– Dobrze. I co dalej? – zapytał Logan.

Pułaski znów zerknął na zegarek, jak człowiek zaniepokojony opóźnieniem pociągu.

– Teraz zaczekamy.

Odsunął lufę od głowy sternika, ale nie opuścił i nie zabezpieczył broni. Minęło dziesięć minut. Potem piętnaście. Logan zaczynał tracić cierpliwość.

– Mógłby mi pan łaskawie wyjaśnić, na co czekamy?

Pułaski położył palec na ustach i uśmiechnął się tajemniczo.

– Zobaczy pan.

Minęło jeszcze kilka minut. Napięcie rosło. Logan patrzył na monitor kamery dziobowej, zastanawiając się, kim jest ten facet i czego chce. W końcu odpowiedź nadeszła. Do ostrego dziobu zbliżał się wielki cień.

Logan pochylił się do przodu, wpatrzony w ekran.

– Co to jest, do cholery?

Cień przesunął się pod łódź jak monstrualny rekin atakujący podbrzusze ofiary. Rozległ się ogłuszający metaliczny dźwięk, jakby w NR-1 uderzył młot parowy. Łódź zatrzęsła się od dziobu do rufy i uniosła o kilka metrów.

– Dostaliśmy! – krzyknął sternik i odruchowo sięgnął do przyrządów.

– Nie ruszać się! – warknął Pułaski i przystawił mu broń do głowy.

Ręka sternika zamarła w powietrzu. Spojrzał w górę. Wszyscy w łodzi usłyszeli zgrzyty i drapanie, jakby po kadłubie pełzały wielkie metalowe owady.

Pułaski promieniał z zadowolenia.

– Jest nasz komitet powitalny.

Hałas ucichł po kilku minutach. Zastąpiły go wibracje potężnych silników. Szybkościomierz na panelu kontrolnym ożył, choć śruby nie pracowały. Sternik wlepił wzrok we wskaźnik.

– Ruszyliśmy! Co mam robić?

Odwrócił się do kapitana. Na liczniku mieli dziesięć, potem dwadzieścia węzłów i szybkość ciągle rosła.

– Nic – odparł Pułaski. – Proszę przekazać załodze wiadomość, kapitanie.

– Jaką?

Pułaski uśmiechnął się.

– To chyba oczywiste. Niech siedzą spokojnie i cieszą się rejsem.

3

Morze Czarne

Pięciometrowy ponton zodiac pędził w kierunku odległego brzegu. Fale waliły w płaskie dno jak w bęben. Kaela Dorn kuliła się na dziobie. Zaciskała dłonie na linie ratunkowej, żeby nie wypaść za burtę. Woda pryskała jej w oczy i ściekała po twarzy, ale Kaela tylko raz odwróciła głowę.

– Gazu, Mehmet, gazu! – krzyknęła do mężczyzny klęczącego przy rumplu i machnęła ręką, jakby rzucając lasso.

Zasuszony Turek odpowiedział bezzębnym uśmiechem od ucha do ucha. Otworzył szerzej przepustnicę i zodiac uderzył w wodę z jeszcze większą siłą. Kaela ścisnęła mocniej linę i roześmiała się z zachwytem.

Dwaj pasażerowie pontonu nie mieli powodu do entuzjazmu. Trzymali się kurczowo, żeby nie wpaść do morza. Przy każdym podskoku szczękali zębami. Nie byli zaskoczeni, kiedy Kaela kazała Mehmetowi dodać gazu. Po trzech miesiącach pracy z reporterką programu telewizyjnego Niewiarygodne tajemnice przyzwyczaili się do jej szalonych pomysłów.

Krępy Mickey Lombardo, starszy członek ekipy, był rodowitym nowojorczykiem. Przez lata wyrobił sobie mięśnie, dźwigając sprzęt dźwiękowy i oświetleniowy. Trzymał w zębach zgasłe cygaro. Chwilę po rozpoczęciu szaleńczego rejsu zalała je fala. Jego australijski asystent, jasnowłosy Hank Simpson, był muskularnym surferem o przezwisku Dundee.

Kiedy usłyszeli, że będą pracować z piękną reporterką, nie wierzyli w swoje szczęście. Potem czekała ich wspólna wyprawa do pełnej odchodów nietoperzy groty w Arizonie, do wodospadów w zielonym piekle Amazonki, filmowali ceremonię wudu na Haiti. Stopniowo nabrali szacunku dla odwagi Kaeli. Przestali ją podrywać i traktowali jak młodszą siostrę, którą trzeba chronić przed jej własną brawurą.

Lombardo i Dundee też nie byli mięczakami. Ludzie pracujący w terenie dla Niewiarygodnych tajemnic musieli mieć kondycję fizyczną i pomysłowość w zdobywaniu materiału. Zdarzało się wiele groźnych wypadków. Ich niebezpieczne przygody często same w sobie stawały się tematem kolejnego odcinka. Jeśli reporter czy technik wpadł do morza lub ścigali go ludożercy, materiał stawał się jeszcze atrakcyjniejszy. Dopóki ekipa nie straciła drogiego sprzętu, szefostwo programu nie przejmowało się niebezpiecznymi warunkami pracy.

