– Czuję się, jakbym wypił pół rzeki – wysapał. – Następnym razem przypomnij mi, żebym się ograniczał do butelkowanej wody.
Ledwo skończył mówić, przechylił się na bok i znów wypluł z siebie wodę. Potem usiadł i rozmasował lewy nadgarstek. Przyjrzał się siostrze i odetchnął z ulgą, że nic jej się nie stało.
– Dzięki, że mnie wyciągnęłaś – powiedział. – Jak poradziłaś sobie z pierścieniem?
– Znalazłam luźny kawał betonu i walnęłam w obciążnik. Szczęśliwie przy okazji nie zmiażdżyłam ci ręki.
Dirk pokiwał głową.
– Jestem zobowiązany – mruknął.
Odpoczywali prawie godzinę, powoli odzyskując siły. Dirk wciąż wypluwał wodę, której nałykał się tuż przed uwolnieniem, kiedy omal nie utonął. Słońce dawno zaszło, zapadła noc i w jaskini zrobiło się prawie całkiem ciemno.
– Wiesz, jak się stąd wydostać? – zapytał Dirk, kiedy poczuł, że może się ruszać.
– Wylot groty jest niecałe pięćdziesiąt metrów stąd – odpowiedziała Summer. – Kawałek dalej na południe jest przystań Kanga.
– A jak się tu znaleźliśmy?
– Przypłynęliśmy małym skiffem. Niestety spałeś w czasie tej uroczej podróży.
– Żałuję, że tyle straciłem – powiedział Dirk i dotknął małej rany na czubku głowy. – Będziemy musieli pożyczyć od Kanga łódź. Kiedy schodziliśmy z pokładu katamarana, widziałem motorówkę przycumowaną do pomostu. Może jeszcze tam stoi.
– Gdybyśmy zdołali ją odwiązać i wypłynąć cicho na zatokę, zyskalibyśmy na czasie. – Summer zadrżała, przemarznięta po długiej kąpieli w zimnej rzece.
– Znów do wody – westchnął Dirk. – Znasz drogę, więc prowadź.
Summer rozdarła spódnicę jedwabnej sukienki aż do biodra, żeby mieć większą swobodę ruchów, i zanurzyła się w chłodnej ciemnej wodzie. Dirk ruszył za nią. Płynęli przez wąską, krętą jaskinię w kierunku bladoszarej plamy nikłego światła widocznej na tle ciemności. Kiedy zbliżyli się do wylotu groty, zatrzymał ich na chwilę odległy szmer głosów. Wyłonili się zza ostrego zakrętu i zobaczyli owalny otwór. Na niebie świeciły gwiazdy, w wodzie odbijał się blask reflektorów na przystani Kanga. Wypłynęli z jaskini i dotarli do skał kilka metrów dalej. Ukryli się za śliskimi głazami, skąd mieli dobry widok na przystań.
Obserwowali ląd i pomost równoległy do brzegu. Mała motorówka patrolowa stała między rufą luksusowego włoskiego jachtu a dziobem katamarana, którym tu przypłynęli. Dirk spodziewał się, że na pokładzie jachtu nocuje załoga.
W końcu w oddali pojawił się samotny ochroniarz. Szedł wolno wzdłuż brzegu. Kiedy mijał reflektor, Dirk zobaczył karabin szturmowy na jego ramieniu. Ochroniarz skręcił na pomost i dotarł do jachtu. Zatrzymał się przy nim na kilka minut, potem wrócił na brzeg. Poszedł w kierunku windy i zniknął w małej wartowni u podnóża urwiska.
– Dopóki ten facet jest w środku, nie widzi motorówki – szepnął Dirk.
– Trzeba ją ukraść, zanim wyjdzie na następny obchód.
Odepchnęli się od głazów i popłynęli do pomostu. Dirk nie spuszczał z oczu wartowni. Zastanawiał się, ile czasu zajmie mu uruchomienie silnika motorówki bez kluczyka, jeśli nie zostawiono go na łodzi.
Płynęli daleko od przystani, żeby nie wzbudzić podejrzeń, i skierowali się do motorówki, dopiero gdy byli na wprost niej. Kajdanki na nadgarstkach przeszkadzały im, ale cierpliwie wykonywali rękami spokojne ruchy pod wodą.
Ochroniarz nadal siedział w wartowni i czytał jakiś magazyn ilustrowany.
Dirk pokazał gestem, żeby Summer odcumowała rufę, a on zajmie się dziobem. Przepłynął wzdłuż burty motorówki i już sięgał do cumy dziobowej, żeby podciągnąć się na pomost, gdy nagle usłyszał nad sobą ostry trzask. Zamarł. Rozbłysnął żółty płomyk i w jego blasku zobaczył twarz ochroniarza zapalającego papierosa na rufie jachtu Kanga zaledwie trzy metry dalej.
