– I co dalej?

– Obawiam się, że nic. Szkoda, że nie ma tam Max i mnie. Rozwiązalibyśmy zagadkę.

Austin spojrzał na telefon.

– Rozwiązanie może być w zasięgu ręki. Powiedz tylko, czy to możliwe.

Wytłumaczył, o co mu chodzi. Yaeger odrzekł, że da się to zrobić, mając odpowiedni sprzęt. Austin znów wręczył telefon Troutowi. Paul wstał i zaczął przeszukiwać szuflady i szafki. Znalazł jakieś kable. Połączył je razem i wetknął jeden koniec do gniazdka w komputerze.

– Nie jest to najlepszy modem na świecie, ale spróbuję podłączyć go do telefonu.

Zdjął tylną ściankę aparatu i wprowadził do środka drugi koniec przewodu. Potem wybrał numer.

Ekran komputera na moment oszalał. Strumień liter i cyfr rozmazywał się. Zrobiło się czarno. Potem pojawiła się wiadomość: “Jesteśmy. Zaczynamy ładowanie. Hiram i Max”.

Austin spacerował tam i z powrotem i zerkał na zegarek. Zastanawiał się, ile czasu zajmie Yaegerowi ta robota. Mijały minuty. Obawiał się, że będą musieli pryskać, zanim Hiram skończy. Jednak po dziesięciu minutach ukazała się wielka uśmiechnięta gęba w babcinych okularach. Podejrzanie przypominała twarz Yaegera: “Robota hackerska odwalona. Hiram i Max”.

Szybko odłączyli prowizoryczny modem i odłożyli wszystko na swoje miejsce. Austin wyjrzał na korytarz, żeby sprawdzić, czy droga wolna. Było pusto. Wrócili w pośpiechu do schematu statku i wybrali najkrótszą trasę do basenu. Jak dotąd mieli szczęście i nikogo nie spotkali. Austina zdumiewał brak personelu, ale wolał nie kusić losu. Kiedy szli korytarzem, za mijanymi drzwiami usłyszeli głosy mówiące po angielsku. Akcent był typowo amerykański. Austin poruszył klamką. Zamknięte. Znów wyjął wytrychy.

Drzwi otworzyły się, ukazując dwuosobową kajutę. Na jednej koi leżał kapitan Logan, na drugiej sternik NR-1. Mieli znudzone miny. Przerwali rozmowę w pół zdania i utkwili w gościach wrogie spojrzenia. Zapewne myśleli, że to ochroniarze, którzy przyszli uprzykrzyć im życie. Logan odwrócił się do sternika.

– Skąd oni biorą takie typy?

– Ten wysoki mógłby straszyć wrony na polu – odrzekł sternik.

– A ten niższy na pewno nie ubiera się u Armaniego – zachichotał Logan.

– Armani był zamknięty, kapitanie. Musieliśmy pożyczyć nasze kreacje od załogi statku.

W oczach Logana błysnęła podejrzliwość.

– Kim wy jesteście, do cholery?

– Ten dżentelmen udający stracha na wróble to mój kolega Paul Trout. Ja nazywam się Kurt Austin.

Kapitan zerwał się z koi.

– A niech mnie. Amerykanie?

– Mówiłem ci, że nas rozszyfrują mimo przebrania – powiedział Austin do Trouta i zwrócił się z powrotem do Logana. – Przyznajemy się do winy, kapitanie. Paul i ja jesteśmy z Zespołu Specjalnego NUMA.

Logan zerknął w kierunku drzwi.

– Nie słyszeliśmy żadnych odgłosów walki. Wasi ludzie opanowali statek?

Austin i Trout wymienili ubawione spojrzenia.

– Przykro mi, że musimy pana rozczarować – odparł Austin. – Chłopcy z Delta Force byli zajęci, więc wybraliśmy się tu sami.

– Nie rozumiem, jak…

– Później to wyjaśnimy – uciął Austin. – Wynośmy się stąd.

Dał znak Troutowi, żeby wyjrzał na korytarz. Paul lekko uchylił drzwi. Było pusto. Ruszył przodem, Austin zamykał pochód. Wyglądali, jakby eskortowali Amerykanów.

Po chwili spotkali samotnego ochroniarza. Zbliżał się z przeciwka z bronią na ramieniu. Po tym, jak szedł, Austin domyślił się, że wraca po służbie do kajuty. Ochroniarz zerknął na Trouta i zmarszczył brwi. Skąd wziął się tu ten człowiek o tak imponującym wzroście? Kapitan przystanął, nie wiedząc, co robić.

Austin mógł załatwić ochroniarza, ale wolał, żeby nikt nie zauważył wizyty obcych na statku. Podstawił Loganowi nogę i popchnął go. Kapitan upadł na ręce i kolana. Zdumienie ochroniarza zamieniło się w rozbawienie. Ryknął śmiechem i zagadał coś po rosyjsku. Zarechotał drugi raz, kiedy Austin lekko kopnął Logana w tyłek.

