– Mam nadzieję – mruknął Ogawa.

Kiedy wzeszło słońce, 1-403 skręcił na południe do cieśniny Bungo i popłynął wzdłuż położonej na południu wyspy Kiusiu na Pacyfik. Po drodze minęli szary niszczyciel wracający do portu. Miał duży przechył na burtę, a w pokładach i mostku ziały dziury po pechowym spotkaniu z parą amerykańskich hellcatów. Na kiosku okrętu podwodnego stłoczyło się kilku podoficerów. Chcieli jeszcze raz popatrzeć na swój zielony wyspiarski kraj, bo jak wszyscy marynarze ruszający do walki nie byli pewni, czy wrócą.

Wkrótce Ogawa wydał rozkaz zanurzenia. Na 1-403 zabrzmiał głośny dzwonek i marynarze rozbiegli się, żeby zabezpieczyć pokłady i włazy.

– Głębokość piętnaście metrów – rozkazał dowódca.

Wielkie zbiorniki balastowe napełniono wodą, stery głębokości ustawiono do zanurzenia. Wśród szumu wody dziób zniknął pod powierzchnią i cały okręt pogrążył się szybko w ciemnym morzu.

W rejonie cieśniny Bungo czaiły się w głębinach amerykańskie okręty podwodne, które polowały na statki handlowe z zaopatrzeniem i jednostki japońskie wychodzące z bazy w Kure. Ogawa nie zamierzał paść ofiarą wroga, skierował więc 1-403 na północny wschód i szybko oddalił się od tras okrętów wojennych zdążających na południe ku Filipinom.

Jak większość okrętów podwodnych swojej epoki, 1-403 był napędzany silnikami Diesla i elektrycznymi. W dzień płynął w zanurzeniu na akumulatorowych silnikach elektrycznych z prędkością zaledwie sześciu węzłów. Pod osłoną ciemności wynurzał się i uruchamiał silniki wysokoprężne. Rozwijał wtedy prędkość ponad osiemnastu węzłów i ładował akumulatory. Ale nie był zwykłym okrętem podwodnym. Miał prawie sto dziewiętnaście metrów długości i należał do niewielkiej grupy okrętów podwodnych typu Sen toku, wówczas największych na świecie. Jego wyporność wynosiła ponad pięć tysięcy dwieście ton, a moc każdego z czterech silników Diesla siedem tysięcy siedemset koni mechanicznych. Ale najbardziej niezwykłe było uzbrojenie 1-403. Okręt mógł transportować trzy hydroplany Seiran, przerobione na małe bombowce nurkujące, które wystrzeliwano z katapulty na przednim pokładzie. Podczas rejsu samoloty trzymano rozmontowane w wodoszczelnym hangarze o długości trzydziestu trzech i pół metra biegnącym wzdłuż kadłuba. Ale lotnictwu brakowało samolotów i Ogawa musiał odstąpić jeden hydroplan siłom powietrznym do lotów zwiadowczych nad wybrzeżem. Teraz jego okręt miał na pokładzie tylko dwa seirany.

Kiedy 1-403 wydostał się bezpiecznie na ocean, Ogawa wycofał się do swojej kajuty i jeszcze raz przeczytał rozkazy operacyjne, które dał mu Horinouchi. Zwięzłe instrukcje nakazywały mu płynąć trasą północną przez Pacyfik i zatankować okręt na Aleutach. Potem miał podejść do północno-zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych i przeprowadzić atak lotniczy swoimi dwoma samolotami na miasta Tacoma, Seattle, Victoria i Vancouver.

To bez sensu, pomyślał Ogawa. Japonia potrzebuje okrętów podwodnych do obrony swoich wód terytorialnych, a nie do ofensywy w wykonaniu dwóch małych samolotów. Ale był jeszcze doktor Tanaka i jego tajemniczy ładunek.

Ogawa wezwał naukowca do siebie. Tanaka skłonił się uprzejmie, potem wszedł do ciasnej kwatery komandora i usiadł przy małym drewnianym stole. Był drobnym mężczyzną o niesympatycznej, ponurej twarzy. Grube okulary powiększały jego czarne oczy bez wyrazu i nadawały mu złowrogi wygląd.

Ogawa darował sobie formalności i przeszedł od razu do rzeczy.

– Doktorze Tanaka, mam rozkaz doprowadzić ten okręt do zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej i zaatakować z powietrza cztery miasta. Nie znalazłem żadnej wzmianki o pańskich obowiązkach ani o rodzaju pańskiego ładunku. Muszę zapytać, jaka jest pańska rola w tej operacji.

– Komandorze Ogawa, zapewniam pana, że moją obecność tutaj zatwierdzono na najwyższym szczeblu – odrzekł Tanaka. – Moim zadaniem jest pomoc techniczna przy ataku lotniczym.

– To okręt wojenny. Nie rozumiem, jak lekarz może pomóc przy uderzeniu sił morskich – skontrował Ogawa.