Trwał w bezruchu, żeby nie wzburzyć wody, i obserwował czerwony ognik, który rozżarzał się rytmicznie, kiedy ochroniarz zaciągał się papierosem. Wstrzymywał oddech z obawy nie o siebie, lecz o Summer. Miał nadzieję, że nikt jej nie zauważy na rufie łodzi. Ochroniarz rozkoszował się paleniem przez dziesięć minut, w końcu wyrzucił papierosa za burtę. Niedopałek wylądował w wodzie metr od głowy Dirka i zgasł z sykiem.
Dirk zaczekał, aż ucichną kroki oddalające się od relingu, zanurkował i popłynął w kierunku rufy motorówki. Wynurzył się tuż za śrubą i zobaczył zniecierpliwioną minę Summer. Pokręcił do niej głową, podciągnął się do krawędzi burty i spojrzał w stronę siedzenia sternika. W ciemności ledwo dostrzegł tablicę rozdzielczą. W stacyjce nie było kluczyka. Zsunął się z powrotem do wody, zerknął na siostrę i sięgnął po cumę w jej dłoniach. Summer była zaskoczona, kiedy zniknął pod powierzchnią i wyłonił się po chwili z pustymi rękami. Myślała, że Dirk chce z powrotem przywiązać linę do pomostu, ale wskazał środek zatoki. Popłynęła za nim w tamtą stronę. Gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości od przystani, zatrzymali się i odpoczęli.
– O co chodzi? – zapytała Summer z irytacją.
Dirk powiedział jej o ochroniarzu na rufie jachtu Kanga.
– Bez kluczyka nie mamy wielkich szans. Łódź stoi tak blisko statku, że zobaczą mnie albo usłyszą, kiedy będę majstrował przy przewodach, żeby uruchomić silnik. Na katamaranie też ktoś może mieć wachtę. Będziemy musieli zadowolić się skiffem.
Łódka, którą ludzie Kanga przetransportowali Dirka i Summer do groty, stała na brzegu obok przystani.
– Bardzo blisko wartowni – zauważyła Summer.
Dirk spojrzał w tamtym kierunku: ochroniarz nadal siedział w małym budynku około dwudziestu metrów od skiffa.
– Uda się – odrzekł z przekonaniem.
Popłynęli w stronę lądu. Minęli szerokim łukiem przystań i zbliżyli się do kamienistej plaży od wschodu. Kiedy poczuli pod nogami grunt, Dirk kazał Summer zaczekać w wodzie i podkradł się wolno do brzegu.
Wyszedł z wody, położył się na brzuchu i podczołgał do łódki. Stała między dwiema skałami jakieś pięć metrów od wody, dziobem w stronę lądu.
Dirk ukrył się za drewnianym skiffem i zajrzał nad burtą do środka. Dostrzegł linę zwiniętą na przedniej ławce i umocowaną do małej knagi na dziobie. Sięgnął do łódki, odczepił linę i przyciągnął zwój do siebie. Potem cofnął się do rufy, przesunął ręką po jej górnej krawędzi i znalazł otwór do mocowania silnika doczepnego. Przeprowadził tamtędy linę i mocno zawiązał.
Wrócił na brzuchu do wody i rozciągnął linę na całą długość. Miała ponad piętnaście metrów. Podpłynęła Summer i oboje schylili się w wodzie.
– Przyciągniemy ją jak marlina – szepnął Dirk. – Jeśli ktoś coś wywęszy, schowamy się za tamtymi skałami przy grocie – wskazał głową pobliskie głazy.
Ułożył ręce Summer na linie, cofnął się i zaczął powoli ciągnąć. Summer zacisnęła dłonie i zrobiła to samo.
Lekka łódka nie stawiała oporu. Zaczęła sunąć z chrzęstem po kamykach. Szybko poluzowali linę i spojrzeli na wartownię. Ochroniarz nadal czytał magazyn. Najwyraźniej nie usłyszał hałasu. Znów zaczęli przyciągać skiffa. Summer wstrzymała oddech, gdy łódka zbliżyła się do wody. Kiedy skiff uniósł się na falach i chrzęst wreszcie ucichł, wydała długie westchnienie ulgi.
– Odciągnijmy ją trochę dalej – szepnął Dirk.
Owinął sobie linę wokół ręki i popłynął w kierunku środka zatoki. Kiedy byli sto metrów od brzegu, wrzucił linę do łódki i wdrapał się przez burtę na pokład. Potem chwycił rękę Summer i wciągnął siostrę do skiffa.
– Ślizgacz to nie jest, ale chyba wystarczy – powiedział, oglądając wnętrze łódki. Wypatrzył pod ławką dwa wiosła, włożył je w dulki, zanurzył pióra w wodzie i usiadł twarzą do rufy. Mając w polu widzenia oświetloną twierdzę Kanga, zaczął energicznie wiosłować w stronę środka zatoki.
– Do rzeki jest jakieś półtora kilometra- oceniła Summer. – Może spotkamy tam kuter patrolowy południowokoreańskiej marynarki wojennej albo ochrony wybrzeża.
– Zadowoliłbym się frachtowcem.
– Jasne – odparła. – Byle nie miał na kominie logo Kang Enterprises.