Austin odpowiedział wzruszeniem ramion i ochroniarz poszedł dalej, śmiejąc się wesoło. Austin schylił się i pomógł Loganowi wstać.

– Przepraszam, kapitanie – powiedział z wyraźnym zażenowaniem. – Gapił się na Paula i musiałem odwrócić jego uwagę.

Logan otrzepał spodnie i uśmiechnął się.

– Ci cholerni piraci porwali moją łódź podwodną, uprowadzili załogę i zmusili mnie do użycia okrętu Stanów Zjednoczonych do swych celów. Przeżyję wszystko, byle się stąd wydostać.

Trout przystanął i przestudiował kolejny diagram na ścianie.

– Wygląda na to, że ładownia z basenem jest podzielona na dwie części – mniejszą i większą. Proponuję zejść do mniejszej, żeby ominąć kajuty załogi.

Austin polecił mu, żeby szedł pierwszy. Szeregiem korytarzy dotarli do otwartych drzwi. Za progiem był pomost. Biegł wzdłuż ściany wysokiej komory, trzy razy mniejszej od basenu.

– Co to jest? – zdziwił się kapitan.

Z sufitu zwisał wielki cylindryczny obiekt. Miał ponad metr średnicy i z piętnaście metrów długości. Dolny koniec był stożkowy, wokół górnego sterczało kilka wypustów. Cylinder łączyła z sufitem sieć kabli i węży.

– Wygląda jak międzykontynentalny pocisk balistyczny – zauważył sternik. – Tylko wycelowany w złą stronę.

– To nie wszystko – odrzekł Trout. – U szczytu ma wirniki zamiast stateczników.

Austin był tak samo zafascynowany jak reszta, ale czas uciekał.

– Przyjrzyjcie mu się dobrze, panowie, a uwagi wymienimy potem.

Poszli przez następne drzwi i dotarli do przebieralni. Znaleźli tam skafandry pasujące na obu marynarzy. Austin i Trout odłożyli na półki pożyczone kombinezony. Potem wszyscy weszli do komory dekompresyjnej. Sprzęt do nurkowania leżał nietknięty. Zeszli po krótkich schodkach do pomieszczenia z mniejszym basenem. W pokładzie było kwadratowe zagłębienie o wymiarach trzy i pół na trzy i pół metra. Wodowano stąd ROV-y. Trout przyjrzał się urządzeniom sterującym na ścianie. Wcisnął jeden z guzików i dno płytkiej studni odsunęło się. Pomieszczenie wypełniła chłodna, słona wilgoć.

Sternik spojrzał w ciemny kwadrat oceanu i głośno przełknął ślinę.

– Bez żartów, panowie.

– Niestety, nie jest to ciepła wanna – odparł Austin. – Ale to jedyna droga na zewnątrz. Chyba że ma pan sposób na otworzenie głównej śluzy, żebyśmy mogli skorzystać z NR-1.

– Nie powinno się to różnić od ćwiczeń ewakuacyjnych w Groton – powiedział kapitan, dodając sobie odwagi.

– Nie mamy zapasowych butli tlenowych, więc będziemy oddychać parami. Musimy przepłynąć około stu metrów, potem nas wyłowią. Otwarcie klapy zapewne uruchomiło alarm w sterowni, więc trzeba się pośpieszyć.

Kapitan nie wyglądał na zachwyconego, ale zacisnął zęby, naciągnął kaptur i włożył maskę na oczy.

– Chodźmy, zanim się rozmyślę – mruknął.

Austin wręczył sternikowi dodatkowy wąż powietrzny, nazywany ośmiornicą. Trout wyposażył w to samo kapitana. Kiedy wszyscy byli gotowi, Austin i sternik wzięli się pod ręce, podeszli do krawędzi basenu i skoczyli w dół.

Zanurzali się w chmurze pęcherzy powietrza. Gdy pęcherze zniknęły, Austin zobaczył w pobliżu lampę Trouta. Zaczął płynąć przez mrok. Strażnik nierówno pracował nogami i układ bliźniaków syjamskich okazał się niezbyt wygodny. Oddalali się jednak od brzucha masywnego cielska statku.

Austin wznosił się i opadał. Morze musiało być wzburzone. Kompas nie przydawał się tak blisko ogromnej masy metalu i trzeba było na wyczucie ustalić kierunek.

Kiedy Austin ocenił, że są około stu metrów od statku, zatrzymał się i zasygnalizował pozostałym, żeby zrobili to samo. Unosili się dziesięć metrów pod powierzchnią. Odpiął od pasa małą samonadmuchującą się boję i owinął jej nylonową linkę wokół nadgarstka. Wypuścił boję na powierzchnię. Miniaturowy transponder w jej wnętrzu zaczął sygnalizować ich pozycję.

Mijały nerwowe minuty. Mimo skafandrów sztywnieli z zimna. Dwaj podwodniacy z NR-1 byli odważni, ale długo więzieni w kajucie stracili formę. Austin zastanawiał się, co będzie, jeśli “Kestrel” się nie pojawi. Rozważał czarne scenariusze, gdy w jego słuchawkach rozległ się głos Jenkinsa.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: