— Proszę?
— Pomyślałeś sobie, że jednak nie mam nic wspólnego z oczami, prawda?
— Kto? Ja? - zabrzmiało to jak: a skąd pani wie? Sytuację skomplikował pies. Nie chciał wejść do domku. Usiadł na progu i skamlał.
— No chodź, głuptasie - ponaglał Adam. - To tylko Domek Jaśminowy.
Spojrzał zakłopotany na Anathemę.
— Normalnie mnie słucha. Robi wszystko od razu.
— Niech się pobawi w ogródku.
— Nie. Ma robić, co mu powiem. Czytałem o tym w książce. Ważne jest konsekwentne i systematyczne ćwiczenie. Każdy pies da się wytresować. Tata powiedział, że mogę go mieć, jak go wytresuję. Pies, wchodź!
Pies zawył i spojrzał błagalnie. Serdelkowaty ogon kilka razy uderzył o podłogę.
Głos Jego Pana.
Z największą niechęcią, jakby wchodził do izby tortur, przesunął się nad progiem.
— Dobrze. Dobry pies - dumny Pan pochwalił podopiecznego.
Następna cząstka diabelskiej natury odeszła w niebyt...
Anathema zamknęła drzwi.
Na futrynie była podkowa — niemy świadek setek przeprowadzek i odwiedzin pamiętający czasy Czarnej Śmierci, kiedy to przybito ją, by strzegła domu przed złymi duchami. Była zardzewiała, pokryta patyną minionych stuleci i wielokrotnie malowana. Ani Adam, ani Anathema nie zwrócili uwagi na to, jak stygła rozgrzana do białości stal.
* * *
Gruby kożuch pokrywał zimne kakao Azirafala. Ciszę w pomieszczeniu przerywał tylko szelest przewracanych stronic.
Co pewien czas rozlegało się gniewne stukanie, gdy jakiś miłośnik książek dla dorosłych pomylił drzwi sklepów. Azirafal ignorował wszystkie dźwięki z zewnątrz.
W czasie lektury kilka razy nieomal zaklął z wrażenia.
* * *
Anathema nie rozgościła się na dobre w Jaśminowym Domku. Przyrządy i notatki tworzyły pokaźne sterty na dużym stole - widok zaiste ciekawy, rzec by można, przypominający tajną celę kapłana voodoo, który dopiero co okradł magazyn sprzętu akademii nauk lub NASA.
— Ale klawo! - zawołał Adam i zapytał, co to jest to na trzech nogach.
— Teodolit - odpowiedziała z kuchni Anathema - do wykrywania linii działowych i namiarów.
— A co to znaczy?
Wysłuchawszy wyjaśnienia, Adam stwierdził:
— O rany, naprawdę?
—Tak.
— Wszędzie dookoła?
—Tak.
—Ja ich nigdy nie widziałem. Ale bomba! Dookoła mnie tyle linii pola, aja nie widziałem ani jednej.
Rzadko słuchał czegoś oprócz radia, ale ostatnie dwadzieścia minut siedział z otwartymi ustami i zapartym tchem. W jego rodzinie nie mówiło się o zaklęciach i czarach poza okazjonalnym odpukiwaniem w nie malowane drewno i tfu, tfu, na psa urok. Jedynym ukłonem w stronę zjawisk nadprzyrodzonych były beznamiętne opowieści rodziców o świętym Mikołaju, który w nocy wchodzi do domu przez komin[27] i przynosi prezenty pod choinkę.
Marzył o czymś bardziej okultystycznym niż dożynki. Chłonął słowa kobiety jak bibuła atrament.
Pies leżał pod stołem i warczał. Miał coraz więcej wątpliwości co do siebie.
Anathema wierzyła nie tylko w pole siłowe, ale także w foki, wieloryby, rowery, deszczowe dżungle, chleb gruboziarnisty, odzyskiwanie papieru toaletowego, wyrzucanie Afrykanerów z RPA i Amerykanów z całego świata, włącznie z Long Island. Nie szufladkowała wierzeń i nie miała systemu, lecz jeden potężny konglomerat przekonań, przy którym objawienia Joanny d'Arc to opowiastki na dobranoc. Na skali wiary zdolnej do przenoszenia gór jej wiara wynosiłaby około pół alpa[28].
Adam nie słyszał nigdy słowa “środowisko", deszczowe dżungle Amazonii były dla niego rozdziałem zamkniętym, a przy tym wcale nie wydrukowanym na papierze toaletowym z odzysku.
Raz tylko przerwał monolog Anatherny, by wymienić poglądy na temat elektrowni jądrowych.
— Byłem w takiej elektrowni. Nudne jak flaki z olejem. Wcale nie było zielonych dymów i nic nie bulgotało. To granda, żeby nic nie bulgotowało jak przychodzi wycieczka. I jeszcze ci faceci... Żeby choć jeden miał kosmiczny skafander.
