do tego miał pomocników.

Ty zaś, książę, wszystko chciałeś wykonać sam; sam wysłuchać i załatwić wszelkie interesa. To przechodzi człowiecze siły.

— Jakże miałem robić inaczej, jeżeli między proszącymi znajdowali się niewinnie pokrzywdzeni albo zasługa nie wynagrodzona? Przecież fundamentem państwa jest sprawiedliwość — odparł następca.

— Ilu książę możesz wysłuchać dziennie bez zmęczenia? — spytał Herhor.

— No… dwudziestu…

— Toś szczęśliwy. Ja słucham najwyżej sześciu lub dziesięciu, lecz nie są nimi interesanci, tylko — wielcy pisarze, nadzorcy i ministrowie. Każdy z nich nie donosi mi drobiazgów, lecz rzeczy najważniejsze, jakie dzieją się: w armii, w dobrach faraona, w sprawach religijnych, w sądach, w nomesach, w ruchach Nilu. Dlatego zaś nie donoszą mi błahostek, że każdy z nich, zanim przyszedł do mnie, musiał wysłuchać dziesięciu pisarzy mniejszych. Każdy mniejszy pisarz i dozorca zebrał wiadomości od dziesięciu podpisarzy i poddozorców, a tamci znowu wysłuchali raporty od dziesięciu niższych urzędników.

Tym sposobem ja i jego świątobliwość, rozmawiając tylko z dziesięcioma ludźmi dziennie, wiemy, co ważnego stało się w stu tysiącach punktów kraju i świata.

Wartownik, który czuwa na kawałku ulicy w Memfis, widzi tylko parę domów. Dziesiętnik zna całą ulicę, setnik oddział miasta, naczelnik całe miasto. Faraon zaś stoi ponad nimi wszystkimi, niby na najwyższym pylonie świątyni Ptah, i widzi nie tylko Memfis, ale jeszcze miasta: Sochem, On, Cherau, Turra, Tetaui, ich okolice i kawałek pustyni zachodniej.

Z tej wysokości jego świątobliwość nie spostrzega wprawdzie ludzi skrzywdzonych albo nie nagrodzonych, ale dojrzy tłum gromadzących się bez zajęcia robotników.

Nie zobaczy żołnierza w szynkowni, ale pozna, czy pułk odbywa musztrę. Nie widzi, co gotuje na obiad jakiś chłop albo mieszczanin, ale dostrzeże pożar zaczynający się w dzielnicy.

Ten porządek państwowy — mówił ożywiając się Herhor — jest naszą chwałą i potęgą. A kiedy Snofru, jeden z faraonów najpierwszej dynastii, spytał pewnego kapłana, jaki by sobie pomnik wystawić? — ten odpowiedział: Wyrysuj, panie, na ziemi kwadrat i połóż na nim sześć milionów głazów — one przedstawią lud. Na tej warstwie połóż sześćdziesiąt tysięcy kamieni ociosanych — to będą twoi niżsi urzędnicy. Na tym ułóż sześć tysięcy kamieni wygładzonych — to będą wyżsi urzędnicy. Na tym postaw sześćdziesiąt sztuk pokrytych rzeźbą — to będą twoi najbliżsi doradcy i wodzowie, a na szczycie połóż jedną bryłę ze złotym wizerunkiem słońca — a będziesz ty sam.

Tak też zrobił faraon Snofru. W ten sposób powstała najstarsza piramida schodowa — rzetelny obraz naszego państwa — z której urodziły się wszystkie inne. Są to budowle nie wzruszone, z których szczytu widać krańce świata, a które będą podziwem najodleglejszych pokoleń.

W takim urządzeniu — ciągnął minister — spoczywa i nasza przewaga nad sąsiadami. Etiopowie byli równie liczni jak my. Lecz ich król sam troszczył się o swoje bydło, sam bił kijem poddanych i ani wiedział, ilu ich ma, ani potrafił zgromadzić ich, gdy wkroczyły nasze wojska. Tam nie było jednej Etiopii, ale wielka gromada ludzi nieuporządkowanych. Więc dzisiaj są naszymi wasalami. Książę libijski sam sądzi każdą sprawę, szczególniej między ludźmi bogatymi, i tyle oddaje im czasu, że prawie nie może obejrzeć się za siebie. Toteż, pod jego bokiem, rodzą się całe bandy rozbójników, których my wytępiamy.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: