– Szałowa kreacja, rudowłosa, ale obawiam się, że zrobisz dziś wrażenie tylko na kilku szczurach – powiedział i wskazał kciukiem facetów za sobą.
– A ty postanowiłeś nadal wyglądać jak złota rączka – odcięła się, patrząc na jego brudny, przepocony kombinezon NUMA.
– Niestety wszystkie udostępnione mi ubrania są w takim rozmiarze – podciągnął nogawki do połowy łydek. – Poza tym nigdy nie przywiązywałem wagi do stroju.
Wartownicy, zirytowani tą pogawędką, zaprowadzili ich siłą do windy. Wjechali piętro wyżej. Drzwi otworzyły się na imponującą jadalnię z panoramicznym widokiem za oknami. Kang siedział u szczytu stołu i przeglądał zawartość skórzanej teczki na akta. Tongju stał przy jego lewym ramieniu. Koreański potentat przemysłowy miał na sobie drogi granatowy garnitur i jedwabny kasztanowy krawat. Zerknął na windę i z obojętną miną wrócił do wertowania dokumentów.
Dirk i Summer spojrzeli przez okno na malowniczy krajobraz, po czym przenieśli wzrok na gospodarza. Summer przeszył dreszcz, kiedy napotkała lodowate oczy Kanga. Nagle poczuła się głupio w jedwabnej sukience. Nerwowo splotła dłonie na wysokości talii. Ale pozbyła się strachu, gdy zerknęła na brata.
Dirk stał prosto i patrzył z góry na Tongju, który sięgał mu do brody.
– Operatorzy pojazdu głębinowego ze statku NUMA – Tongju przedstawił rodzeństwo szefowi.
Dirk zignorował go.
– Dae-jong Kang, jak się domyślam – powiedział. – Boss Kang Enterprises.
Kang skinął lekko głową i pokazał gościom, żeby usiedli. Wartownicy wycofali się pod ścianę, nie przestając obserwować więźniów. Tongju zajął miejsce naprzeciwko Dirka.
– Pan Pitt jest odpowiedzialny za śmierć dwóch naszych ludzi w Ameryce – oznajmił i utkwił w Dirku zmrużone oczy.
Dirk skinął głową z cichą satysfakcją. Jego podejrzenia potwierdziły się: istniał związek między próbami wydobycia ładunku z dwóch japońskich okrętów podwodnych a zamachem na jego życie na wyspie Vashon.
– Jaki ten świat mały – rzekł Kang.
– Za mały dla takich ludobójców jak pan – wycedziła wściekle Summer.
Kang zignorował komentarz.
– Szkoda. Ludzie w Seattle należeli do najlepszych agentów Tongju.
– Ale nie byli najlepszymi kierowcami – odparł Dirk. – Powinien pan staranniej dobierać pracowników.
Odwzajemnił Tongju lodowate spojrzenie.
– Gdyby nie tamto zdarzenie, nie moglibyśmy skorzystać z pańskiej wspaniałomyślnej pomocy przy wydobywaniu ładunku z 1-411 – powiedział Kang. – Jestem ciekaw, co doprowadziło pana do tego okrętu.
– Szczęśliwy zbieg okoliczności. Odkryłem, że inny japoński okręt podwodny ostrzelał wybrzeże Oregonu pociskami z cyjankiem, i zastanawiałem się, czy ktoś nie wydobył podobnej amunicji i nie użył jej na Aleutach. Dopiero gdy zanurkowałem do 1-403 i znalazłem resztki bomb lotniczych z bronią biologiczną, zrozumiałem, że chodziło o coś więcej.
– Szkoda, że bomby uległy zniszczeniu przy zatonięciu okrętu – odrzekł Kang. – Byłoby je o wiele łatwiej wydobyć niż tamte na 1-411.
– Ale znalazł pan jedną nietkniętą i wykorzystał na Wyspach Aleuckich.
– Oczywiście – przyznał Kang. – To interesujące, jak Japończycy połączyli elementy broni biologicznej i chemicznej. Nasz test wykazał, że skuteczność czynnika biologicznego ograniczało dwufazowe uwolnienie, ale komponent chemiczny miał silniejsze działanie, niż się spodziewaliśmy.
– Wystarczająco silne, żeby zabić dwóch członków Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych – zauważyła gniewnie Summer.
Kang wzruszył ramionami.
– Skąd pani to wie? Była pani tam?
Summer w milczeniu pokręciła głową. Wtrącił się Dirk:
– Pilotowałem śmigłowiec zestrzelony przez pański „trawler".
Kang i Tongju spojrzeli po sobie.
– Jest pan niezniszczalny, Pitt – stwierdził Kang.
Zanim Dirk zdążył odpowiedzieć, otworzyły się boczne drzwi i do jadalni weszli dwaj mężczyźni w białych kelnerskich marynarkach z dużymi srebrnymi tacami w dłoniach. Postawili przed każdym kolorowe danie z owoców morza i kieliszek szampana Veuve Clicquot. Dirk i Summer nie jedli porządnego posiłku od kilku dni, więc niemal rzucili się najedzenie.