Przyjechali do Stambułu kilka dni wcześniej, żeby rozpocząć poszukiwania arki Noego. Temat dawno przestał być sensacją i zszedł na dalsze strony gazet. Dlatego też Kaela rozglądała się za czymś innym. Pierwszego dnia poszła wynająć kuter rybacki na rejs po Morzu Czarnym. W porcie spotkała starego rosyjskiego marynarza. Służył kiedyś na radzieckim okręcie podwodnym z pociskami balistycznymi. Opowiedział Kaeli o opuszczonej bazie tych jednostek. Narysował nawet mapę i zaznaczył lokalizację w odległym zakątku Morza Czarnego. Przedtem napomknął jednak, że trochę forsy odświeżyłoby mu pamięć.

Podniecona Kaela wróciła do kolegów. Nie tracili czasu. Mieli teraz dobry temat zastępczy na wypadek, gdyby nie znaleźli arki, co było bardzo prawdopodobne. Wynajęli kuter rybacki, który miał ich zabrać na spotkanie ze statkiem badawczym Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych.

Właściciel kutra, kapitan Kemal, powiedział, że wie o rosyjskiej bazie. Mogą tam zajrzeć przed spotkaniem ze statkiem NUMA. Jednak w pobliżu celu zaczął nawalać silnik i kapitan postanowił zawrócić do portu. Potrzebna była pewna część zapasowa, a naprawa zajęłaby tylko kilka godzin. Kaela przekonała go, żeby wysadził ich na brzeg i przypłynął tu następnego dnia.

Kuzyn kapitana, Mehmet, zaproponował, że dostarczy ich na ląd swoim pontonem.

Zodiac zbliżał się teraz do szerokiej plaży. Fale były tu wyższe i częstsze. Mehmet zmniejszył szybkość. Stary Rosjanin powiedział, że baza znajduje się pod ziemią obok opuszczonej stacji badawczej. Należało szukać wywietrzników. Kaela starła wodę z okularów przeciwsłonecznych, zmrużyła oczy i przyjrzała się trawiastym wzgórzom. Nie zauważyła żywej duszy. Zupełna pustka. Zaczęła się zastanawiać, czy nie narazili telewizji na nieuzasadnione wydatki.

– Widzisz coś? – zawołał Lombardo, przekrzykując wycie silnika.

– Żadnych bilIboardów, jeśli o to ci chodzi.

– Może to nie tu?

– Kapitan Kemal mówił, że tu. I mam szkic terenu od tamtego Rosjanina.

– Ile zapłaciłaś temu naciągaczowi?

– Sto dolców.

Lombardo skrzywił się.

– Ciekawe, ile razy sprzedał tę samą historyjkę.

Kaela wskazała brzeg.

– Tamta górka wygląda obiecująco.

W tym momencie usłyszała jakiś dziwny dźwięk.

Odwróciła się i zobaczyła poszarpaną dziurę w poszyciu pontonu. Pół metra na prawo od jej głowy. Pomyślała, że od tej szaleńczej jazdy puściła jedna z wielu łat na gumowanej tkaninie. Trzeba powiedzieć Mehmetowi. Spojrzała w jego stronę. Turek uniósł się z klęczek z dziwną miną i przycisnął dłoń do piersi. Potem skurczył się, jakby uszło z niego powietrze, i wypadł za burtę. Kiedy puścił ster, ponton ustawił się bokiem do fali. Następna fala przewróciła go i pasażerowie wpadli do morza.

Niebo zawirowało nad Kaela, nagłe zimno wywołało szok. Poszła pod wodę i wynurzyła się w ciemności. Była pod przewróconym pontonem. Prychnęła, schyliła głowę i wypłynęła na otwartą przestrzeń. Nad powierzchnią unosiła się łysa głowa Lombardo, potem pojawił się Dundee.

– Nic się wam nie stało? – zapytała i podpłynęła bliżej.

Lombardo wypluł resztkę cygara.

– Co to było, do cholery?

– Mehmet został postrzelony.

– Postrzelony?!

Podpłynęli do dziobu pontonu.

– Złapał się za pierś i wypadł za burtę – powiedziała Kaela. – Tu jest dziura po pierwszym pocisku, drugi trafił Mehmeta.

– Jezu! – Lombardo wetknął palec do dziury. – Ale wdepnęliśmy.

Dundee podpłynął do nich żabką. Cała trójka uczepiła się pontonu i zaczęli dryfować. Zdecydowali, że zaczekają na Kemala w wodzie, bez wychodzenia na brzeg. Tak będzie bezpieczniej. Zodiac był mocno zanurzony, ale niektóre komory jeszcze trzymały powietrze. Próbowali go odwrócić, ale nie udało się. Silnik za dużo ważył, a zaokrąglone burty były zbyt śliskie. Szybko tracili siły i fale spychały ich w stronę brzegu.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: