Rozległo się pukanie do drzwi. Siostra Mary otworzyła i ujrzała Mr Younga, który zapytał:
— Czy już? Jestem ojcem. To znaczy, chciałem powiedzieć, mężem. Zresztą, wszystko jedno. I ojcem, i mężem.
Siostra Mary oczekiwała, że amerykański attache kulturalny będzie wyglądał co najmniej jak Blake Carrington albo J. R. Ewing. Mr Young nie był ani trochę podobny do Amerykanów, których widziała w telewizji (no, może z wyjątkiem tego szeryfa z twarzą dobrego wujaszka z kiepskiego kryminału[7]). Mąż i ojciec w jednej osobie rozczarował ją. W dodatku pulower zupełnie nie pasował do krawata.
Przełknęła ślinę; rozczarowanie nie ustępowało.
— Tak, naturalnie. Proszę przyjąć moje gratulacje. Małżonka szanownego pana właśnie zasnęła.
Mr Young spojrzał przez ramię pielęgniarki.
— Bliźniaki? - Sięgnął do kieszeni po fajkę. Zatrzymał rękę w pół drogi i po chwili dokończył wymowny gest. - Bliźniaki? Nie było mowy o bliźniakach.
— Ależ skądże! — pospieszyła z wyjaśnieniem siostra Mary. — To jest pana potomek. Ten drugi jest... kogoś innego. Ja tylko trzymam dozór, dopóki nie wróci siostra Grace. To jest syn szanownego pana — dodała defensywnie, wskazując na Adwersarza, Pogromcę Królów, Anioła Bezdennej Otchłani, Bestię zwaną Smokiem, Księcia Tego Świata, Ojca Kłamstwa, Pomiot Szatana i Władcę Ciemności w jednej osobie. - Ten obok, tak. Z całą pewnością. Od stóp aż do rożków... których nie ma - zakończyła pospiesznie i trochę nerwowo.
Mr Young przenikliwie spojrzał w dół.
— No, tak. - W jego głosie zabrzmiały nutki wątpliwości. — Widzę znaczne podobieństwo rysów do rodziny z mojej strony. Rozumiem, że wszystko... ma... hm, na swoim miejscu?
— Oczywiście. To normalne zdrowe niemowlę. Bardzo normalne.
Przez chwilę milczeli, wpatrując się w śpiącego noworodka.
— Łaskawy pan ma zupełnie normalną wymowę. Bez naleciałości i akcentu - stwierdziła siostra Mary. - Czy przebywa pan tu od dawna?
— Od dziesięciu lat - odparł z lekka zaintrygowany Mr Young. - Firma zmieniła adres, a ja, z konieczności, razem z nią.
— Ma pan bardzo ciekawą pracę — powiedziała siostra Mary.
Mr Young obdarzył ją spojrzeniem wyrażającym niezwykłą wdzięczność. W końcu niewielu spotkanych dotychczas ludzi odniosło się z niekłamanym podziwem i szacunkiem do jakże, jego zdaniem, twórczego potencjału rachmistrza-kosztorysanta.
— Poprzednie miejsce było zupełnie inne niż obecne — kontynuowała pielęgniarka.
— Tak sądzę - odpowiedział Mr Young, który na dobrą sprawę nigdy się nad tym nie zastanawiał. W Luton było prawie tak samo jak w Tadfield. Tak samo przycięte żywopłoty między domem a stacją kolejową. Ludzie też tacy sami.
— Po pierwsze, o wiele wyższe zabudowania - siostra Mary, bliska załamania, spróbowała pociągnąć rozmowę. Mr Young spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. Jeśli dobrze pamiętał, to jedynym budynkiem wyższym niż pozostałe był biurowiec Alliance of Leicester.
— Domyślam się, że często bywa pan na garden party.
Nareszcie. Poczuł pewniejszy grunt. Deirdre była wielką amatorką rozrywek tego typu.
— Bardzo często - odparł z uczuciem. — Moja Deirdre robi świetne konfitury. Aja białego słonia[8].
Siostra Mary nigdy nie słyszała o tym punkcie programu przyjęć dla socjety z pałacu Buckingham. Mimo to natychmiast przyznała w myślach, że chociaż zwierzę jest gruboskórne, to znakomicie pasuje do surowej etykiety dworskiej.
— Czytałam, że właśnie do niego zagraniczni potentaci składają ofiary dla niej.
— Pardon?
— Widzi pan, jestem wielką miłośniczką rodziny królewskiej.
— Ja także — stwierdził Mr Young, przeskakując z wdzięcznością na nieco większą i wygodniejszą krę unoszoną przez zatrważający strumień świadomości. Był nieźle zorientowany w galerii arystokratów. Przynajmniej tych normalnych, którzy nie oszczędzali się, powiewając do upadłego chusteczkami na wzruszających otwarciach kolejnych mostów i sierocińców. Nie interesowali go odmień-cy szalejący w nocnych lokalach i dyskotekach, a potem uzewnętrzniający treści żołądkowe po paparazzi[9]
— Miło mi to usłyszeć - powiedziała siostra Mary. Sądziłam bowiem, że za oceanem nie kochacie ich zbytnio, bowiem wywołaliście rewolucję i wrzuciliście cały transport herbaty wprost do rzeki.