– Komandorze, pracuję w Zespole Badawczym Zapobiegania Chorobom Zakaźnym Wojskowej Akademii Medycznej. Dostaliśmy materiały z ośrodka naukowego w Chinach, które umożliwiły nam stworzenie nowej, skutecznej broni. Pański okręt podwodny wybrano jako środek transportu tej broni, by użyć jej po raz pierwszy przeciwko Amerykanom. Jestem odpowiedzialny za jej wykorzystanie i bezpieczeństwo w czasie tej operacji.

– Czy te materiały będą zrzucone z moich samolotów?

– Tak, w specjalnych pojemnikach przystosowanych do przeniesienia przez bombowce. Dokonałem już niezbędnych ustaleń z pańskimi pilotami.

– Czy ta broń nie zagraża załodze mojego okrętu?

– Absolutnie nie – skłamał Tanaka z nieodgadnioną miną.

Ogawa nie uwierzył, ale uważał, że siły przeciwpodwodne amerykańskiej marynarki wojennej są groźniejsze dla jego okrętu niż cokolwiek na pokładzie. Spróbował wyciągnąć z Tanaki więcej informacji, ale lekarz podał mu niewiele faktów. Nie zdradził żadnych szczegółów tajemniczej broni. W tym człowieku jest coś złowieszczego, pomyślał Ogawa i poczuł niepokój. Po wypiciu filiżanki herbaty pożegnał małomównego naukowca. Siedział sam w swojej kajucie i przeklinał dowództwo floty za to, że wybrało jego okręt do tej operacji. Nie chciał brać w niej udziału.

Sporadycznie pojawiające się na oceanie statki handlowe i kutry rybackie zniknęły wkrótce z widoku, gdy wybrzeże Japonii zostało za rufą i okręt zapuścił się dalej na północ. Przez następnych dwanaście dni i nocy rejsu na północny wschód załoga wykonywała rutynowe czynności. 1-403 wynurzał się nocami i zwiększał prędkość. Niebezpieczeństwo wykrycia przez aliancki okręt lub samolot zmniejszyło się na północy Pacyfiku, ale Ogawa wolał nie ryzykować i w dzień płynął pod wodą. Wewnątrz zanurzonego okrętu było gorąco jak w piecu. Rozgrzana maszynownia podnosiła temperaturę do ponad trzydziestu stopni, z upływem godzin zanieczyszczone powietrze ledwo nadawało się do oddychania. Załoga nie mogła się doczekać zmroku, wiedząc, że w ciemności będzie można wreszcie się wynurzyć, otworzyć włazy i wpuścić do dusznego wnętrza zimne, świeże morskie powietrze.

Na okrętach podwodnych nie obowiązywał ścisły regulamin, nawet w japońskiej marynarce wojennej. 1-403 nie był wyjątkiem. Oficerowie i załoga spędzali razem czas, jedli takie same posiłki i znosili takie same niewygody. W przeszłości trzy razy przeżyli atak bomb głębinowych i śmiertelne niebezpieczeństwo zbliżyło wszystkich do siebie. Wyszli cało z zabójczej zabawy w kotka i myszkę i uważali 1-403 za szczęśliwy okręt, który nie ulegnie przeciwnikowi.

Po dwóch tygodniach 1-403 wynurzył się w pobliżu aleuckiej wyspy Amchitka i szybko znalazł okręt zaopatrzeniowy „Morioka" zakotwiczony w małej zatoczce. Ogawa podpłynął ostrożnie do jego burty i rzucono liny cumownicze. Kiedy do zbiorników paliwa okrętu podwodnego przepompowywano olej napędowy, marynarze na obu pokładach żartowali z siebie wzajemnie na lodowatym zimnie.

– Nie jest wam trochę za ciasno w tej puszce sardynek? – zapytał opatulony podoficer przy relingu „Morioki".

– Nie, mamy jeszcze kupę miejsca na puszkowane owoce, kasztany i sake! – odkrzyknął podwodniak, żeby pochwalić się lepszym jedzeniem, które dostawały załogi stalowych rekinów.

Tankowanie trwało niecałe trzy godziny. U jednego z członków załogi 1-403 stwierdzono ostre zapalenie wyrostka robaczkowego i przekazano go na okręt zaopatrzeniowy pod opiekę lekarza. Marynarze „Morioki" dostali od podwodniaków pudełko landrynek, po czym 1-403 ruszył na wschód w dalszą drogę do Ameryki Północnej. Niebo poczerniało, na szarozielonym oceanie pojawiły się spienione fale i okręt podwodny wpłynął prosto w paszczę wczesnozimowego sztormu. Przez trzy noce morze miotało gwałtownie 1-403, fale przelewały się przez pokład i rozbijały o kiosk, gdy okręt próbował naładować akumulatory. W pewnym momencie obserwator omal nie został zmyty za burtę do lodowatej wody. Wielu doświadczonych marynarzy miało chorobę morską. Ale silny zachodni wiatr dął w rufę, pchał mocno okręt przez wzburzone morze i zwiększał jego prędkość rejsową na wschód.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: