– Chyba wam mówiłem, chłopcy, żebyście nie wybierali się na przejażdżkę z obcymi? – poklepał syna po ramieniu i obejrzał więzy.

Dirk wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Przepraszam, tato, ale obiecywali nam dużo atrakcji. Dzięki, że po nas wpadłeś.

– Taksówka czeka. Wynośmy się stąd, zanim odpalą to coś.

Pitt przyjrzał się linie krępującej łokcie Dirka, wziął zamach i przeciął ją. Potem uwolnił mu nadgarstki. Ostrze topora uderzało z metalicznym dźwiękiem w stalową belkę wyrzutni. Kiedy Dirk rozwiązywał sobie kostki, Pitt oswobodził Dahlgrena. Obaj mężczyźni szybko wstali i Pitt odrzucił topór.

– Tato, w hangarze jest uwięziona załoga platformy. Musimy ich wypuścić.

Pitt skinął głową.

– Zdawało mi się, że słyszę jakieś hałasy. Prowadź.

Wszyscy trzej pobiegli szybko przez pokład. Wiedzieli, że liczy się każda sekunda. Dirk spojrzał w górę na zegar odliczający. Dwadzieścia jeden minut i trzydzieści sześć sekund. Potem platforma zamieni się w ogniste piekło. Jakby tego było mało, z hangaru dobiegł nagle zgrzyt. Oprogramowanie startowe wysłało z „Koguryo" elektroniczne polecenie zamknięcia hangaru i wielkie wrota zaczęły się zasuwać.

– Drzwi się zamykają – wysapał w biegu Dahlgren. – Musimy się pospieszyć.

Wyrwali do przodu jak sprinterzy na olimpiadzie. Pitt wciąż miał silne nogi, ale przed hangarem został z tyłu i Dirk z Dahlgrenem pierwsi wpadli przez malejący otwór. Pitt odwrócił się i wśliznął bokiem do środka. Sekundę później wrota się zamknęły.

W połowie długości hangaru usłyszeli przytłumione głosy i metaliczne uderzenia. Ludzie zamknięci w magazynie próbowali się wydostać. Dirk, Dahlgren i Pitt dobiegli bez tchu do drzwi pomieszczenia i obejrzeli łańcuch spięty kłódką.

– Ten łańcuch nie puści, ale gdybyśmy znaleźli łom, może udałoby się wyważyć drzwi – wysapał Dahlgren i rozejrzał się dookoła.

Pitt zerknął na samobieżną platformę roboczą, którą Jack przejechał wcześniej przez hangar. Sięgnął w górę i chwycił sterownik zwisający na kablu z poręczy.

– To będzie nasz łom – powiedział i obniżył trochę platformę. Potem podprowadził ją do magazynu. Owinął mocno luźny koniec łańcucha wokół jej poręczy i zawołał do ludzi w środku: – Cofnijcie się od drzwi.

Odczekał chwilę i wcisnął przycisk. Platforma zaczęła się wolno unosić i naprężać łańcuch. Mechanizm podnośnika rzęził z wysiłku, koła platformy trzęsły się w miejscu. Nagle rozległ się głośny trzask i drzwi wyskoczyły z zawiasów. Poderwały się do góry, uderzyły w platformę i zawisły na łańcuchu. Pitt szybko cofnął platformę i z magazynu wysypała się załoga „Odyssey".

Od chwili opanowania platformy przez ludzi Tongju więźniowie dostawali niewiele jedzenia. Byli słabi i zestresowani. Ale jednocześnie czuli gniew. Grupa doświadczonych profesjonalistów nie pogodziła się z przegraną.

– Jest tu kapitan i szef obsługi wyrzutni? – zawołał Pitt wśród głośnych podziękowań za uwolnienie.

Przez tłum przepchnął się kapitan Christiano. Za nim szedł szczupły, dystyngowany mężczyzna z kozią bródką.

– Nazywam się Christiano, jestem kapitanem „Odyssey". A to Larry Ohlrogge, szef obsługi wyrzutni. Czy platforma jest już bezpieczna? Unieszkodliwiono tamte męty? – rzucił z pogardą.

Pitt pokręcił głową.

– Ewakuowali się stąd i zamierzają wystrzelić rakietę. Mamy mało czasu.

Ohlrogge zauważył pusty transporter i zamknięte wrota hangaru.

– Zostały nam minuty – powiedział nerwowo.

– Mniej więcej osiemnaście – uściślił Pitt. – Kapitanie, niech pan natychmiast zabierze załogę na lądowisko helikoptera – rozkazał. – Czeka tam sterowiec. Jeśli się pospieszymy, zdążymy odlecieć. – Odwrócił się do Ohlrogge'a. – Można w jakiś sposób powstrzymać start rakiety?

– To całkowicie zautomatyzowany proces. Jest kontrolowany z pokładu statku montażu i dowodzenia. Ci terroryści prawdopodobnie mają kopię oprogramowania.

– Możemy mechanicznie przerwać tankowanie zenita – zauważył Christiano.