— Tam zaczynają bulgotanie dopiero po wyjściu wszystkich gości - odpowiedziała Anathema.
— Aha...
— Właśnie w tej chwili już ich nie ma.
— No i dobrze im tak, skoro nie bulgocą. Przytaknęła, wciąż próbując ustalić, na czym polega osobliwość Adama. Wreszcie znalazła. Adam nie emanował.
Była ekspertem w sprawach emanacji, zwłaszcza transcendentalnej. Wytężając wzrok, potrafiła dostrzec, co ludzie emanują. Zwykle ujawniało się to jako obłoczek lub poświata wokół głowy, a z kształtu i zabarwienia można było wnioskować o stanie majątkowym i samopoczuciu obserwowanego. Emanował praktycznie każdy. Ludzie źli, niechętni, zamknięci w sobie emanowali blade drżące obłoczki, zaś wokół ekspansywnych i twórczych osobowości roztaczała się tętniąca jasna poświata o średnicy kilkunastu centymetrów.
Nie słyszała, by ktokolwiek nie emanował, a jednak wokół Adama nie było żadnej poświaty. Mimo to chłopiec był wesoły, zrównoważony i pozytywnie nastawiony do życia.
Zaczęła odczuwać lekkie zmęczenie.
Było jej miło, że wreszcie spotkała obiecującego słuchacza, być | może ucznia. Z wdzięczności pożyczyła mu kilka egzemplarzy | “New Aąuarian Digest", które wydawał jeden z jej przyjaciół.
Wszystko to wywarło duży wpływ na Adama. Przynajmniej tego dnia.
Ku zdziwieniu rodziców położył się wcześnie do łóżka. Nie zauważyli, że spod koca co jakiś czas słychać “o rety", “ale bomba" oraz rytmiczne chrupanie cytrynowych dropsów w zapamiętale pracujących szczękach.
Wyszedł spod koca dopiero, gdy wyczerpały się baterie. Leżał w ciemności z otwartymi oczami wpatrzony w klucz myśliwców zwisających z sufitu i kołysanych nocną bryzą.
Adam nie patrzył na samoloty. Przed błyszczącymi oczami wyobraźni fantastyczne obrazy wirowały i zmieniały się jak w kalejdoskopie.
Ciotka Wensleydale'a i jej wirujący spodek nawet się nie umywały. Taki okultyzm to dopiero coś.
Polubił Anathemę. Nie była młoda, to fakt, lecz gdy Adam kogoś polubił, starał się go uszczęśliwić.
Ongiś panował pogląd, że oblicze świata zmienia się wskutek wielkich wydarzeń - wojen, bomb atomowych, szalonych polityków i trzęsień ziemi albo wędrówek ludów. Został on zweryfikowany i odłożony do lamusa dla tych, którzy nie mogli lub nie chcieli przestawić się na nowoczesne myślenie. Według teorii chaosu świat zmieniają rzeczy niewielkie i drobne, jednostkowe wydarzenia: gdy w amazońskiej dżungli motyl zatrzepocze skrzydłami, gwałtowny huragan pustoszy pół Europy.
W uśpionej głowie Adama właśnie pojawił się motylek.
Być może teraz Anathema umiałaby wytłumaczyć i brak emanacji wokół Adama, i przynajmniej kilka ostatnich wydarzeń.
Stojąc na Trafalgar Square nie widzi się całej Anglii, prawda?
* * *
Dzwonki alarmowe umilkły.
Dla obsługi sterowni elektrowni jądrowej milknący sygnał alarmowy nie jest niczym wyjątkowym. Alarmy włączają się i wyłączają bez przerwy. Dzieje się tak dlatego, że każdy miernik czy licznik jest wyposażony w brzęczyk, buczek lub pisz-czyk po to, by go w porę zauważyć wśród tysięcy innych, które albo skończyły gwizdać i buczeć, albo zaraz zaczną.
Brygadzista powinien być kompetentny i stanowczy oraz sprawiać wrażenie kogoś, kto w sytuacji krytycznej, gdy panika owładnie tłumem podwładnych, nie będzie próbował założyć hełmu na lewą stronę, a gdy fajka zgaśnie w zębach - nie będzie miał zadowolonej miny konesera zaciągającego się pierwszym dymem.
O trzeciej rano w sterowni elektrowni jądrowej Turning Point nie było nic do roboty prócz wypełnienia dziennika zmiany i słuchania stłumionego buczenia turbin.
Aż do teraz.
Horacy Gander spojrzał na pulsujące czerwone kontrolki, na mierniki i na twarze kolegów, po czym przeniósł wzrok na telefon alarmowy w drugim końcu pomieszczenia. Czterysta dwadzieścia
solidnych megawatów taniej energii wychodziło z elektrowni. Ale wskaźniki paliwa w reaktorach od pewnego czasu wskazywały zero.