– Zgaduję, że wasz rząd nie jest zbyt przyjaźnie nastawiony do Japończyków – powiedział Kang.
– Udawanie Japońskiej Czerwonej Armii było sprytnym posunięciem, ale mój rząd was rozszyfrował. Ustalono, że ci dwaj cyngle z Seattle byli Koreańczykami – skłamał Dirk i wyszczerzył zęby do Tongju. – Przypuszczam, że lada chwila władze zapukają do pańskich drzwi, Kang.
Kang zmarszczył brwi, ale po chwili jego twarz złagodniała.
– Blefuje pan, Pitt. Tamci dwaj nie mieli pojęcia, dla kogo pracują. Nic pan nie wie o naszych zamiarach.
– Niechęć Korei do Japonii jest powszechnie znana – ciągnął Dirk. – Nikt nie byłby zaskoczony, gdyby szaleńcy posiadający skuteczną broń chcieli jej użyć przeciwko dawnemu wrogowi.
Kang uśmiechnął się lekko i odchylił na krześle.
– Wasz statek nie miał eskorty w czasie operacji wydobywczej, co świadczy, że amerykański rząd nie przywiązuje dużej wagi do pańskiego odkrycia na 1-403. A pańskie przypuszczenia co do wykorzystania broni biologicznej są chybione.
– Więc co chcecie z nią zrobić? – zapytała Summer.
– Może użyć jej przeciwko waszemu krajowi… – Kang zawiesił głos. – A może nie – dokończył.
– Szczepionka przeciwko ospie jest łatwo dostępna w Stanach Zjednoczonych i wystarczy jej dla wszystkich – skontrował Dirk. – Zaszczepiono już dziesiątki tysięcy pracowników służby zdrowia. Uwolnienie wirusa wywołałoby co najwyżej lekką panikę. Nie byłoby niebezpieczeństwa wybuchu epidemii.
– Uporanie się z Variolą major, czyli zwykłą ospą, na pewno nie byłoby dla was problemem. Ale nie macie szczepionki przeciwko chimerze.
– Chimerze? Mitycznemu potworowi z głową lwa, tułowiem kozy i wężem zamiast ogona?
– Przeciwko innemu potworowi. Hybrydzie powstałej z połączenia zabójczych wirusów w jeden śmiercionośny organizm. Przeciwko tej broni biologicznej wasza szczepionka byłaby żałośnie nieskuteczna.
– O co panu chodzi, na litość boską?! – wykrzyknęła Summer.
Kang spokojnie dokończył swoje danie, złożył starannie serwetkę i położył na stole.
– Mój kraj został podzielony wbrew woli narodu po waszej interwencji zbrojnej w latach pięćdziesiątych. Wy, Amerykanie, nie rozumiecie, że wszyscy Koreańczycy marzą o zjednoczeniu naszej ojczyzny. Wtrącanie się obcych uniemożliwia nam urzeczywistnienie tego marzenia. Główną przeszkodą jest obecność zagranicznych wojsk na naszej ziemi.
– Amerykańska obecność militarna w Korei Południowej gwarantuje, że marzenie o zjednoczeniu nie zostanie urzeczywistnione na ostrzach północnokoreańskich bagnetów – odparł Dirk.
– Korea Południowa nie ma już serca do walki, a potęga militarna Korei Północnej będzie stabilizującą siłą niezbędną do utrzymania porządku podczas procesu zjednoczenia.
– Nie do wiary, jemy lunch ze skrzyżowaniem Stalina i Mary Tyfus – mruknęła Summer do brata, mając na myśli Mary Mallon, która na początku XX wieku zaraziła durem brzusznym kilkadziesiąt osób, ale sama nie zapadła na tę chorobę.
Kang nie zrozumiał uwagi.
– Południowokoreańska młodzież – mówił dalej – ma już dość waszej okupacji i znieważania naszych obywateli. Nie boi się zjednoczenia i pomoże do niego doprowadzić.
– Innymi słowy, po wycofaniu się wojsk amerykańskich oddziały z Północy pomaszerują na Południe i zjednoczą kraj siłą.
– Wojskowi oceniają, że gdy Amerykanie wycofają się z Korei Południowej, osiemdziesiąt procent jej terytorium uda się zająć w ciągu siedemdziesięciu dwóch godzin. Ofiary będą nieuniknione, ale kraj zostanie zjednoczony, nim USA, Japonia i inne państwa zdążą zareagować.
Dirk i Summer zaniemówili. Obawiali się ataku terrorystycznego z użyciem wirusa ospy, ale nie podejrzewali spisku na taką skalę: napaści na Koreę Południową i jednoczesnego uśmiercenia milionów Amerykanów.