Trajkotała bez przerwy, skutecznie zachęcana regułą zakonu, by mówić o wszystkim, co przyjdzie do głowy, a łaskawa ślina przyniesie na język. Mr Young poczuł się zbity z tropu, ale był zbyt wyczerpany, by się przejmować takim drobiazgiem. Zapewne życie w ścisłej regule zakonnej sprawiło, że ludzie dziwaczeli. Pragnął, by jego żona obudziła się. Po chwili w monotonnym potoku słów płynących z ust siostry Mary zabrzmiała nutka nadziei.
— Czy byłoby dużym nietaktem z mojej strony, gdybym zapytał o istnienie możliwości wypicia filiżanki herbaty? - odważył się.
— Och, mój... - pielęgniarka zakryła usta dłonią. A o czymże innym myślała w tej chwili?
Mr Young nie skomentował.
— Zaraz się tym zajmę — dodała. — A może jednak życzypan sobie kawy? Piętro wyżej mamy maszynkę do parzenia.
— Proszę o herbatę.
— Słowo daję, pan się całkiem znaturalizował, nieprawdaż? — powiedziała radośnie i wybiegła, szeleszcząc fartuszkiem.
Pozostawiony sam ze śpiącą żoną i dwójką noworodków Mr Young opadł ciężko na krzesło. No tak. Długie godziny na klęczni-ku i pobudki skoro świt robią swoje. Mile są te siostry, ale chyba nie całkiem compost mentis.Jak w tym filmie Kena Russela. Zakonnice też tam były, ale w ich zachowaniu trudno było dostrzec choćby najmniejsze podobieństwo do tego, co działo się w tym szpitalu. Mówią, że nie ma dymu bez ognia, cóż.
Westchnął.
W tej chwili Niemowlę A obudziło się i rozpoczęło ryczytal co się zowie.
Mr Young od wielu lat nie uspokajał płaczącego noworodka. Zacznijmy od tego, że w ogóle nie umiał sobie z tym poradzić, a pieczętowanie różowej pupy ulubionym gestem sir Winstona Churchilla nie było godne polecenia.
— Witamy na ziemskim padole — powiedział znużonym głosem. - Wkrótce przywykniesz.
Niemowlę zamilkło i wpatrzyło się w Mr Younga jak w krnąbrnego generała.
Siostra Mary wybrała właśnie ów moment, by wkroczyć z herbatą. Nie bacząc, iż jest satanistką, przyniosła talerz lukrowanych ciasteczek zwykle podawanych do herbaty tylko specjalnym gościom. Mr Young wziął ciastko w polewie o takim samym odcieniu różu jak niektóre narzędzia chirurgiczne po operacji. Z polewy wystawał lukrowy bałwanek.
— Są inne niż te podawane u was - powiedziała siostra Mary. -U was nazywa sieje kruchymi ciasteczkami. U nas to biszkopty.
Mr Young już otwierał usta do potwierdzenia, że owszem, tak nazywał je on, a nawet jego sąsiedzi w Luton, gdy do pokoju wbiegła druga zakonnica, z trudem łapiąc powietrze.
Spojrzała na siostrę Mary, zorientowała się, że Mr Young w życiu nie miał do czynienia z wnętrzem pentagramu i ograniczyła wypowiedzi do wskazania na Niemowlę A i puszczenia “oczka". Siostra Mary skinęła głową i odpowiedziała mrugnięciem. Przybyła zabrała wózek z Niemowlęciem A. Mruganie i puszczanie oczek są jednym z wielu sposobów porozumiewania. Jedno mrugnięcie potrafi czasem dużo powiedzieć. Na przykład w mrugnięciu nowo przybyłej zawarte było, co następuje:
Gdzie się podziewałaś, do diabła ? Urodziło się Niemowlę B, jesteśmy gotowi do zamiany, a ty gaworzysz sobie jak gdyby nigdy nic w obecności Wielkiego Adwersarza, Pogromcy Królów, Anioła Bezdennej Otchłani, Bestii zwanej Smokiem, Księcia Tego Świata, Ojca Kłamstwa, Szatańskiego Pomiotu i Władcy Ciemności przy herbatce? Czy zdajesz sobie sprawę, że omal nie zostałam zastrzelona ?
Mrugnięcie siostry Mary w odpowiedzi na powyższe pytania znaczyło mniej więcej tyle:
Oto Wielki Adwersarz, Pogromca Królów, Anioł Bezdennej Otchłani, Bestia zwana Smokiem, Książę Tego Świata, Ojciec Kłamstwa, Pomiot Szatana i Władca Ciemności. Nie mogę teraz mówić, bo wśród nas jest obcy.Aliści siostra Mary zrozumiała mrugnięcie przełożonej tak: Dobrze się sprawiłaś, siostro Mary. Sama zamieniłaś noworodki — to doskonale. Wskaż mi teraz nadprogramowego noworodka. Ja zabiorę go stąd, a ty będziesz mogła dopić herbatę w towarzystwie Jego Ekscelencji Kultury Amerykańskiej.