Ohlrogge ponuro pokręcił głową.

– Już za późno. Na tym etapie jedyną nadzieją mógłby być awaryjny system sterowania na mostku.

– Na końcu hangaru jest winda na mostek – powiedział Christiano. – Tuż powyżej jest lądowisko helikoptera.

– Więc chodźmy – odrzekł Pitt.

Tłum ruszył w głąb hangaru i stłoczył się przy windzie. Christiano odzyskał zdolność dowodzenia.

– Wszyscy się nie zmieszczą. Pojedziemy w trzech grupach. Najpierw was ośmiu, potem wy, później dalszych dziesięciu – zarządził.

– Jack, jedź z pierwszą grupą i pomóż im wsiąść do „Icarusa". Uprzedź Ala, że będzie więcej pasażerów – polecił Pitt. – Dirk, ty zabierzesz się z ostatnią grupą. Dopilnujesz, żeby nikt tu nie został. – Odwrócił się do Christiano. – Kapitanie, musimy natychmiast dostać się na mostek.

Christiano, Ohlrogge, Dahlgren i Pitt wcisnęli się do windy z ośmioma innymi mężczyznami i czekali niecierpliwie, aż kabina dotrze na poziom mostka nad hangarem. Dahlgren szybko odnalazł schody na lądowisko helikoptera powyżej i wyprowadził członków załogi na odkryty pokład.

Srebrzysty sterowiec unosił się tuż nad lądowiskiem. Giordino siedział za sterami i palił cygaro. Na widok Jacka obrócił szybko wirniki kanałowe i posadził „Icarusa" na pokładzie.

Dahlgren zajrzał do gondoli.

– Cześć, marynarzu. Zabierzesz w rejs kilka dziewczyn?

– Jasna sprawa – odrzekł Giordino. – Ile ich masz?

– Około trzydziestu – odparł Dahlgren, patrząc z niepokojem na przedział pasażerski.

– Dawaj je tu, zmieszczą się. Ale będziemy musieli wywalić każdy zbędny ciężar, żeby oderwać się od ziemi. Tylko się pospiesz, bo nie chcę się tu upiec żywcem.

– Ja też nie, partnerze – zapewnił Dahlgren i wprowadził na pokład pierwszą grupę.

Oprócz dwóch miejsc w kokpicie w gondoli było dodatkowo osiem skórzanych foteli lotniczych dla pasażerów. Dahlgren skrzywił się na myśl, że trzeba będzie upchnąć w kabinie tyle osób. Sterowiec może być za ciężki, żeby wystartować. Kiedy załoga weszła na pokład, Dahlgren obejrzał mocowania siedzeń. Okazało się, że łatwo można je wyjąć. Zwolnił zaczepy pięciu foteli i z pomocą rosyjskiego inżyniera wyrzucił je z gondoli.

– Wszyscy do tyłu autobusu – warknął. – Będą tylko miejsca stojące.

Kiedy ostatni członek jego grupy znalazł się w kabinie pasażerskiej, Dahlgren odwrócił się do Ala.

– Ile mamy czasu?

– Według moich obliczeń, około piętnastu minut.

Na szczycie schodów pojawiła się następna grupa i przebiegła szybko przez lądowisko do sterowca. Dahlgren odetchnął. Wszyscy powinni zdążyć uciec z platformy. Ale czy wystarczy czasu na unieruchomienie rakiety?

56

Na mostku „Odyssey" kapitan Christiano zbladł i pokręcił w milczeniu głową na widok roztrzaskanych pociskami komputerów. Podszedł do stanowiska nawigacyjnego i zobaczył mysz komputerową zwisającą na przewodzie. Brakowało klawiatury. Ohlrogge zauważył, że napęd komputera nie jest uszkodzony.

– Mam na dole laptopy. Możemy tu jeden podłączyć i uruchomić sterowanie platformą – zaproponował.

– Tamci na pewno zabezpieczyli systemy automatyczne – odrzekł Christiano, wskazując kciukiem za siebie.

Pitt spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył w oddali „Koguryo". Przeniósł wzrok na kapitana i dostrzegł „Badgera", który nadal był przycumowany do prawej podpory kolumnowej daleko w dole.

– Nie ma czasu – ciągnął Christiano. – To mogłoby zająć godziny.

Zawrócił do środkowej konsoli z wyrazem rozpaczy na twarzy.

– Mówił pan, że na mostku jest ręczne sterowanie – przypomniał Pitt.

Christiano domyślił się, co zobaczy, zanim jego wzrok padł na konsolę. Tamci za dużo wiedzieli. Jak prowadzić i zbalastować platformę, jak zatankować zenita, jak kontrolować i wystrzelić rakietę z ich statku wsparcia. Terroryści z taką znajomością rzeczy nie mogli zapomnieć o zniszczeniu ręcznego sterowania. Christiano spojrzał w dół na porozrywane wiązki przewodów i zmiażdżone włączniki, które były ostatnią nadzieją na unieruchomienie rakiety.


Перейти на страницу:
Изменить размер шрифта: